"To prawda, ja nie mam prawa jazdy i w związku z tym nie kieruję samochodem, ale my mamy w Polsce premiera, który nie ma kwalifikacji by rządzić, a rządzi" – tak Jarosław Kaczyński jako lider opozycji pouczał ówczesnego premiera Donalda Tuska, gdy cena litra benzyny przekroczyła za rządów Platformy 5 złotych. Lider PiS zapowiadał wówczas walkę z drożyzną na stacjach i wzywał rząd PO-PSL do zmniejszenia akcyzy na paliwa. Nie chciał, by pieniądze na załatanie dziury budżetowej szły z kieszeni kierowców.
Załatać dziurę w budżecie Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało właśnie, że chce obciążyć Polaków nowym podatkiem drogowym, którego wprowadzenie spowoduje, że ceny paliw wzrosną o ok. 25 gr za litr. Dzięki temu co roku z kieszeni polskich kierowców miałoby trafić do budżetu państwa 4-5 dodatkowych miliardów złotych.
Jeśli nowy pomysł PiS wejdzie w życie, podrożeją benzyna, ropa i gaz. Pieniądze z nowego podatku miałyby trafić m.in. na drogi samorządowe. – Nie wiem, na ile można wycenić, czy w ogóle można wycenić, życie tych wszystkich, którzy poruszają się po tych masakrycznych, jeżeli chodzi o jakość i bezpieczeństwo, drogach… Pytanie jak ten stan dróg poprawić – uzasadniał w niedzielę w "Faktach" TVN wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński z PiS.
A przecież jeszcze sześć lat temu to politycy PiS podnosili larum, krytykowali PO i stawali w obronie użytkowników samochodów, gdy ceny benzyny przekroczyły 5 złotych za litr. Ale nawet na niedawnym kongresie w Przysusze politycy rządzącej partii chwalili się, że zwiększają wydatki socjalne bez podnoszenia podatków.
Kaczyński karcił Tuska
Jednak gdy tylko część Polaków wyjechała na wakacje, a inni zajęci byli śledzeniem wizyty Donalda Tumpa, posłowie PiS postanowili nałożyć nowy haracz na kierowców i cały transport.
Projekt ustawy wprowadzającej opłatę drogową skierowano do prac w Sejmie i ma być szybko procedowany. Ustawa ma wejść w życie 30 dni po ogłoszeniu. Czyli prawdopodobnie od października.
Gdy PiS było w opozycji, walkę z drożyzną na stacjach zapowiadał sam Jarosław Kaczyński i wzywał rząd Donalda Tuska do zmniejszenia akcyzy na paliwa. Nie chciał, by łatając dziurę budżetową państwo łupiło kierowców.
– Ja nie mam prawa jazdy, to prawda, i w związku z tym nie kieruję samochodem, ale my mamy w Polsce premiera, który nie ma kwalifikacji by rządzić, a przecież rządzi – grzmiał Jarosław Kaczyński. – Nie trzeba być kierowcą, by wiedzieć, że benzyna stała się bardzo, bardzo droga i wystarcza normalna wiedza już nawet nie ekonomiczna, by spostrzec, że w cenie benzyny około 50 proc. to są podatki – pouczał prezes PiS.
– Tę akcyzę można po prostu obniżyć. Jeżeli się ją obniży, to spadnie także cena benzyny – takimi słowami zwracał się do rządu Tuska.
Wtórowali mu inni czołowi politycy PiS. W niedzielę przypomnieliśmy słowa obecnego szefa MSWiA, Mariusza Błaszczaka, który ostrzegał 6 lat temu, że wraz z podniesieniem cen paliwa wzrosną nie tylko koszty utrzymania samochodu. – Kiedy wzrasta cena paliwa, wzrastają ceny również i innych produktów, w tym żywności – przewidywał Błaszczak.
Szydło przeciw podwyżkom
Z kolei ówczesny rzecznik PiS Adam Hofman, pytał Tuska, "kiedy ostatni raz tankował samochód". – Bo wiem, że pana rządowa limuzyna pali bardzo dużo, ale za to pan nie płaci – zwracał się do Tuska. I ostrzegał Polaków: – Uwaga, bo groźna ekipa zabiera się za wasze portfele. Trzymajcie się za portfele.
Obecna premier Beata Szydło, a kilka lat temu zwykła posłanka, tłumaczyła z kolei, że "kiedy Jarosław Kaczyński był premierem i ceny paliwa zaczynały gwałtownie rosnąć, to potrafił doprowadzić do tego, by firmy sprzedające i produkujące paliwo w Polsce nie stosowały najwyższych marż i najwyższych stawek opłat".
– Spotkał się z szefami firm paliwowych i uzgodniono, że można zmniejszyć marżę po to, żeby Polacy mniej płacili za tankowanie swoich samochodów. Namawiamy premiera Tuska, żeby zrobił to samo, czerpał z dobrych przykładów. Mamy nadzieję, że wykaże więcej determinacji w sprawie podwyżki paliw – mówiła obecna premier Beata Szydło.
Co ciekawe, zwiększenie narzutów na paliwa wiosną zeszłego roku proponował już minister infrastruktury Andrzej Adamczyk. Podczas konferencji prasowej o rozważanych sposobach na finansowanie inwestycji drogowych Adamczyk mówił o podniesieniu stawek opłaty paliwowej.
Ale wtedy pomysł Adamczyka natychmiast zgasiła właśnie jego szefowa. – Polski rząd nie pracuje i nie pracował nad podniesieniem opłaty paliwowej. Mówię to jasno i wyraźnie – powiedziała premier Beata Szydło nazajutrz po wystąpieniu Adamczyka. Teraz jednak zamiast podnosić stawki opłaty paliwowej, posłowie PiS chcą wprowadzić nową opłatę drogową.
Wrze nawet na prawicy
Nawet politycy Kukiz 15 i prawicowi publicyści nie mogą się nadziwić hipokryzji PiS i dają temu wyraz w mediach społecznościowych.
Podwyżka o 25 groszy na litrze benzyny oznacza, że za napełnienie 40-litrowego baku zapłacimy o 10 złotych drożej, niż do tej pory. Jeśli ktoś robi 1000 km miesięcznie, to przy średnim zużyciu paliwa zapłaci ok. 20 złotych więcej.