To wcale nie jest tak, że deweloper zawsze oszukuje. Że blok, w którym kupujesz mieszkanie, w zasadzie w ogóle nie przypomina tego z wizualizacji. Że zamiast eleganckiego lobby jest po prostu stróżówka. Że obiecany plac zabaw jest tak wyposażony, że nie interesuje nawet najbardziej znudzonych dzieci. Można kupić mieszkanie zgodne z oczekiwaniami. Ale jest inny problem – nowego osiedla na wizualizacjach nigdy… nie słychać.
– Budują z przodu po drugiej stronie ulicy. Z tyłu i po prawej rosną kolejne etapy, a po lewej jest inna inwestycja. Betoniarki krążą od rana, ziemia drży, słychać jakieś urządzenia, które nawet nie wiem, do czego służą. Ale spać przy otwartym oknie właściwie się nie da – wspomina Grzegorz, który kupił nowe mieszkanie w Warszawie.
Każdy patrzy na swoje mieszkanie – i nic więcej
Jak opowiada, z tego, że będą inne budowy, doskonale zdawał sobie sprawę. – Widziałem plany całego osiedla, doskonale wiedziałem, że będą kolejne bloki. Tak samo wiedziałem, że na tej łące po drugiej stronie ulicy też coś stanie. Ale jakoś nie dostrzegałem problemu. Po prostu myślałem, że zbudują i już. Nie postrzegałem tego w kategoriach uciążliwości – wspomina.
Teraz optykę zmienił całkowicie, a problem nie dotyczy tylko jego. Na Mazowszu (a więc głównie w Warszawie) w pierwszym kwartale 2017 roku rozpoczęto budowę ok. 7,5 tysiąca mieszkań. W sumie w całej Polsce na koniec marca tego roku w budowie było 735,1 tys. mieszkań. O 2,5 proc. więcej, niż w analogicznym okresie roku poprzedniego.
Te bloki rzadko mają charakter plomby w istniejącej zabudowie, np. w centrum Warszawy. Choć zabudowa w Polsce jest dość rozproszona, terenu na duże inwestycje wcale za dużo nie ma (albo jest drogi) pomiędzy PRL-owskimi osiedlami. Dlatego najczęściej nowe budynki mieszkalne powstają na dużych, wolnych terenach, nieco dalej od centrum. I powstają jeden przy drugim, dlatego problem hałasu będzie się tylko pogłębiał aż do nasycenia rynku – które w zasadzie trudno powiedzieć, kiedy nastąpi.
Na dodatek deweloperzy nie stawiają "z góry" całych osiedli. Raczej budują blok po bloku, nazywa się to etapami inwestycji. Dzięki temu firmy utrzymują płynność finansową: mało który deweloper może sobie pozwolić na wystawienie w ciemno ośmiu bloków w bliskiej odległości.
Ludzi, którzy mają z tego tytułu problem, jest więc wielu. Inny przypadek: moja znajoma ma mieszkanie na parterze, z ogródkiem. Ale ogródek jest od tej strony osiedla, gdzie ciągle trwa budowa. Efekt, oczywiście poza ciągłym hałasem (na "szczęście" ma 4-letniego syna, więc i tak wcześnie wstaje), jest dość groteskowy. Jest jej ogródek, a dalej, za barierką... wielki wykop pod budowę hali garażowej na kolejne etapy osiedla. Tak po prostu.
Kierowcy z żyłką do rajdów
Uciążliwa jest nie tylko budowa. Problemem może być także... droga. To w zasadzie polska specjalność: infrastruktura nie nadąża za rozbudową osiedli. Dlatego wprowadzamy się do pięknych, "śmierdzących nowością" budynków, a dojeżdżamy do nich po koleinach, którymi mógłby jechać tramwaj (i nie wypadłby z "torów"), albo po płytach betonowych, albo po asfalcie, ale tak dziurawym, jakby właśnie ulica została zbombardowana.
Maria ma mieszkanie dwupokojowe, ale nierozkładowe. Wszystkie okna oczywiście ma nie od podwórka, a od ulicy. A ta jest właśnie w fatalnym stanie. Remont jest obiecywany od lat i... pewnie będzie obiecywany jeszcze przez wiele kolejnych lat. Trzeba jednak oddać, że nie jest on teraz zasadny, gdyż ulica właśnie jest omawianym wielkim, hałaśliwym placem budowy. Szkoda nowej nawierzchni.
Jednak jazda po takiej drodze jest hałaśliwa. A co jest najbardziej potrzebne na budowie? Beton. Dużo betonu. – Betoniarki krążą od świtu do nocy, a właściwie to w nocy też. Były nawet jakieś wnioski, petycje, ale problem był rozwiązany tylko na dwa, trzy miesiące. Potem wszystko wróciło do normy – opowiada.
Według jej relacji kierowcy zachowują się po prostu tak, jakby chcieli przelecieć nad dziurami. Nie zwalniają w ogóle. – Zresztą te betoniarki nie są ich, tylko firmy. Co będą je oszczędzać – dodaje rozżalona.
– Czasami mam wrażenie, że to się nigdy nie skończy, że już zawsze będę mieszkała na placu budowy. Obok mnie stoi stara kamienica, widziałam, że zabili dechami okna. Pewnie będą ją burzyć. A potem postawią kolejny blok – podsumowuje. A jako ciekawostkę podaje przykład koleżanki, która ją zapytała, czy myła kiedykolwiek balkon, bo jest tak brudny. Myła. Dwa dni wcześniej.
Być jak Krzysztof Kolumb
I tak najgorzej mają pionierzy. Ci, którzy pojawiają się na ulicy jako pierwsi. Nie dość, że do najbliższego sklepu muszą jechać samochodem i to najczęściej długo, to jeszcze mają najwięcej problemów związanych z hałasem. Pół biedy, jeśli ich nowy blok otacza łąka. Przynajmniej cicho z jest z początku. Gorzej, jeśli nowe inwestycje przeplatają się z wygasającymi obiektami przemysłowymi, tak jak się choćby dzieje na warszawskich Odolanach. Koniec końców i jedni, i drudzy mają ten sam problem – hałas.
Dopuszczalny poziom hałasu wewnątrz mieszkania zgodnie z polską normą
Dzień – 40 dB
Noc – 30 dB
(dane dla zamkniętych okien)
Wprowadzasz się, robisz remont, być może nawet zakładasz rodzinę. I kiedy jesteś już zdecydowany na dzieci, nagle twoje otoczenie staje się zwyczajnym piekłem. Bo prace trwają od świtu do nocy. Zaczynają się o szóstej, potrafią trwać do dwudziestej drugiej... albo i dłużej. A więc już w czasie ciszy nocnej.
– U mnie była wielka awantura o to – wspomina Ewa, która mieszka na warszawskim Wilanowie od kilku lat. Choć nie była w okolicy pierwsza, Wilanów wtedy bardziej przypominał duży plac budowy, niż dzielnicę-sypialnię. – Niektórzy nawet wzywali policję na miejsce. Ale kierownika budowy albo np. nie było na miejscu, albo brał mandat, a prace dalej trwały. Widać bardziej opłacało się go przyjąć, niż przerwać budowę – opowiada.
Bo rzeczywiście, niektóre prace ciężko przerwać, zwłaszcza te dotyczące wiązania betonu. Przykładowo posadzka garażu powinna być wylana "na raz", aby miała odpowiednią wytrzymałość. A to często trwa, bo trzeba jeszcze ją utwardzić. A to z kolei wiąże się z hałasem.
Nie wprowadzaj się pierwszy
Hałaśliwe otoczenie to nie koniec. Głośno może być też w samym bloku. Obecnie większość deweloperów oferuje nie tylko mieszkania w tzw. stanie deweloperskim, czyli z pomalowanymi na biało ścianami i gołym betonem na posadzce, ale i wykończone "pod klucz".
Takie mieszkanie jest gotowe najczęściej już na odbiory. Co znaczy mniej więcej tyle, że kiedy inni odbierają puste lokale, ty otrzymujesz kompletnie urządzone mieszkanie. Tylko kupić talerze i przywieźć swoje ciuchy.
Co to oznacza? Że kiedy próbujesz poczytać w sypialni książkę, u sąsiada kują ścianę, żeby rozprowadzić rury w łazience. Kiedy idziesz się zrelaksować na balkon, widzisz tylko majstrów na co drugim tarasie, którzy tną glazurę do łazienki. A kto raz usłyszał maszynę do cięcia płytek, ten nie zapomni tego dźwięku już do końca życia.
Rada? Najlepiej zachować zimną krew i spokój. Tym bardziej, że poza pracami w godzinach nocnych nie można powiedzieć, że w tej kwestii deweloperzy nie grają czysto. Nikt nie ukrywa, że pojawią się kolejne budynki w pobliżu tych już zbudowanych. No i przecież nasi rodzice też dorastali na placach budowy – ale tych gomułkowskich, gierkowskich. I mają się dobrze.
Śpię przy otwartym oknie. Trzy razy mi się zdarzyło, że ciężarówka tak gnała i tak hałasowała, że myślałam, że coś wybucha. Budziłam się jakby to była dosłownie III wojna światowa i wcale nie przesadzam.