Czasem jest zabawnie, czasem groteskowo, zawsze głośno. Andrzej Duda, nie wchodząc w kwestie dotyczące jakości jego prezydentury, jest prawdziwym bożyszczem internetu. Memy z nim to swoiste dobro narodowe, a po obserwacji zachowania głowy państwa trudno nie odnieść wrażenia, że Duda swoją rolę zwyczajnie polubił. Pytanie, czy to droga do sukcesu.
Andrzej Duda "memiczny" jest i basta. Charakterystyczny, "budyniowaty", bardzo plastyczny uśmiech i mimo wszystko jednak poczucie humoru sprawiły, że Duda jak ulał pasuje na prezydenta-mema. Ale nie on pierwszy trafił na pierwsze strony Kwejka, Demotywatorów czy dużej ilości fanpage'ów na Facebooku.
Szlak przetarł Aleksander Kwaśniewski, choć akurat kiedy on był prezydentem, o memach jeszcze nikt nie słyszał. Przetarł go więc kilka lat później. Polityk, głównie ze względu na słynną "chorobę filipińską", został bohaterem przeważnie grafik o tematyce używek. Trudno ocenić takie zachowanie internautów pozytywnie, więc nie będziemy ich tu pokazywać, ale jest to fakt, który po prostu należy odnotować.
Później pojawił się Bronisław Komorowski. Ze swoich charakterystycznym wizerunkiem myśliwego, wąsami, których zgolenie wywołało sensację, był idealnym bohaterem memów.
A tak przynajmniej wszystkim się wydawało. Bo okazuje się, że Duda w tej roli sprawdza się nawet lepiej. Liczby nie kłamią, wystarczy spojrzeć na Facebooka. Fanpage "Andrzej Duda memes" ma w tej chwili niemal 130 tysięcy fanów na Facebooku. Równie prężnie rozwija się profil "1001 powodów, aby pokochać prezydenta Andrzeja" – tutaj mamy 106 tysięcy fanów. Co bardzo istotne – prezydent jednak często podrzuca internautom pretekst do "śmieszkowania". Jak w trakcie czwartkowego szczytu NATO, gdzie jego uniesione kciuki odebrano jako w zasadzie szkolny gest wobec Angeli Merkel i Emmanuela Macrona.
Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia
W ciągu ostatnich lat wielokrotnie przekonaliśmy się, że do "głupich memów" można dorobić praktycznie dowolną polityczną retorykę. Jednak co ważne, bo wiele osób o tym zapomina, memy z Andrzejem Dudą to swojego rodzaju dobro narodowe. Skąd taki wniosek? Memy wcale nie są bowiem jednoznacznie prześmiewcze, choć praktycznie zawsze śmieszne. Tworzą je zarówno wyborcy Dudy, jak i jego zdeklarowani przeciwnicy. Jedni śmieją się z nich ze złośliwą satysfakcją, drudzy z życzliwością. Tak przynajmniej uważa osoba, która z tymi memami "pracuje" na co dzień.
– Naszą stronę odwiedzają zarówno ci, którzy prezydenta nienawidzą, jak i ci, którzy go uwielbiają – bo memy każdy interpretuje na swoją modłę. Liczby nie kłamią, odwiedza nas średnio półtora miliona osób tygodniowo. I to jest przepis na sukces: pluralizm – twierdzi w rozmowie z naTemat admin fanpage'a "1001 powodów, aby pokochać prezydenta Andrzeja".
I jeśli myślicie, że to zdeklarowany hejter Dudy, to nie możecie być w większym błędzie. – Pomysł na stronę powstał podczas kampanii wyborczej, jako odpowiedź internetu na falę nienawiści do osoby Andrzeja Dudy. Memy mają to do siebie, że ukazują rzeczywistość w krzywym zwierciadle i tak też było w tym przypadku – wyjaśnia.
Efekt kuli śnieżnej
Admin, który pragnie zachować całkowitą anonimowość, tłumaczy mi również, skąd taka popularność memów z Dudą. – Rola prezydenta jest w tym taka, że jest... fotogeniczny – mówi mi z uśmiechem. I dodaje po chwili z uznaniem o głowie państwa: – Nie ujmując prezydentowi zasług w powstaniu tej strony, powiem, że jest osobą reprezentatywną, godnie sprawującą należyty mu urząd, a przy okazji barwną i w pozytywny sposób zwracającą na siebie uwagę. Andrzej Duda po prostu wywołuje dobre emocje.
Ale to nie wszystko. Admin fanpage'a sukces memów z Dudą jednoznacznie wiąże z sukcesem... swojej strony. – Sukces memów z Andrzejem Dudą jest ściśle związany z nami. Mądre prowadzenie strony i zwracanie się do szerszego audytorium (chodzi o wspomniany już pluralizm – red.) sprawiły, że treści, które przedstawiamy, zyskały na popularności – uważa.
I rzeczywiście coś w tym jest. Memy przyciągają odbiorców o różnych preferencjach politycznych. Ci tworzą swoje i mają przestrzeń do publikacji ich. Memy widzą kolejni internauci i znowu pojawiają się na fanpage'u. Koło się zamyka, a cykl powtarza.
Dlatego memów o Dudzie są tysiące. Powstają dosłownie na każdą okazję. Na święta, na wakacje, z powodu bieżących wydarzeń politycznych, na maturę czy dosłownie... bez powodu.
W tym momencie warto podkreślić, że Duda nigdy nie zrobił kroku w stronę zatamowania wzbierającej fali memów. Być może zdaje sobie sprawę, że nie jest w stanie tego zrobić (bo nie jest), a być może... po prostu lubi to. Bo trudno inaczej odebrać jego niektóre wpisy na Twitterze, a wspomniana wcześniej historia z kciukami uniesionymi nad głową Emmanuela Macrona i Angeli Merkel sprawia, że nasuwa się jeszcze jedna teza: Duda swoją rolę prezydenta-mema po prostu lubi i ją pielęgnuje. A być może nawet zatracił się w niej i uznał za jedyny sensowny wybór.
Bowiem dbałość o image to jedno, a ocieranie się o śmieszność, jak w czwartek w Brukseli, to drugie. Prezydent nie powinien zapominać o godności swojego urzędu i dbać o jego respekt. Koniec końców chyba jednak chce przekonywać do siebie wyborców działaniami, a nie żarcikami. Tymczasem można odnieść zupełnie odwrotne wrażenie. Każdy kolejny mem niekoniecznie przysłuży się tej sprawie. A one powstają nawet teraz, kiedy czytasz ten tekst.