Po mistrzowsku pokazali, że nie chcą w swoim kraju żadnej "dobrej zmiany", która ciągnie za sobą populizm. To nieprawdopodobne, ale aż 82 procent (!!!) Holendrów poszło w środę do urn. W Polsce to wynik absolutnie nie do wyobrażenia, poza wszelką spekulacją czy hipotetycznymi rozważaniami. Co musiałoby się stać, żeby w dniu wyborów aż tylu Polaków przerwało niedzielne lenistwo i poszło głosować dla dobra kraju?
Holendrzy pokazali siłę, choć w tym kraju frekwencja zawsze była wyższa niż średnia w Polsce. Ale tym razem była najwyższa od 30 lat. W komentarzach już słychać, że do urn poszli ci wcześniej niezdecydowani i to właśnie ich głosy zaważyły o wyniku wyborów. O tym, że Holandia powiedziała "dobrej zmianie" nie. Uczmy się, Polacy!
"Jesteście najlepsi, szacunek!"
Sami Holendrzy są pod ogromnym wrażeniem, że się udało. A także inne narody. Nawet w USA zastanawiają się, co by było z Trumpem, gdyby od takiej frekwencji mogły zależeć amerykańskie wybory. "Świat patrzy i uczy się na naszych błędach. Holendrzy są mądrzejsi od niektórych Amerykanów!" – piszą w sieci. I porównują wyniki wyborów prezydenckich w USA z Holandią. Tam, najwyższa frekwencja o trzech dekad. U nich było 55 procent i najniższa frekwencja od 20 lat. Teraz można tylko załamywać ręce. "Może wreszcie amerykańscy wyborcy zobaczą, że wybory naprawdę mają znaczenie" – napisał ktoś.
Ale przede wszystkim słowa uznania pod adresem Holandii płyną z całej Europy. Fantastyczna mobilizacja. I przykład dla innych. "Szacunek. Jesteście najlepsi! Dziękujemy za stawienie oporu populizmowi. Nie będzie holenderskiego Trumpa. Dobra robota! Jesteśmy z was dumni. Wow!"– takich gratulacji jest mnóstwo.
Zaczęły płynąć już wcześniej, gdy sondaże mówiły o nawet 77 procentach. Ponad 80 procent przerosło oczekiwania wszystkich. Ludzie piszą o zwycięstwie demokracji, o tym, że Holendrzy obronili wartości, które wyznają od lat.
Marne 50 procent...
Tak wysoka frekwencja to najważniejsza sprawa w tych wyborach, bo łatwo sobie wyobrazić, że bez niej wynik mógłby być zupełnie inny. Polacy też mogliby z niej wyciągnąć najważniejszą dla siebie lekcję. Nasze 50 procent w ostatnich wyborach w 2015 roku wygląda fatalnie. A jeszcze marniej inne wybory, gdy nawet tej magicznej 50-tki nie udało się przekroczyć.
W 2005 roku, gdy PiS wygrał pierwszy raz, do urn poszło tylko niewiele ponad 40 procent Polaków. Ale już w 2007, gdy PO odebrała mu władzę, frekwencja wyniosła ponad 53 procent i – nie licząc pierwszych, wolnych wyborów (63 proc.) był to najlepszy wynik dwudziestolecia. Ale i tak, pod tym względem, na tle Europy jesteśmy gdzieś na szarym końcu (tutaj znajduje się zestawienie Eurostatu frekwencji wyborczych w państwach UE do 2014 roku).
My ten brak wyborczej mobilizacji mamy już chyba we krwi. Albo jesteśmy w stanie permanentnego zniechęcenia i awersji do wszelkich głosowań. Za to potem bardzo lubimy narzekać.
Zwalczyć apatię wyborców
Tymczasem Holandia właśnie udowodniła, jaką frekwencja ma moc. "82 procent Holendrów pokazało, jak można pokonać skrajną prawicę. Ruszyć się i głosować" – to tylko jedna z internetowych analiz wyborczej apatii. A jest ich więcej. To apatia wyborców powoduje, że korzystają na niej "destrukcyjni szaleńcy".
Austriackiego populistę też powstrzymali
Zresztą, niedawno pokazała to również Austria. Podczas wyborów prezydenckich w grudniu 2016 roku do urn poszło 74 procent wyborców i nie dopuściło do wyboru populisty na przywódcę kraju. A jeszcze w kampanii wyborczej wszystko wskazywało na to, że właśnie on ma największe poparcie. Ba, Norbert Hofer wygrał też pierwszą turę wyborów i choć zdobył tylko 35 procent głosów, to i tak był to najlepszy wynik ze wszystkich, jakie skrajnie prawicowa Wolnościowa Partia Austrii osiągnęła w wyborach narodowych od 1945 roku. Frekwencja w pierwszej turze wyniosła 68,5 procenta.
Ale Austriacy się przestraszyli i z drugą turą nie poszło mu tak łatwo. Przegrał, jak komentowano, właśnie dzięki wyższej frekwencji.
Wstać z fotela i głosować
Dlatego trzeba wstać z fotela i głosować. PiS wciąż przoduje w sondażach i za każdym razem wydaje się to dziwne, gdyż wszędzie wokół ludzie mocno złorzeczą na "dobrą zmianę". "Nie znasz nikogo, kto głosował na PiS....?" – więcej pisaliśmy o tym tutaj.
Ludzie narzekają, ale i tak, gdy przyjdzie do następnych wyborów, wielu Polaków pewnie znów powie, że i tak nic się nie zmieni, że nie warto... Warto. Jeśli sami w to nie wierzymy, popatrzmy na innych.
Napisz do autorki : katarzyna.zuchowicz@natemat.pl