Na takie awanse nawet najzdolniejsi mundurowi muszą czekać po kilkanaście lat. Ale za rządów PiS wprowadzono nadzwyczajną, bo polityczną ścieżkę kariery. W błyskawicznym tempie przeszedł nią właśnie szef Straży Granicznej Marek Łapiński, który został generałem mimo że półtora roku temu był jeszcze kapitanem. I to emerytowanym. Po zwycięskich wyborach szef MSWiA Mariusz Błaszczak w ramach "dobrej zmiany” ściągnął go z emerytury i... kilka dni temu Łapiński – któremu strażnicy nadali już adekwatny pseudonim "Kangur” – otrzymał od prezydenta Andrzeja Dudy szlify generalskie. Pod rządami PiS takie praktyki przestają dziwić.
Dziennikarze RMF, którzy ujawnili tę bulwersującą sprawę twierdzą, że tak szybkiego awansu w służbach mundurowych nie pamiętają najstarsi funkcjonariusze. – To metoda "na kangura" – kpią rozmówcy radia. – Awans od wikarego do proboszcza trwa wiele lat, a tutaj jest skok jak z wikarego od razu na kardynała – komentują złośliwie.
Rozmówcy naTemat twierdzą, że takie błyskawiczne awanse zdarzają się, ale podczas wojen. A tutaj nie chodzi przecież nawet o regularną armię, tylko o Straż Graniczną, która wprawdzie pilnuje granic, ale w praktyce zajmuje się wyłapywaniem przemytników papierosów, alkoholu, rzadko nielegalnych imigrantów.
Kariery iście napoleońskie
– Takie awanse zdarzały się także na przełomie lat 80. i 90., gdy zmieniał się w Polsce ustrój. Gdy tworzono nowe kadry dla służb, już nie o charakterze militarnym tylko bardziej cywilnym. Wtedy ten przeskok był możliwy, ale nie aż tak duży i nie na stopień generała. Bo tu mówimy o karierach iście napoleońskich, w sensie szybkości, a nie wieku czy geniuszu. One nie budują autorytetu służby, ale ją kompromitują – mówi w rozmowie z naTemat Marek Biernacki, poseł PO i były szef MSWiA.
Według Biernackiego, we wszystkich służbach mundurowych podległych MSWiA przestaje się liczyć fachowość, a największe znaczenie mają polityczne nominacje PiS-u. – Nominacje, które nie pociągają za sobą fachowości, a są tylko wynikiem poręczenia działaczy partyjnych zdarzają się coraz częściej. I nie tylko w straży granicznej, ale także w policji np. przy wyborze komendantów miejskich, czy powiatowych. To samo dzieje się w straży pożarnej. To może się odbić na bezpieczeństwie państwa – ostrzega Biernacki.
– Z drugiej strony, Polska ma wyjątkowy talent do pozbywania się doświadczonych dowódców. Obserwowaliśmy to choćby w MON kierowanym przez Antoniego Macierewicza. Ale my się nie pozbywamy oficerów w ten sposób, że oni odchodzą ze służby i potem uczą w szkołach, fundacjach, think tankach. Ich się po prostu wyrzuca i tępi, a na ich miejsce przyjmuje się często biernych miernych, ale wiernych. To jest działalność przeciwko państwu – dodaje.
W Wojsku Polskim dzieje się podobnie
Czy w armii, w której jeszcze niedawno ogromny wpływ na kadry miał zaufany szefa MON Bartłomiej Misiewicz także zdarzają się tak spektakularne awanse jak w służbach podległych MSWIA? Generał Roman Polko, były szef GROM twierdzi, że o aż tak "kosmicznych” awansach nie słyszał, ale problem istnieje.
– Takie przyśpieszone ścieżki awansów są bardzo niebezpieczne. Przeskakiwanie kolejnych etapów w nabywaniu doświadczenia, czy awansowanie ludzi bez kompetencji, bez wiedzy jest bardzo krótkowzroczne. Być może oni zaskarbili sobie zaufanie polityków, bo tak należy na to patrzeć, ale z punktu widzenia funkcjonowania armii jest to bardzo negatywne zjawisko. Ktoś, kto nie ma właściwego wykształcenia, przygotowania i nagle zarządza czymś dużym, to taki "oficer sztuka”. Bo teraz zamiast Akademii Obrony Narodowej mamy przecież Akademię Sztuki Wojennej – żartuje w rozmowie z naTemat gen. Polko
– Nie wystarczy skończyć dwuletnich, zaocznych studiów, żeby być dobrym oficerem. Tak, jak nie da się z początkującego lekarza zrobić nagle ordynatora. Uważam, że przez poszczególne etapy służby trzeba przejść, by zdobyć doświadczenie i mieć autorytet wśród podwładnych. W innych sytuacjach działa to deprymująco. Ludzie zaczynają się drapać po głowach i zastanawiać się, po co się tyle uczyli, po co im były te wszystkie misje, na które wyjeżdżali? – dodaje.
I wylicza, że: chaos, destabilizacja, niepewność, niejasne kryteria awansu, w każdej służbie budzą sprzeciw i rozbijają morale. – Pamiętam, że miałem kiedyś trudną rozmowę ze śp. b. szefem MON Aleksandrem Szczygło, gdy nie zgadzałem się z nominacją generalską oficera bez doświadczenia bojowego. Tłumaczyłem, że nie możne zostać generałem ktoś, kto potrafi tylko pięknie czyścić buty i pięknie maszerować. Ja, zanim zostałem generałem, jeździłem na misje do byłej Jugosławii, Kosowa, narażałem własne życie i zdrowie – opowiada Polko.
Tłumaczy, że także "zmiękczenie” przepisów kadrowych w armii działa źle na całą strukturę. – Policja i Straż Graniczna zazdrościły nam zawsze, że nie mogło być w wojsku tak, iż oficer młodszy stopniem dowodzi oficerem starszym stopniem. A w tej chwili może tak być, że podpułkownik ma podwładnego generała, bo jest taka elastyczność. Kiedyś funkcjonowała ustawa, która zakładała tożsamość stopnia ze stanowiskiem, i tak powinno być – podkreśla.
Kim jest generał Łapiński?
54-letni generał Łapiński urodził się w Zamościu. Ukończył Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Służbę rozpoczynał w 1991 w Urzędzie Ochrony Państwa.
W Straży Granicznej zaczął służyć w 1993 roku. Od 1998 pełnił funkcję zastępcy Generalnego Inspektora Celnego. W latach 2006-2007 był dyrektorem Departamentu Kontroli, Skarg i Wniosków w MSWiA. Pełnił też funkcję dyrektora Zarządu Komendy Głównej Straży Granicznej.
Od 2010 roku do kwietnia 2015 roku Łapiński przebywał w dyspozycji komendanta głównego SG. 4 kwietnia 2015 przeszedł na emeryturę w stopniu kapitana. Przywrócony do czynnej służby 31 grudnia 2015 został powołany na stanowisko komendanta głównego Straży Granicznej. Ekspresowo uzyskał stopnień majora, podpułkownika, pułkownika. W maju 2017 prezydent Andrzej Duda mianował go na stopień generała brygady SG.
Niedawno opisywaliśmy w naTemat przypadek nowego dowódcy jednostki specjalnej GROM pułkownika Mariusza Pawluka, na którego żołnierze z racji wagi mówią "Ponton”. On też był kilka lat poza wojskiem, prowadził sklep z militariami, ale wrócił dzięki politycznym koneksjom.