Coś tu poszło nie tak. "Dziewczyny" i cztery inne seriale ze "złą" końcówką

"No więc #DziewczynyHBO zakończyły się skomleniem, a nie rąbnięciem. To po prostu pokazuje, że niemowlęta zawsze, ale to zawsze psują telewizyjne serie" – pisze na Twitterze (chyba) eks-wielbicielka Hannah i jej trzech przyjaciółek. Odcinek, który miał stanowić piękną i wyjątkową klamrę, zapamięta jako ten "najgorszy". Nie tylko ona. Z czwórki "Dziewczyn" zostają dwie, w tyle zostają też Adam i Brooklyn. Hannah jest matką, której dziecko ciągle płacze, a ona nie może go karmić. Ucieka więc z domu, idzie na długi spacer, po drodze dając wykład o trudach macierzyństwa nastolatce. Potem wraca, z sukcesem... karmi potomka i już. Finito. A fani? Płaczą, bynajmniej nie ze wzruszenia.

Odcinek "Last Forever" zebrał najwięcej negatywnych opinii ze wszystkich odcinków długoletniej serii. Widzom nie mieścił się w głowach sposób rozwiązania historii Teda, jego związku z Robin oraz los tytułowej matki. Krytyka nie ominęła też wątku Robin i Barneya - chodziło o związanie ich węzłem małżeńskim w 1. części finału, po to, by ich rozwieść 10 minut po rozpoczęciu części 2. A do tego żonę (tytułową "matkę"), której przez lata szukał Ted, uśmiercono. Klawiatury poszły w ruch - Tumblra i Twittera zalała litania pretensji. Niektórzy uznali, że finał był przedwczesnym primaaprilisowym żartem (emisja odcinka przypadła na 31 marca). Do telewizji CBS spłynęły prośby o ponowne nakręcenie finału. Alternatywne zakończenie znalazło się na DVD 9. sezonu.

Jedna wielka zagadka, jaką było "Lost" wytłumaczono tak, że fanom opadły szczęki. Wyspa pełna tajemnic, spektakularne śmierci, powroty do przeszłości i przyszłości były po to, aby twórcy wyznali: "Oni wszyscy nie żyją! A miejsce, w którym ich poznaliście jest piekłem, niebem albo czym tam sobie życzycie". Ulubieni i jednak zmarli bohaterowie na "do widzenia" spotykają się w kościele. Każdy, poza Jackiem, wie, co się naprawdę stało, on musi to sobie uświadomić. I wtedy wszystko zaczyna tonąć w bieli, a Jack - konać w towarzystwie psa. "Katastrofa", "Głupiej się nie dało" – tyle do powiedzenia o finale "Lost" mieli widzowie.

"Zdrada", "Jeden z najgłupszych finałów w historii telewizji", "To pożegnanie to słabizna" – to parę komentarzy dotyczących ostatniego odcinka serialu, który nie zasłużył na zakończenie rodem z opery mydlanej. Twórcom wyraźnie pomieszały się gatunki, a fani i krytycy nie zostawili na nich suchej nitki. Zaczęli od bezsensownej śmierci Billa, z niesmakiem patrząc też na zmianę charakteru Jasona, samej Suki w Suki zaś prawie nie rozpoznali. Bo jak to możliwe, że wystarczy jej biesiadowanie pod gołym niebem? "Czysta krew" mogła zniknąć z anteny triumfalnie, a wyszło jak zwykle.

"Pakt" z Marcinem Dorocińskim miał klimat i tajemnicę, na której rozwiązanie naprawdę się czekało. Tyle że zdaniem widzów ostatnich minut nikt z twórców nie przemyślał. Zastanawiali się po co biblijne wątki, dziwna relacja bohatera i informatyczki, skomplikowana rodzinna historia, kiedy intrygę dało się poprowadzić inaczej. Za tytułowym paktem stał jeden człowiek, któremu żadna z ofiar, mimo posiadanej władzy, nie umiała się przeciwstawić. Kres tragediom położyć mógł za to główny bohater. Jednym zamachnięciem. Drugi sezon z kolei nie stanowił bezpośredniej kontynuacji pierwszego, ale chyba mniej podzielił widownię. Większość komentujących w sieci uważa tę transzę za nieporozumienie.