Komendant Główny Policji przyznał, że zabezpieczanie miesięcznic smoleńskich jest coraz droższe, a koszty będą rosły jeszcze bardziej. Nadinspektor Jarosław Szymczyk stwierdził, że winni temu są organizatorzy kontrmanifestacji, których oskarżył o agresywne, kibolskie zachowania. Lider organizacji Obywatele RP Paweł Kasprzak w rozmowie z naTemat ostro komentuje słowa szefa policji.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Zgromadzenia przeciwników obchodów miesięcznic katastrofy smoleńskiej to, zdaniem komendanta głównego, "nikomu niepotrzebny kwiatek do kożucha" i wyłącznie okazja, aby "porozrabiać" (o tych słowach z rozmowy w RMF FM piszemy tutaj). Co pan na to?
To prywatne zdanie pana komendanta, którego nie powinien wygłaszać. Jest to zwyczajna ocena ideowa. Tego typu komentarze z jego strony są absolutnie niedopuszczalne.
Nie jesteśmy żadnym "kwiatkiem do kożucha" i nie przychodzimy na Krakowskie Przedmieście, aby rozrabiać. My w miesięcznice smoleńskie przychodzimy, by występować w obronie godności ludzi, bo odzieranie z godności jest sednem tych uroczystości. Po to jest mit o katastrofie smoleńskiej, żeby można było przeciwników politycznych nazywać mordercami, zdrajcami ojczyzny oraz ścierwem.
Sobie nie ma pan nic do zarzucenia? Przecież agresja rodzi agresję. "Tchórzu", "cieniasie" – tak się pan zwracał do prezesa Kaczyńskiego...
Odpowiem tak: myśmy tam stali przez 9 miesięcy – w miejscu, które nam się prawnie należało, bo mieliśmy na to pozwolenie. Jednym z elementów tego protestu było ustępowanie miejsca uczestnikom miesięcznic. Myśmy stali w milczeniu, a tamci ludzie na nas pluli. Fizycznie. Miałem czyjąś ślinę na własnej twarzy.
Jeśli mówiłem "cieniasie" czy "tchórzu" to dlatego, że wbrew prawu, przy pomocy państwowej policji zasłaniano nas przed tchórzliwym spojrzeniem prezesa Kaczyńskiego.
Wróćmy do zarzutów komendanta. Mówi on też, że agresja uczestników kontrmanifestacji jest taka, iż policja musi kierować coraz większe siły, aby zapewnić i jednym, i drugim bezpieczeństwo.
Brednie. Oczywiście – policjanci zawsze twierdzą, że to co robią, to dla naszego bezpieczeństwa. Funkcjonariusze, którzy biorą udział w akcjach, do tej pory nam tłumaczyli, że to smoleński tłum jest agresywny i w związku z tym spychali nas z miejsca, gdzie prowadziliśmy demonstracje.
Ale bezpieczeństwo to nie jest jedyna wartość, jakiej policja ma obowiązek bronić. Powinna też bronić prawa do demonstracji. Tymczasem oni, pod pretekstem ochrony naszego bezpieczeństwa policja, chcą nas wpakować za parawaniki, aby nas zasłonić przed oczami prezesa PiS.
I z waszej strony nie ma agresji?
Żadnej. Na przykład milczymy, kiedy oni się modlą. Choć kiedy my chcemy coś powiedzieć, to śpiewają hymn, by nas zagłuszyć.
Porównanie nas do kiboli jest skandalem. 10 marca policja mnie dwukrotnie wymiotła z miejsca, które mi się prawnie należało i z tego powodu mam zarzuty. Ci panowie zamiast orłów powinni mieć na czapkach wizerunki Kaczyńskiego. Bo oni jemu służą, a nie państwu.
Nie słyszałem, aby ci policjanci zażądali od ministra Błaszczaka rozkazu na piśmie, aby robić to, co robią w miesięcznice. Przecież mają prawo odmówić wykonania rozkazu, który jest przestępstwem. A naszym zdaniem lista przestępstw jakich tu się dopuszcza policja jest bardzo długa.
Pan nie prowokuje policji?
Na miłość boską – w jaki sposób? Tym, że siedzę na ulicy?