
Prawosławni nie mogli odjechać
W czasie wojny Romuald Rajs "Bury" był żołnierzem AK na Wileńszczyźnie. Odznaczył się, jako świetny dowódca. Po wojnie nie złożył broni. We wrześniu 1945 roku objął oddział Pogotowia Akcji Specjalnej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Pod koniec stycznia oddział "Burego" dotarł do wsi Łozice niedaleko Hajnówki.
Wymordowanie woźniców to był jeden z epizodów krwawego pochodu oddziału "Burego". Na sumieniu jego podwładnych jest pacyfikacja wsi Zaleszanach. Oddział wkroczył do wioski 29 stycznia 1946 roku. Wezwali mieszkańców na spotkanie. W jego trakcie żołnierze wyprowadzili dwóch mieszkańców sąsiedniej wsi i zastrzelili. Jeden z zamordowanych miał dopiero 16 lat. Pozostałych zamknięto w chacie, którą podpalono. Wkrótce podobny los spotkał pozostałe budynki. Zginęło łącznie 16 osób. W tym siedmioro dzieci. Oddział ruszył ku Wólce Wyganowskiej, gdzie zastrzelono 2 osoby. Wkrótce w płomieniach stanęły Zanie. Jej mieszkanka Eugenia Olszewska wspominała dla "Przeglądu Prawosławnego"
(...)Wziąłem dwie moje córki na ręce, wyszedłem z nimi na dwór i przez ulicę, biegiem. Jak najprędzej, do lasu! Za mną strzelali, kula trafiła mnie w biodro, upadłem z córkami w bruzdę w ogrodzie. Skądś przybiegła moja siostra, zabrała dziewczynki i poniosła za wieś. Patrzę, leży moja mama w ogrodzie, zabita. Podczołgałem się do niej, dotykam, a ona się już nie rusza. Leżałem obok niej nie wiem jak długo, aż słyszę, krzyczą: - Zbiórka! zbiórka! Wioska płonie, oni jadą ulicą, zauważyli nas, podchodzi jeden, drugi: - K...a mać, nie ma naboi! Potem podchodzi trzeci z karabinem, taki konus, może z metr w kapeluszu – strzela w mamę, już martwą. Potem strzelił we mnie. I ja wtedy, jak leżałem, od razu usiadłem.
Siadłem i nie wiem co się ze mną stało. Nic więcej nie widziałem. Kula wybiła mi jedno oko, przeszła przez kość nosową i wyłupiła drugie. Ono, jak mi potem ludzie mówili, wisiało jakiś czas na jednej żyłce. Tamci poszli dalej, a ja zostałem tam, siedząc bez oczu, żywy. I temu konusowi nie starczyło amunicji na mnie. (...) Na początku lat siedemdziesiątych w tym miejscu postawiono tablicę pamiątkową. Wyryto na niej 24 nazwiska. Najstarszemu z zabitych było 83 lata, najmłodszemu – 4. (...) Zanie spalił jeden z oddziałów tak zwanego Pogotowia Akcji Specjalnej (PAS), którym dowodził Bury (Romuald Rajs). Oddział składał się z akowców, którzy przyszli na Białostocczyznę z Wileńszczyzny, a także miejscowych Polaków. (...)Zapisałem te słowa 17 kwietnia 1990 roku w Zaniach, na białoruskiej wysepce w Rzeczypospolitej Polskiej. Ja nie czuję nienawiści do Polaków.
Tymczasem w ubiegłym roku narodowcy zorganizowali w Hajnówce marsz imienia "Burego". Prezydent Andrzej Duda objął wówczas marsz swoim patronatem. Oburzył mieszkańców Hajnówki i okolic. W tym roku jej władze jednoznacznie sprzeciwiły się marszowi. Oskarżają nawet narodowców o prowokację.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl