
Nie mógłbym tak pracować – jeden z klientów Biedronki mówi do kasjerki, a ta w odpowiedzi bezradnie wzrusza ramionami. Pracownicy marketów walczą dziś o swoje prawa. Chyba po raz pierwszy tak mocno. Pracownicy w ramach akcji protestacyjnej maj wolniej obsługiwać klientów. Agnieszka Nowakowska, były związkowiec i były pracownik Biedronki w Koszalinie: "Wiem, że koleżanki chciały przyłączyć się do akacji, ale ostrzegałam jej, aby były ostrożne".
REKLAMA
Biedronka w centrum Warszawy. Zazwyczaj o tej porze w sklepie są tłumy ludzi. Tym razem kilku klientów. Przy kasie kolejek nie ma. – Czy dziś protestujecie? – pytam jedną z pracownic. – Nie. My nie mamy czasu strajkować – opowiada i wraca do noszenia kartonów z pomidorami. Akcję protestacyjną w Biedronkach zapowiedziały trzy organizacje związkowe. Zapewniają jednak, że nie są ich organizatorami. To inicjatywa oddolna pracowników Biedronek.
Protest polegać miał na wolniejszej obsłudze klientów. W kolejnym sklepie tej sieci handlowej na Żoliborzu również nie widać żadnych informacji o proteście. Choć tu pracownice przyznają, że wiedzą o ogólnopolskiej akcji. – Słyszałyśmy, że na Targówku protestują – opowiada jedna z kobiet. Tłumaczy, że nie przyłączyły się, bo nie miały żadnych materiałów, aby informować klientów o proteście. – Dziś staramy się jednak nie przemęczać – wyjaśnia. Rozmowie przysłuchuje się jeden z klientów. – Ja nie mógłbym tak pracować. Nie dość, że użerasz się z klientami, to i zarobki niskie. Wiem, bo mój syn dorabiał w markecie na kasie. Choć tu w Warszawie akcja protestacyjna nie jest dla nikogo uciążliwa, bo warszawka wyjechała na majówkę – twierdzi starszy mężczyzna.
Na stronie internetowej "biedronkowych" związkowców zamieszczono kilka numerów telefonu do członków organizacji. Wydzwaniam do nich. W końcu jeden odbiera... – Ale ja już nie jest związkowcem. Odeszłam nie tylko ze związku, ale i w ogóle z pracy w Biedronce. Niemniej jednak wiem od koleżanek, że przymierzały się do akcji protestacyjnej. Doradzałam im ostrożność – tłumaczy Agnieszka Nowakowska z Koszalina. Dodaje, że w jej mieście związkowców w marketach było niewielu. – Nikt nie ma odwagi wychylić się z szeregu – dodaje.
Znajdują się jednak ci, którzy mają odwagę zabierać głos. Ci związkowcy nie przypominają hałaśliwych górniczych organizacji. Adam Żbikowski jest zastępcą kierownika jednej z Biedronek na Pomorzu oraz szefem NSZZ Solidarność 80' w Jeronimo Martins Polska. Podpisał się pod protestem 2 maja. W rozmowie z nami wyjaśnił, dlaczego postanowili upomnieć się o poszanowanie praw pracowników. Wylicza, że obecnie kasjerzy mają szereg innych obowiązków niż tylko siedzenie "na kasie". Teraz to jednocześnie piekarze, sprzątacze czy merchandiserzy – wykładający towar na półki. – Chcemy, aby pracownicy szeregowi zarabiali 2,5 tys. złotych na rękę. Przeliczyliśmy, że to wynagrodzenie odpowiadające obecnym obowiązkom – przekonuje Adam Żbikowski w rozmowie z naTemat.
Zdaniem menedżerów Jeronimo Martins Polska protest nie ma uzasadnienia. Dodają, że pracownicy już trzykrotnie w ciągu roku otrzymali przecież podwyżki. Związkowiec Żbikowski nie zostawia złudzeń: "Tak naprawdę w ciągu roku średnie wynagrodzenie wzrosło o 150 zł. I to brutto! Co więcej rzekoma podwyżka zawiera liczne warunki".
