Przez wiele miesięcy wszyscy w Polsce byli karmieni informacjami o konieczności powołania Wojsk Obrony Terytorialnej. Wróg u bram, „zielone ludziki” czy wojna hybrydowa to zagrożenia, którym żołnierze weekendowego wojska mieli dać stanowczy odpór. Powszechne były też głosy, że ta formacja będzie przede wszystkim biczem na opozycję. Tymczasem temat ucichł, a WOT z prawdziwego zdarzenia ani widu, ani słychu.
Antoni Macierewicz parł do przodu niczym czołg w serialu o dzielnych czterech pancernych i ich psie. Nie zważając na głosy ekspertów forsował pomysł powołania nowego rodzaju wojsk. Obok lotników, marynarzy, piechoty i specjalsów mieli w równych szeregach stanąć żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej. Formacja ta rosła w oczach, zapowiedzi najpierw mówiły o 30 tysiącach żołnierzy, później 35, ostatnio urosła do 53 tysięcy. Papier wszystko przyjmie.
Miało być i nie ma
Za kilka dni minie rok od podpisania przez ministra Macierewicza dokumentu, w którym przedstawiano koncepcję WOT. Założenia były takie, że każdy ochotnik będzie musiał odbyć obowiązkowe szkolenie przez dwa dni w miesiącu. Za to dostanie mundur, niezbędne wyposażenie wojskowe i 200 zł miesięcznie. Dodatkowe 300 zł miał otrzymywać za pozostawanie w gotowości bojowej. Gdy zajdzie potrzeba, żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej będą bronić mostów i dworców kolejowych przed atakiem sabotażystów lub ganiać „zielone ludziki” po lasach.
W myśl założeń projektu, nabór miał ruszyć we wrześniu 2016. Do końca 2016 roku miały być gotowe trzy brygady, po jednej w województwach podlaskim, lubelskim i podkarpackim. W 2017 roku do formacji mają dołączyć brygady mazowiecka i warmińsko-mazurska, rok później małopolska, świętokrzyska, łódzka, kujawsko-pomorska i pomorska. Do końca 2019 roku ma być po jednej brygadzie WOT w każdym województwie.
Na stronie internetowej MON można znaleźć informację, że utworzenie obrony terytorialnej to proces długofalowy, poprzedzony żmudną analizą i planowaniem. W celu zapewnienia efektywności oraz elastyczności w zakresie naboru, finansowania, wyposażenia i szkolenia niezbędnym jest jego rozłożenie na lata. I rzeczywiście. Rok minął, a poza mianowaniem płk. Wiesława Kukuły na dowódcy WOT i Michała Dworczyka na koordynatora ze strony MON nic więcej się nie nie wydarzyło.
WOT niczym Caracale
Minister Macierewicz powoli zaczyna przyzwyczajać Polaków do tego, że lubi rzucać słowa na wiatr. Tak było chociażby w przypadku przetargu na helikoptery dla wojska. Dodajmy – kolejnego przetargu, po tym jak rząd zerwał umowę z Francuzami na dostawę śmigłowców Caracal.
Wojskowi się burzą, bo nasi żołnierze, a już szczególnie ci nad Bałtykiem wkrótce nie będą mieli czym latać. Kończą się resursy sprzętu, który w polskiej armii służy od lat. Helikoptery Mi-14 to stare, jeszcze radzieckie konstrukcje i są na granicy śmierci technicznej.
Sytuacja jest na tyle poważna, że w sprawie zakupu helikopterów zabrał głos sam minister. I to nie raz, nie dwa – wielokrotnie. Zapewniał, że jeszcze w grudniu zeszłego roku do jednostek trafią pierwsze BlackHawki. Kolejne miały pojawiać się sukcesywnie w następnych miesiącach. Były spotkania ze związkowcami, uśmiechy w świetle kamer, kwiaty i uściski rąk. A helikopterów jak nie było, tak nie ma.
Z oddziałami wojsk Obrony Terytorialnej jest zupełnie tak samo, jak ze śmigłowcami dla wojska. Każdy o nich słyszał, ale jeszcze nikomu nie udało się ich zobaczyć. Tajna broń? W filmie o agencie 007 Q powierzył Jamesowi Bondowi niewidzialny samochód, ale ukryć na filmie auto to jedno, ukryć kilka brygad żołnierzy to dopiero sztuka.
Zakupy na papierze
Deklaracje składane przed kamerami składać łatwo, ale życie uczy, że później trudno jest ministrowi dotrzymać obietnic. Niektórzy mogą powiedzieć: „cóż, to tylko słowa, polityka”. Politycy zawsze dużo mówią, wiele obiecują, wyborcy nie powinni brać każdej wypowiedzi zbyt dosłownie. Niemal zawsze czas weryfikuje szumne zapowiedzi.
Minister Macierewicz zapowiadał zakup specjalistycznego sprzętu dla żołnierzy WOT. Miały być karabiny snajperskie, drony rozpoznawcze, broń przeciwpancerna, przeciwlotnicza i pojazdy. Bo formacja Obrony Terytorialnej to oczko w głowie ministra. I tylko szkoda, że jak na razie nikt nie widział ani tych karabinów, ani dronów. Podobnie zresztą, jak oddala się zakup dwóch samolotów dla VIP, choć w budżecie MON zaksięgowano już pieniądze, jakie mieliśmy za nie zapłacić. To zresztą pozwoliło ministrowi chwalić się tym, że niemal w stu procentach wydał przyznane jego resortowi środki na zeszły rok.
Jeśli chodzi o budżet obrony terytorialnej, to wszystko jest tajne przez poufne. MON nie podaje żadnych informacji poza planowaną liczbą 53 tysięcy żołnierzy. Biuro rzecznika nie podaje danych przez telefon, nie odpisuje na maile. Do dziś nie wiadomo, jak ma wyglądać wyposażenie żołnierza WOT, ani nawet to, czy będą nosili takie same mundury jak odziały armii zawodowej. W planach było przebranie ich w stroje nawiązujące do mundurów „Żołnierzy Wyklętych” – taki „partyzancki szyk”, łączący w sobie mundury KBW z przedwojennymi oznaczeniami i niemieckimi elementami wyposażenia.
Gdzie ta armia?
Skończył się 2016 rok, a trzech brygad WOT nie widać. Zbliżają się święta wielkanocne, a cała ta koncepcja coraz bardziej zaczyna przypominać gigantyczną wydmuszkę. W Łodzi, Gdańsku i Lublinie w Wojskowych Komendach Uzupełnień nikt nic nie wie, pracownicy nie mają nic do powiedzenia. Na stronie internetowej warszawskiej WKU pojawia się tylko informacja, że 20 kwietnia w Białymstoku odbędzie się rozmowa kwalifikacyjna dla kandydatów na oficerów 1 Podlaskiej Brygady Obrony Terytorialnej.
Do Białostockiej WKU nie udało nam się dodzwonić, być może jest oblegana przez ochotników. Pięć dni po oficerach ma się odbyć rekrutacja na podoficerów, a 27 kwietnia na żołnierzy szeregowych. Ochotnicy muszą przynieść ze sobą strój sportowy, książeczkę wojskową, dowód osobisty, prawo jazdy i dokument potwierdzający posiadane kwalifikacje. Oraz CV.
Przypomnijmy – 1PBOT miała zostać sformowana jeszcze w zeszłym roku. Tymczasem nic nie wskazuje na to, żeby przed wakacjami udało się rozpocząć cykl szkoleniowy. Na razie MON pochwalić się może tylko rozpoczęciem szkolenia grup, które formalnie nie wchodzą w skład WOT. Odbywają się one w ramach programu „Paszport do współpracy organizacji proobronnych z jednostkami wojskowymi Sił Zbrojnych RP”.
Grupy te w nomenklaturze MON są określane jako komponenty. Tworzą je różne organizacje para-wojskowe, związki strzeleckie, i temu podobne. Swoje komponenty wystawiły między innymi takie organizacje jak Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” z Lublina czy Światowy Związek Żołnierzy AK Okręg Wołyński. Uczestnicy szkolenia pod okiem żołnierzy z Batalionu Reprezentacyjnego WP uczyli się podstaw musztry wojskowej i ceremoniału wojskowego.