
Jedno z najbarwniejszych małżeństw na polskiej scenie politycznej ponownie o sobie przypomina. Tym razem za sprawą procesu, w którym Jan Rokita walczy o odszkodowanie za krzywdy doznane w stanie wojennym. Kilka lat temu politykowi zasądzono kwotę 25 tys. zł, ale uznał on, że to za mało. O wiele za mało.
REKLAMA
Były polityk PO i mąż byłej posłanki PiS przed sądem domaga się teraz sumy ponad pół miliona złotych. Jednak Nelli Rokita uważa, że i to nie byłaby kwota wystarczająca. Jej zdaniem, Jan Rokita powinien dostać dwa razy tyle – okrągły milion. – Mój mąż wiele wycierpiał i należą mu się te pieniądze – mówi "Super Expressowi" Nelli Rokita.
Nie wiadomo, czy Jan Rokita będzie zadowolony ze słów żony. On sam raczej wolał zachować anonimowość. Gdy w środę przed krakowskim sądem składał wyjaśnienia w tej kwestii, domagał się by media nie miały wstępu na salę rozpraw. Przesłuchanie odbyło się zatem za zamkniętymi drzwiami, a lokalna prasa, np. "Dziennik Polski", pisała o nim "Jan R., były prominentny polityk Platformy Obywatelskiej".
Oczywiście łatwo było się domyślić, o kogo chodzi. Choćby dlatego, że przypominano, iż Jan R. na początku lat 80. był przewodniczącym Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Uniwersytecie Jagiellońskim, a w stanie wojennym na pół roku trafił do ośrodka internowania. Teraz przed sądem domaga się 259 303 zł zadośćuczynienia za doznane krzywdy i 290 697 zł odszkodowania za utracone zarobki i zdrowie – w sumie około 550 tysięcy zł.
Jan Rokita z PO odszedł, gdy jego żona postanowiła wystartować w wyborach parlamentarnych z list PiS-u. Od tego czasu wielokrotnie krytykował Platformę, ale po nastaniu "dobrej zmiany" nie szczędził też cierpkich słów partii prezesa Kaczyńskiego. Nelli Rokita zaś, choć posłanką już nie jest, PiS-owi pozostaje wierna. W intencji zwycięstwa Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich poszła na pielgrzymkę do Santiago de Compostela.
źródło: se.pl
