Mariusz Błaszczak przyszedł do studia Radia Zet jako gość, ale poczuł się zupełnie jak – zacytujmy klasyka – ludzki pan. W studiu chciał mówić o czym innym, niż pytał go Konrad Piasecki, a po drodze jeszcze przyczepił się do poglądów słuchaczy stacji.
To była z początku zwykła rozmowa. Mariusz Błaszczak mówił m.in. o Władysławie Frasyniuku i nielegalnej kontrdemonstracji w miesięcznicę smoleńską, którą rozbiła policja. Słowem nic nowego. Ale w końcu Piasecki zapytał Błaszczaka, za co, jeśli "nie za kompletną bezradność w sprawie wyjaśniania śmierci na komisariacie, minister spraw wewnętrznych powinien ponosić odpowiedzialność".
Odpowiedź Błaszczaka była dość… zaskakująca. Szef MSWiA spojrzał na zegar i wypalił: – Panie redaktorze, mogę zadać pytanie? Ile mamy czasu na antenie? – Jeszcze mamy 5,5 minuty – odpowiedział Piasecki. Jeszcze się nie spodziewał, co go zaraz spotka.
– Zdążymy powiedzieć o spotkaniu ministrów spraw wewnętrznych grupy wyszehradzkiej w sprawie najważniejszego... – mówił Błaszczak, ale w tym momencie wciął mu się prowadzący. –Tak, jeśli nie będzie pan przerywał – stwierdził dziennikarz i wrócił do pytania o odpowiedzialność polityczną.
– Odpowiadałem w Sejmie prawie 3 tygodnie temu, nie mam nic więcej do powiedzenia – stwierdził oschle szef MSWiA.
Piasecki nie odpuszczał i dalej domagał się odpowiedzi na swoje pytania. A Błaszczak swoje: – Nie, nie mogę (odpowiedzieć na to pytanie – red.), bo zajmie nam to tyle czasu, ze nie powiem o tym, co jest najważniejsze.
– A powie pan, czy policja miała film z paralizatora – kontynuował Piasecki. – Na ten temat policja też się wypowiadała – odpowiedział coraz bardziej zirytowany Błaszczak.
– Za co zdymisjonował pan policjantów (z Wrocławia – red.), czy za to, że zamiatali sprawę pod dywan, czy za to, że byli kompletnie bezradni? – zapytał dla odmiany Piasecki. Odpowiedź taka sama: Błaszczak już o tym mówił.
– Ale nasi słuchacze nie muszą pamiętać, co pan mówił w Sejmie 3 tygodnie temu – zauważył także poirytowany Piasecki. Odpowiedź była... po prostu taka: – Nie muszą, ale ja mówiłem.
– To proszę powtórzyć – domagał się Piasecki. – Już jest osiem po – usłyszał w odpowiedzi. – Ministrze, stracił pan dwie minuty – zwrócił mu uwagę dziennikarz. – Nie zdążymy porozmawiać o sprawach zasadniczych – a Błaszczak dalej mówił swoje.
W końcu Piasecki wyciągnął asa z rękawa. – Jeśli pan mi nie odpowie na moje pytania, to ja też pańskich nie zadam – stwierdził. Ale i na to Błaszczak miał odpowiedź: – No dobrze, to ja sam powiem.
Tego prowadzący rozmowę nie mógł już ministrowi darować. – Panie ministrze, pan jest gościem, ja gospodarzem. Ja zadaję pytania, a pan mi odpowiada, ze mówił 3 tygodnie temu w Sejmie. To nie jest grzeczne zachowanie – zauważył.
– To już ocenią słuchacze, zresztą ja niewiele się spodziewam. Wczoraj czytałem wpisy na portalach społecznościowych, zdaję sobie sprawę, że słuchacze Radia Zet mają już określone oceny mojej działalności – powiedział Błaszczak.
– A to jeszcze chce pan słuchaczy obrazić? – zapytał Piasecki. Koniec końców obaj nie dogadali się w tej kwestii.
To oczywiście ani nie pierwsza, ani zapewne nie ostatnia nietypowa wizyta szefa MSWiA w mediach. W poniedziałek minister Błaszczak przekonywał, że za śmierć Igora Stachowiaka odpowiada rząd PO-PSL, bo to wtedy do pracy został przyjęty odpowiedzialny policjant.