
Kłopoty wizerunkowe Prawa i Sprawiedliwości wynikające ze stosowania przemocy domowej przez polityków tej formacji mogą nie kończyć się na głośnej już sprawie Rafała P. z Bydgoszczy. Jak twierdzi "Gazeta Trybunalska" podobnym problemem dotknięta może być rodzina piotrkowskiego radnego PiS Sławomira Dajcza. Także w tym przypadku ujawniono nagrania z jednej z awantur. – Ty świnio, do roboty spier...! Do roboty masz zapier... ty łachudro! – krzyczał do swojej żony polityk partii rządzącej.
REKLAMA
Sprawa opisana właśnie przez "Gazetę Trybunalską" do historii przemocy domowej w domu osławionego już Rafała P. jest podobna z jeszcze innego względu. Rafał P. wniósł do sądu o rozwód z winy żony, Sławomir Dajcz przed sądem walczy, by swoją małżonkę umieścić w szpitalu psychiatrycznym. "Urządza mnie i moim dzieciom bez powodu awantury, ubliża nam, krytykuje nas, osądza o związki kazirodcze, podważa nasz autorytet, zmyśla różne sytuacje, które nie miały miejsca. (...) Ciągle mnie krytykuje. Twierdzi, że nic w życiu nie osiągnąłem, że cały dorobek naszego życia to jej zasługa" – tak piotrkowski dziennik cytuje wniosek o wyrażenie zgody na przymusowe leczenie psychiatryczne, który został skierowany do sądu przez radnego Dajcza i jego dzieci.
"Mąż z racji tego, że jest radnym Rady Miasta Piotrkowa Trybunalskiego uważa, że wszystko mu wolno, czuje się bezkarny. Nie jest właścicielem mojego życia i zdrowia, a ja nie jestem niewolnicą, nad którą można się znęcać" – można natomiast przeczytać w zawiadomieniu o możliwości popełnienia przestępstwa, które w marcu na policji złożyła Anna Dajcz. "Gazeta Trybunalska" twierdzi, iż przez dwa miesiące nie nastąpiła w tej sprawie żadna reakcja.
Reporter Mariusz Baryła zdecydował się też uczestniczyć w dwóch posiedzeniach sądu w sprawie ubezwłasnowolnienia Anny Dajacz. "Ponieważ obie rozprawy odbywały się przy drzwiach zamkniętych nie mogę relacjonować ich przebiegu, ale z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że pomiędzy tym, co usłyszałem na sali sądowej a opowieścią Anny Dajcz jest wiele punktów stycznych" – relacjonuje. Podkreśla też, że u kobiety zdiagnozowano depresję.
– Żona jest chora psychicznie. Leczy się, jest alkoholiczką. Ma chorobę afektywną dwubiegunową – w ten sposób Sławomir Dajcz bronił się w rozmowie z portalem Wirtualna Polska. Polityk Prawa i Sprawiedliwości nie zaprzeczył jednak temu, co słychać na ujawnionych nagraniach z awantur w jego domu. – Mogłem tak powiedzieć w nerwach – przyznał.
Podobnie jak w przypadku Rafała P., także w tej sprawie oburzenie opinii publicznej wzmaga fakt, iż polityk PiS dotąd znany był jako osoba bogobojna i bardzo przywiązana do Kościoła. Wyborcy znali go między innymi z tego, iż od ponad 40 lat co roku pieszo pielgrzymuje z Piotrkowa Trybunalskiego na Jasną Górę. – Co roku wędruję i śpiewam, jestem szczęśliwy w tych dniach właśnie – opowiadał w jednym z wywiadów.
Problem partyjny?
Te kontrowersje wokół piotrkowskiego samorządowca z PiS wybuchły tuż po dym, gdy Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga byłemu bydgoskiemu radnemu Rafałowi P. postawiła zarzuty związane z fizycznym i psychicznym znęcaniem się nad żoną Karoliną. Ta sprawa również wyszła na jaw, gdy upubliczniono nagrania wykonane w momentach, kiedy ówczesny polityk PiS wpadał w szał.
Te kontrowersje wokół piotrkowskiego samorządowca z PiS wybuchły tuż po dym, gdy Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga byłemu bydgoskiemu radnemu Rafałowi P. postawiła zarzuty związane z fizycznym i psychicznym znęcaniem się nad żoną Karoliną. Ta sprawa również wyszła na jaw, gdy upubliczniono nagrania wykonane w momentach, kiedy ówczesny polityk PiS wpadał w szał.
Na nagraniu wykonanym po powrocie z pewnego balu było słychać na przykład, jak rozpętał awanturę o to, że kobieta nie przyniosła do domu podarowanego jej kwiatka. – Wyp... po kwiatka. Ma tu być za chwilę – krzyczał polityk. – Jutro taki kupię, to tylko 3 zł – odpowiadała jego wystraszona żona. – Nie 3, tylko 20 zł kosztował. To był kwiat, szmato, który ja kupiłem. Nawet mi nie powiedziałaś "dziękuję", ty ch... jeb... – kontynuował.
Z czasem opinia publiczna poznawała więcej takich zatrważających historii. – Na początku robiłam, to co chciał, bo myślałam, że wtedy będzie dobrze – opowiadała żona Rafała P. w jednym z wywiadów. – A potem się bałam, byłam naprawdę tak zastraszona. Kiedyś jak nie położyłam dzieci spać o 20:00, tak jak było nakazane, wywiózł mnie samochodem z domu nad jakąś skarpę. Bił mnie, pchał, rzucał w krzaki. Kazał mi zrezygnować z pracy. Kazał obciąć włosy, żeby było widać, że jestem zdrajcą – wspominała.
Na skutek fali oburzenia Rafał P. najpierw zrezygnował z członkostwa w PiS, a następnie zrzekł się mandatu radnego Bydgoszczy. Przed opinią publiczną na początku reprezentował go przede wszystkim mecenas Piotr Bartecki, który przyjął "odważną" taktykę obrony swojego klienta. Adwokat tłumaczył, że Rafał P. maltretował żonę "wołając o miłość". Sięgnął też po argument matematyczny. Tłumaczył, że "są tylko cztery nagrania z ostatnich czterech lat", co daje średnią jednej awantury rocznie.
Później Rafał P. postanowił ocieplić swój wizerunek ogłaszając założenie fundacji "Dobro za zło". – Mimo wszystko nie chowam głowy w piasek. Ta fundacja będzie może taką formą odkupienia – stwierdził. Były członek PiS nie zamierza jednak wspierać organizacji zajmujących się pomocą ofiarom przemocy domowej, czy przekazywać dotacje Niebieskiej Linii, jak mogłaby sugerować nazwa jego organizacji. – Co miesiąc przeznaczę 1000 chlebów świętego Antoniego, żeby móc je rozdawać biednym – wyjaśnił.
