Nie odstępuje go 67-letni Ryszard Terlecki, na wicepremiera (a wcześniej kandydata na premiera) wypromował Piotra Glińskiego, rocznik 1954. Typowany na jego następcę Joachim Brudziński w przyszłym roku skończy 50 lat. Wiadomo, wiek w polityce najczęściej przekłada się na doświadczenie, więc w zasadzie teoretycznie nie ma w tym nic zaskakującego. Ale jest i druga strona medalu: prezes podobno inaczej podchodzi do osób przed określonym wiekiem, a inaczej po. Magiczna granica to 40 lat.
Oczywiście nie jest tak, że dla Kaczyńskiego ludzie urodzeni po 1977 roku (za rok oczywiście ta granica przesunie się do przodu) nie istnieją. To byłoby niemożliwe, tym bardziej, że do Sejmu coraz częściej wdzierają się młodzi posłowie. Wszyscy pamiętamy też słynne "aniołki Kaczyńskiego", choć akurat to była wyborcza zagrywka. Ale przecież sam Radosław Fogiel, jeden z najbliższych współpracowników prezesa, ma raptem 35 lat.
Kto jest młody, a kto nie
Ale jednocześnie i on sam w rozmowie z Wirtualną Polską kilka tygodni temu być może przypadkiem przyznał, że coś jest na rzeczy. Pytany, czy jest z Jarosławem Kaczyńskim na "ty", odpowiedział: "Szef pół żartem mówi, że do czterdziestki jest się młodzieżą i nie można być do końca poważnie traktowanym. Dlatego na 'ty' przechodzi ze starszymi osobami".
O tym, że coś w tym jest, mówi mi anonimowo również jeden z posłów młodszego pokolenia. – Kaczyński nie rozmawia z ludźmi przed czterdziestką. Krąży taka wieść w środowisku. Powiedział mi to kiedyś prezes jednej ze spółek Skarbu Państwa – przekonuje. Sam w tej kadencji na sali plenarnej swojego czasu podszedł do Kaczyńskiego z plikiem dokumentów. Prezes Prawa i Sprawiedliwości po tym, jak nieoczekiwany gość powiedział, co przyniósł, jedynie skinął głową. Tymczasem papiery przyjął i podziękował za nie wspominany wcześniej Terlecki, który siedzi obok prezesa.
– Ponoć z racji wieku takie problemy miał kiedyś Zbigniew Ziobro – dodaje poseł. Rzeczywiście, Ziobro ma dzisiaj 46 lat. Więc choćby kiedy był po raz pierwszy ministrem sprawiedliwości, był jeszcze grubo przed czterdziestką.
Wystarczy spojrzeć na sam skład Komitetu Politycznego partii. Kto jest prezesem, wszyscy wiemy. Ale wiceprezesi to wspominany Joachim Brudziński (i jednocześnie przewodniczący Komitetu Wykonawczego) czy najmłodszy ze wszystkich 47-letni Mariusz Błaszczak. Mariusz Kamiński ma 51 lat, Adam Lipiński 60 lat (swoją drogą przez wiele lat druga postać w partii, teraz trochę odstawiony na bok), Antoni Macierewicz 68 lat, a Beata Szydło 54 lata.
I co ciekawe, sama Szydło po raz pierwszy powiedziała do prezesa po imieniu w 2015 roku. Przynajmniej publicznie. W trakcie kampanii wyborczej zwróciła się do niego per "Jarku". Normalnie jak premier do premiera.
Partia ma swoją miejską legendę
Także i z samej partii płyną sygnały, że dla prezesa 40 lat to magiczna granica. Choć w tym wypadku akcent pada w inną stronę.
– Spotkałem się z taką wersją, że nie ma w zwyczaju przechodzić na ty z takimi ludźmi. Ale że stroni, to nie. Przecież miał współpracowników w takim wieku. Choćby Błaszczak, jak zaczynał, był przed czterdziestką. Ale nie przechodzi na ty, nie proponuje – mówi mi jeden z polityków partii rządzącej. I wspomina: – Słyszałem, że po wygranych wyborach w 2005 roku Lech Kaczyński przeszedł na ty z Bielanem i Kamińskim (obaj byli wtedy młodzi – red.), im zaproponował. Ale to Lech, nie Jarosław.
– Ma taki obyczaj, że raczej nie proponuje przejścia na ty swoim współpracownikom przed tym wiekiem, ale nie wiem, czy to jest reguła. Tak się mówi, nigdy nie słyszałem tego od niego osobiście. To taka trochę legenda. O tym się w PiS mówiło, że prezes ma taką zasadę – podsumowuje. I sam jest z prezesem od wielu lat na "pan".
To też kwestia zaufania
– Nie słyszałem o takiej zależności – mówi z kolei w rozmowie z naTemat poseł Krzysztof Brejza z PO. Sam, choć dopiero 33-letni, jest na Wiejskiej już trzecią kadencję. – Chociaż przy okazji kryzysu z tym wyjazdem, z wyrzuceniem posłów, może wtedy pojawiały się takie informacje, że młodzi ludzie nie mają takiego bagażu zaufania u prezesa, jak stara gwardia z zakonu PC – dodaje.
Wyrzuceni posłowie to oczywiście ci, którzy brali udział w słynnej aferze madryckiej. Adam Hofman, Adam Rogacki i Mariusz Antoni Kamiński kupili bilety lotnicze do Madrytu na dwa tygodnie przed tym, jak w ogóle wystąpili do kancelarii Sejmu o zgodę na podróż autem. W ten sposób oczywiście w kieszeniach zostało im dużo pieniędzy. I w momencie wybuchu afery każdy z nich był przed czterdziestką.
To o tyle ironiczne, że Hofman w przeszłości mówił z dumą, a wręcz chwalił się, że jest z prezesem na ty i to pomimo swojego młodego wieku. Było, minęło.