Reklama.
Nie mogę tego zapomnieć. Tych wdów po wymordowanych wozakach, gdy pisały listy. Pisały latami, aby dowiedzieć się o losie swoich mężów. A potem pisałych ich dzieci. Byłem wtedy dzieckiem, ale nie mogę tego zapomnieć – opowiada Jakub Ostapczuk, przewodniczący Rady Miasta Hajnówka. Wozacy zginęli z rąk żołnierzy wyklętych, bo byli wyznania prawosławnego. A teraz narodowcy chcą maszerować pod oknami cerkwi w Hajnówce, w której będzie msza o przebaczenie win. Prof. Eugeniusz Mironowicz: – W Hajnówce żyją potomkowie wymordowanych przez oddział "Burego". Proszę sobie wyobrazić, co oni czują w czasie takich manifestacji.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl
(...)Wziąłem dwie moje córki na ręce, wyszedłem z nimi na dwór i przez ulicę, biegiem. Jak najprędzej, do lasu! Za mną strzelali, kula trafiła mnie w biodro, upadłem z córkami w bruzdę w ogrodzie. Skądś przybiegła moja siostra, zabrała dziewczynki i poniosła za wieś. Patrzę, leży moja mama w ogrodzie, zabita. Podczołgałem się do niej, dotykam, a ona się już nie rusza. Leżałem obok niej nie wiem jak długo, aż słyszę, krzyczą: - Zbiórka! zbiórka! Wioska płonie, oni jadą ulicą, zauważyli nas, podchodzi jeden, drugi: - K...a mać, nie ma naboi! Potem podchodzi trzeci z karabinem, taki konus, może z metr w kapeluszu – strzela w mamę, już martwą. Potem strzelił we mnie. I ja wtedy, jak leżałem, od razu usiadłem.
Siadłem i nie wiem co się ze mną stało. Nic więcej nie widziałem. Kula wybiła mi jedno oko, przeszła przez kość nosową i wyłupiła drugie. Ono, jak mi potem ludzie mówili, wisiało jakiś czas na jednej żyłce. Tamci poszli dalej, a ja zostałem tam, siedząc bez oczu, żywy. I temu konusowi nie starczyło amunicji na mnie. (...) Na początku lat siedemdziesiątych w tym miejscu postawiono tablicę pamiątkową. Wyryto na niej 24 nazwiska. Najstarszemu z zabitych było 83 lata, najmłodszemu – 4. (...) Zanie spalił jeden z oddziałów tak zwanego Pogotowia Akcji Specjalnej (PAS), którym dowodził Bury (Romuald Rajs). Oddział składał się z akowców, którzy przyszli na Białostocczyznę z Wileńszczyzny, a także miejscowych Polaków. (...)Zapisałem te słowa 17 kwietnia 1990 roku w Zaniach, na białoruskiej wysepce w Rzeczypospolitej Polskiej. Ja nie czuję nienawiści do Polaków.