Dzisiaj gruchnęła informacja, że Donald Tusk sonduje możliwość stworzenia nowej partii, która byłaby w stanie zmieść Prawo i Sprawiedliwość z polskiej sceny politycznej. Czy mogłoby się to udać? Jak ma się to do potrzeby świeżych, młodych twarzy w polskiej polityce? Krótko mówiąc, czy taki polityczny talizman jest w stanie zapewnić szczęście liberalnej części społeczeństwa?
O sondowaniu nowej politycznej inicjatywy Donalda Tuska napisała "Rzeczpospolita". Ostatnie wypowiedzi przewodniczącego Rady Unii Europejskiej po wizycie Donalda Trumpa w Polsce oraz to, co działo się przy okazji przyjazdu Tuska na przesłuchanie do warszawskiej prokuratury, ma pokazywać dystansowanie się do wciąż stojącej w sondażach Platformy Obywatelskiej i sprzeciw wobec poczynań Grzegorza Schetyny na fotelu przewodniczącego PO.
Prawdą jest, że Schetyna nie może znaleźć sposobu na zbliżenie się do Prawa i Sprawiedliwości i walkę w następnych wyborach. Z pewnością nie pomagają mu także niezdecydowanie w kwestii współpracy z Nowoczesną Ryszarda Petru, brak jednolitego, jasnego i przejrzystego programu i wpadki dotyczące przyjmowania uchodźców, 500+ czy samorządów. Środowiska wyborców Platformy Obywatelskiej, a tych obecnych na kontrmanifestacjach podczas miesięcznic smoleńskich czy przemarszu byłego premiera do prokuratury, coraz bardziej się rozjeżdżają.
Poszukiwania lidera
Po podwójnym zwycięstwie Emmanuela Macrona we Francji, liberalna część opinii publicznej bardzo często wskazuje go jako wzór do naśladowania dla polskiej opozycji jako młodego, nowego polityka, który w niecałe 2 lata zawojował zabetonowaną francuską scenę polityczną. Z drugiej strony, po ostatniej miesięcznicy, niektórzy na czele antypisowskiej opozycji widzą legendę "Solidarności" Władysława Frasyniuka. Jak więc pogodzić powracającego Donalda Tuska, kopię Emmanuela Macrona i byłego opozycjonistę? Czy liberalna część wyborców nie popadła w swojego rodzaju lideromanię i nie czeka na rycerza w lśniącej zbroi, który pokona PiS i rozwiąże wszystkie problemy?
Pomysł Donalda Tuska na stworzenie nowej partii od samego początku byłby obarczony wielkim ciężarem jej założyciela. Nie byłaby to nowa twarz bez politycznej przeszłości. Jak mówi dr Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, Donald Tusk jest politykiem, który jest i będzie jednym z symboli konfliktu politycznego z PIS-em i w naturalny sposób mobilizowałby ten najbardziej antypisowski elektorat, natomiast trudno sobie wyobrazić, żeby mógł zmobilizować tych, od których teraz zależy wynik wyborów, czyli tych kilku procent wyborców, którzy albo wahają się w swoich preferencjach politycznych, są mniej zainteresowani polityką, albo wreszcie są najmłodszą i najbardziej z natury kapryśną częścią elektoratu. Ekspert zwraca też uwagę, że nowa siła na scenie politycznej nie zagospodarowałaby tylko tych wahających się i do tej pory nieuczestniczących w wyborach. – Najwięcej strat poniosłaby Platforma Obywatelska i to ona byłaby pierwszą ofiarą nowej inicjatywy Tuska – potwierdza politolog.
Dajcie nam drugiego Macrona
Powoływanie się na Emmanuela Macrona i stawianie go za wzór dla oczekiwanego zbawcy opozycji i narodu świetnie wpisuje się w paniczne szukanie lidera przez środowiska antypisowskie. Można pokusić się nawet o jego krótką charakterystykę: młody (jak na polityczne standardy) mężczyzna, najlepiej 40-latek (jeszcze młody, ale już z doświadczeniem życiowym), wykształcony, z doświadczeniem zawodowym wyniesionym z normalnego rynku pracy, elegancki, wysportowany, obyty w świecie, znający języki obce. Przed ostatnimi wyborami, w takiej roli próbowano obsadzić Adriana Zandberga, który jednak bez zaplecza, pieniędzy, czasu i z radykalnymi poglądami nie mógł poważnie o to zawalczyć. Podobnie było z Ryszardem Petru i jego inicjatywą.
Jak mówi dr Chwedoruk – Casus Nowoczesnej pokazał, że transfer ludzi z technokratycznego pokolenia 30-latków, którzy powinni jak najliczniej iść do polityki prosto z korporacji, kancelarii prawniczych i własnych przedsiębiorstw, jest po prostu mitem. Ci całkiem inaczej wychowani ludzie, ukierunkowani na wykonanie konkretnych zadań, kompletnie nie odnajdują się w złożonej politycznej rzeczywistości. Nie dają sobie po prostu rady – dodaje politolog.
Czym skorupka za młodu nasiąknie...
Kolejną próbą jest postawienie na czele opozycji Władysława Frasyniuka, a hasło #WładekMusisz krąży w internecie od czasu ostatniej miesięcznicy smoleńskiej i wydarzeń na Krakowskim Przedmieściu. Ale i to nie jest tym kierunkiem, który mógłby stworzyć realną alternatywę dla Prawa i Sprawiedliwości. – Teraz próbuje się usilnie wylansować Władysława Frasyniuka, który swoje polityczne 5 minut przeżył w zupełnie innej epoce. Potem nie mógł już odnaleźć się w regularnej polityce i nie wnosi to perspektyw na uzyskanie zupełnie nowych wyborców – mówi nasz ekspert.
Przypomina też, że przez lata wolnej Polski liberałowie przekonywali swoich wyborców do intelektualnego, spokojnego i "zachodniego" stylu rządzenia i komunikacji ze społeczeństwem – wyborcy przez lata byli przekonywani, że takie zachowania, jak choćby te z Krakowskiego Przedmieścia są czymś negatywnym. To, do czego teraz nawołuje m.in. Władysław Frasyniuk, przypisywano zawsze związkom zawodowym, kibicom, górnikom. Twierdzono, że jest to potencjalnie niebezpieczne dla ładu demokratycznego.
– I teraz mówienie liberalnemu wyborcy, że "nie, nie, teraz to jest fajne, bo my to robimy" nie jest dobrą drogą. Myślę, że jeśli teraz nawołuje się młodych, zadowolonych lub trochę starszych beneficjentów transformacji do bycia rewolucjonistą, strzelania z aurory i nastawiania pleców pod policyjne pałki, to są to zupełnie dwa inne światy. Nie można z pozycji salonu posługującego się erudycją Bronisława Geremka powiedzieć, żeby ich wyborca zszedł na poziom zachowań masowych i wychodzenia na ulice – tłumaczy.
Wizja potrzebna od zaraz
Oprócz problemu personalnego jest też bardzo poważny kłopot z jednolitą narracją i alternatywną wizją, na której nowa siła polityczna mogłaby oprzeć swój program i komunikację z wyborcami. Obok szybkich, często nieprzygotowanych i chaotycznych reakcji na to, co dzieje się w bieżącej polityce, na niszczenie dorobku 28 lat wolności czy zwykłego nepotyzmu kolesiostwa i braku profesjonalizmu, potrzebna jest gotowa, mocna odpowiedź na polityczne perpetuum mobile, które stworzyło PiS. Dr Chwedoruk zwraca uwagę na złą kolejność tworzenia realnej siły przeciwko rządzącym.
– Problemem opozycji jest to, że odwrócono porządek, najpierw powinno się szukać płaszczyzn sporu politycznego, w których opozycja nie byłaby z góry w mniejszości, potem szukać zrębów wizji alternatywnej, a na końcu szukać do tego polityków. Polska pod tym względem weszła na drogę Węgier i to nie za sprawą Jarosława Kaczyńskiego, a za sprawą opozycji. Mamy dosyć zwarty obóz rządowy, a opozycja dzieli się coraz bardziej – dodaje Chwedoruk.
Nowa partia musiałaby poradzić sobie także z dotarciem do jak największej liczby potencjalnych wyborców. I to nie z dużych miast, ale tych z peryferii. To właśnie zdobycie przyczółków poza dużymi miastami pozwoliło Platformie Obywatelskiej dwa razy wygrać. I właśnie przekonanie biedniejszych i słabiej wykształconych obywateli byłoby najtrudniejsze.
Marazm młodych
Widoki na coś nowego psuje też sposób patrzenia na politykę przez młodych ludzi, co widać w ostatnim sondażu dla Dziennika Gazety Prawnej", gdzie PO i Nowoczesna w najmłodszej grupie wyborców zdobyły łącznie...3,5 proc.
– U nas nie ma jeszcze jednego czynnika: poparcia młodych. Powodzenie takich nagłych zmian jest uzależnione właśnie od tego poparcia. Opozycja musi zrozumieć, że żeby realnie zawalczyć o władzę z PiS-em, muszą stosować te klasyczne metody walki politycznej. Rządzący na takie metody postawili i jak widać są one skuteczne i się sprawdzają – podsumowuje Rafał Chwedoruk.
Patrząc na poszukiwania lidera przez liberałów trzeba jasno powiedzieć: "samotny wilk" w profesjonalnej polityce nie ma szans. Do skutecznych działań potrzebna jest rozpoznawalność i duże pieniądze. A to wymaga dużej ilości czasu. Od nawoływania, apeli, napisanych listów, udzielonych wywiadów i powoływania się na zasługi sprzed ponad 30 lat nowej siły nie będzie. Bez zaplecza aktywnych i zdeterminowanych ludzi też nie. Potrzebne są też pieniądze. Jak na razie apele są, legendy "Solidarności" jeszcze też, reszty nie widać nawet w odległej przyszłości. Nowa partia Donalda Tuska pokonująca Jarosława Kaczyńskiego i jego partię to żart na polityczny sezon ogórkowy, a sam prezes PiS-u, patrząc na kręcenie się w kółko jego przeciwników, zaciera ręce. Rządzi. I będzie rządził jeszcze długi czas.