Zwykły, normalny, przeciętny – to określania, które w przypadku tego samochodu są… zaletą. Hyundai Elantra to zwyczajny, kompaktowy sedan, który okazuje się być zaskakująco ciekawą pozycją w tym segmencie. Bo przy tym wszystkim jest to auto wyjątkowo ładne i komfortowe w codziennej jeździe.
Co kraj, to obyczaj, a co rynek, to nazwa. Tak jest w przypadku Hyundaia Elantry, który zależnie od szerokości geograficznej występował także pod nazwami: Lantra, i35 czy Avante. W Polsce mamy jednak Elantrę, która co ciekawe, nie jest powiększoną wersję popularnego hatchbacka i30, ale oddzielnym modelem.
Gdy zobaczyłem Hyudaia Elantrę, a potem do niego wsiadłem i rozejrzałem się w środku, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że gdzieś już widziałem podobny zestaw. Atrakcyjne, nawet wyróżniające się nadwozie, sporo udogodnień i… jakość wykonania, która intensywnie przypomina, że to mimo wszystko auto nie z najwyższej półki. Tak było w przypadku Kia Optimy, tak jest i z Hyundaiem Elantrą. Czy to coś złego? Niekoniecznie. To po prostu kompromis pomiędzy jakością a ceną, którą każdy oczywiście chciałby mieć jak najniższą.
Sami spójrzcie. To nowocześnie wyglądające auto z dwoma charakterystycznymi przetłoczniami z boku i sporym „tyłkiem”. Może nawet lekko futurystyczne. Z opływowymi kształtami i szerokim rozstawieniem. Na tyle nietuzinkowe, że ciężko porównać je do czegoś innego. Od tyłu „zalatuje” może trochę Fordem Mondeo, ale to tylko moje pierwsze skojarzenie. Z przodu jest już dużo bardziej hyundai’owy.
W tym równie nieoczywistym kolorze (ni to czerwień, ni to pomarańcz) ciekawe wyróżniał się na tle dużo bardziej oczywistej i „smutnej” konkurencji. Elantra nie tylko wydaje się spora i przestronna, ale taka jest (o tym więcej za chwilę). To, czego nie widać, to materiały, z którego wykonano podwozie. Tutaj w ponad połowie jest wykonane z „ultra wytrzymałej stali”, dzięki czemu kierowca ma poczucie większej stabilności, sztywności i lepszej sterowności.
Osobiście uważam, że to jeden z ładniejszych sedanów w swoim segmencie i cenie. Nie tylko za sprawą swojego wygląda, ale i faktu, że jest to dla wielu osób dość nieoczywisty wybór. Na przyjemną dla oka aparycję auta zwrócili uwagę także znajomi, którzy na co dzień nie zajmują się motoryzacją.
W środku Elantry trzeba skupić się na dwóch rzeczach. Pierwsza to ergonomia i ilość miejsca. Druga to klasa zastosowanych materiałów. Wewnątrz jest naprawdę przestronnie. Wystarczy powiedzieć, że w jedną trasę wskoczyliśmy tam w 5 dorosłych osób i nie potrzebowaliśmy panów w białych rękawiczkach do upychania. Z tylnej kanapy słyszałem zapewnienia, że jest zaskakująco luźno. Cała piątka dała radę też zmieścić swoje spore torby do bagażnika, a zapewniam, że było tego dużo.
Wnętrze jest przemyślane i łatwe w obsłudze. Bez zbędnego kombinowania. Być może przydałby się jeden bardziej dostępny schowek na telefon/portfel. Ten obecny za skrzynią biegów jest trochę zbyt schowany. Z kolei niebieskie podświetlenia przycisków przypominają kolorystyką i klimatem trochę hybrydowe Toyoty. Do tego wszystkiego dochodzi nawet ciekawe wyposażenie dodatkowe w postaci podgrzewanych foteli z przodu, podgrzewanej kierownicy, czujników parkowania czy paru trybów jazdy. Te ostatnie raczej nie zmieniają w wyraźnie odczuwalny sposób charakteru auta. Natomiast kwestie podgrzewania może i nie są niezbędne, ale nie są też oczywistością. Dziwne rozwiązanie zastosowano też przy szybach. Szybę od strony kierowcy można było automatycznie jedynie otworzyć. By ją zamknąć, trzeba było trzymać przycisk na stałe. Pierdoła, ale dziwna.
Ceną za ten ładny wygląd i przestronne wnętrze jest klasa wykonania. Jakość plastików i użytych materiałów szybko rzuca się w oczy i trzeba przyznać, że kłuje. Trochę jak z poprzedniej epoki. Podobnie jest patrząc na ekran na desce rozdzielczej. Jeśli komuś to nie przeszkadza, to pewnie nawet nie zwróci uwagi. Dla tych, którym kwestie estetyki nie są obojętne, będzie to jednak pewien zgrzyt. No cóż, taka jest cena za sedana, który zaczyna się od 60 tys. złotych. Kompromis, z którym trzeba się liczyć.
Bardzo przyjemnym „rozczarowaniem” jest zasięg, który wyświetla komputer pokładowy po pełnym zatankowaniu. 800 kilometrów na pełnym baku cieszy oko i portfel. Zjeździłem nim wzdłuż i wszerz Warszawę, bo akurat trafiło na zakręcony tydzień, a dodatkowo zrobiłem 400-kilometrową trasę. 1,6-litrowy diesel o mocy 136 koni mechanicznych z automatyczną skrzynią biegów wygenerował spalanie na poziomie 6-litrów na 100km co jest dokładnie tym, czego oczekuję, a naprawdę nie zawracałem sobie tym głowy. Lubię to. A pewnie można spróbować zejść i poniżej 6l.
Podróż Hyundaiem Elantrą jest wygodna i relaksująca. Auto prowadzi się komfortowo i pewnie, a kierowcy pomaga elektroniczne wspomaganie kierownicy. Jest dość szerokie i sztywne. Nie ma tu emocji i dynamiki, ale jest przyjemnie. W wersji wyposażenia Premium bezpieczeństwo zwiększają znane systemy w stylu asystenta martwego pola, czujnik zmiany pasa, czy monitoring wyjazdu tyłem.
Hyundai Elantra okazał się bardzo miłym zaskoczeniem. Jak już pisałem, jest przeciętny i zwykły, ale w tym przypadku nie jest to wada. To samochód wystarczający do ekonomicznej i wygodnej jazdy. Fajnie wygląda, akceptowalnie kosztuje, a do tego ekonomicznie jedzie. Minusem jest wspomniana jakość wykonania, ale przecież nie można mieć wszystkiego. Jestem bardzo ciekaw, jak będzie wyglądał po kilku latach i kilkudziesięciu tysiącach przejechanych kilometrów.