Krystyna Łuczak-Surówka przyznała, co ją najbardziej boli w sprawie śmierci męża.
Krystyna Łuczak-Surówka przyznała, co ją najbardziej boli w sprawie śmierci męża. Fot. TVP2

– Ja już prawię nie chodzę na cmentarz – powiedziała w wyemitowanym w "Pytaniu na śniadanie" w TVP2 wywiadzie Krystyna Łuczak-Surówka, wdowa po oficerze BOR, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Jak przyznała, nad grobem swojego męża była m.in. nagabywana i dotykana.

REKLAMA
– Jak można przekraczać tę granicę, nagabywać nad grobem – mówiła w rozmowie z Joanną Racewicz. – Mnie robiono zdjęcia, łapano za rękę, płakałam – kontynuowała. Przyznała, że ludzie robili sobie z nią wręcz "sesje zdjęciowe". – Przez łzy pytałam co robią – opowiadała.
– Nie chcę sobie przypominać, co tam się działo – podkreśliła. I ta pamięć o Smoleńsku jest tym, z czego Krystyna Łuczak-Surówka chętnie by zrezygnowała. – Nie dziwię się (zmęczonym katastrofą – red.), myślę że wszyscy jesteśmy zmęczeni. Jakbyś mnie zapytała (Joanna Racewicz – red.) o idealny prezent, to wybrałabym tę pałeczkę z filmu "Faceci w czerni", która kasowała pamięć – stwierdziła.
– To jest za duża cena, to zainteresowanie. Przeszłość już nie wróci, a ja chciałbym żyć – podsumowała.
To nie pierwszy raz, kiedy Krystyna Łuczak-Surówka zabiera głos ws. katastrofy smoleńskiej. Choć paradoksalnie najczęściej w tej kwestii milczy. Do przerwania ciszy zmusiła ją po raz pierwszy publikacja "Gazety Polskiej", która twierdziła, że już po katastrofie dzwonił do niej... jej mąż. Ranny w nogi, miał opowiadać przez telefon o strasznych rzeczach, które się dzieją w Smoleńsku. Echem odbiła się także jej głośna rozmowa o ekshumacjach.

źródło: TVP 2