Siedzi obok Krystyny Pawłowicz, wyglądają niemal jak przyjaciółki. Ale to posłanka Iwona Arent zasłynęła bardziej w ten niechlubny, sejmowy, wieczór. Właściwie można powiedzieć, że w tym momencie miała swoje 5 minut. Wcześniej, choć w Sejmie jest już czwartą kadencję, raczej nie było o niej wiele słychać. Teraz pokazała na co ją stać. – To wy nas atakujecie i prowokujecie! – krzyczała w Sejmie.
– Kto to? – z takim pytaniem podchodzili do Kingi Gajewskiej-Płochockiej z PO niektórzy posłowie. Choć posłanka PiS w Sejmie jest od 11 lat, okazuje się, że nie wszyscy ją dobrze znają. Zresztą po nocnych wydarzeniach w Sejmie takie pytania padały też w sieci. Kim jest Iwona Arent? – Nikt tak naprawdę nie wiedział, kto to jest. Ja tej kobiety w ogóle nie kojarzę z mównicy sejmowej. Ani z udziału w komisjach. Zupełnie z niczym jej nie kojarzę – mówi naTemat Kinga Gajewska-Płochocka. Porównując – Gajewska wystąpień na posiedzeniach Sejmu ma 42, Arent – tylko 13.
"Dwa razy wyszarpała mi telefon"
Można powiedzieć, że posłanka PO to główny powód, dla którego posłanka Arent tym razem zdecydowała się na mównicę wejść. Na nagraniu (od min. 24:50) widać, jak czeka. Jakby jak najszybciej chciała dostać się do mikrofonu. A gdy już to zrobiła, nastąpił atak. Skarga niemal jak w przedszkolu. – Chciałam powiedzieć, że to, co się tutaj wydarzyło to był atak Państwa na nas. Ja zostałam zaatakowana przez kolegów waszych z Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej. Pani Kinga Gajewska prowokowała nas, tutaj stojąc, telefonem komórkowym – niemal krzyczała.
Ten atak widać na nagraniach, które krążą w sieci. Niech każdy sam oceni, jak było. – Podeszła do mnie, dwa razy wyszarpała mi telefon, mocno mnie pociągnęła. Wbijała mi pazury w nadgarstki – opowiada Gajewska.
Jedno jest pewne – z powodu tego telefonu Iwona Arent, posłanka z Olsztyna, rocznik 1968, politolog z wykształcenia, ma szansę wprowadzić do języka nowy rodzaj prowokacji, z czego już śmieją się internauci.
"Bardzo rzadko widuję ją na mównicy"
– Skompromitowała się. To było szczególne wystąpienie. Nie wiadomo było, co ma do powiedzenia. Była to próba przykrycia tego się wcześniej wydarzyło. Tego skandalicznego wystąpienia prezesa Kaczyńskiego. Ale była to nieudana próba, bo jej wystąpienie nikogo nie porwało i nie przekonało. Sama wcześniej wyskoczyła z iPadem i próbowała coś nagrywać – mówi naTemat poseł PO Jacek Protas, który – jak Arent – pochodzi z regionu warmińsko-mazurskiego. Razem z nią zasiada w sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, której zresztą ona jest przewodniczącą.
– Komisja w tej kadencji Sejmu zebrała się może 4 czy 5 razy. Dziś też miało być posiedzenie, ale zostało odwołane. Pani poseł nie jest szczególnie aktywna. Bardzo rzadko, o ile w ogóle widuję ją na mównicy sejmowej – dodaje.
Kim jest Frasyniuk
Ostatnio Iwona Arent zasłynęła wypowiedzią o Władysławie Frasyniuku. "A kto to jest Frasyniuk, że ma stać ponad prawem? Mam nadzieję, że zostanie potraktowany tak jak prawo przewiduje i zostanie UKARANY" – ten wpis wywołał burzę. Mocno jej wtedy przypomniano, kim jest Władysław Frasyniuk.
Z kolei przed wyborami 2015 roku nazwała urzędującego prezydenta Bronisława Komorowskiego burakiem.
W ogólnokrajowej polityce faktycznie może jej bardzo nie widać, ale wyborców ma sporo. W ostatnich wyborach startowała z pierwszego miejsca, otrzymała ponad 26 tysięcy głosów. Była też kandydatką PiS na prezydenta Olsztyna, startowała też w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Była zaangażowana w sprawę niemieckich roszczeń odszkodowawczych.
– Bycie posłem to moja praca, którą chcę wykonywać jak najbardziej efektywnie – mówiła w Radiu Olsztyn. Niedawno dla olsztyńskiej młodzieży zorganizowała konkurs, w którym nagrodą była wizyta w Sejmie. Na Facebooku zamieściła potem zdjęcia.
Była uchodźcą, głosowała na Wałęsę
Posłowie opozycji przyznają, że niewiele o niej wiedzą. Ale z 2010 roku zachował się bardzo ciekawy wywiad, którego posłanka Iwona Arent udzieliła "Gazecie Wyborczej". Normalny, bez zajadłości i ataku na kogokolwiek. Ukazujący kobietę, która – jak sama mówi – nie chce być "postrzegana jako osoba, która tylko trzepie rzęsami" (przyznała, że zaczęła odmawiać telewizjom, gdy okazywało się, że jedynym tematem rozmowy miała być uroda czy wygląd).
Kobietę, która była uchodźcą w Grecji. Przerwała studia, by wyjechać za granicę – sprzątała, pracowała w restauracji.
Która w ambasadzie w Atenach głosowała na Wałęsę ("Wtedy wszyscy byliśmy wpatrzeni w Wałęsę. Był symbolem"), a po powrocie do Polski ukończyła politologię i studium hotelarskie, a także podyplomowe rachunkowość i finanse. Która otwarcie mówi, że pod jednym warunkiem poparłaby in vitro ("Gdyby było: jedna komórka, jedno zapłodnienie").
"Boleję nad tym, że kobiety są traktowane trochę po macoszemu. Niektórym mężczyznom się wydaje, że mają monopol na uprawianie polityki. Część myśli stereotypowo, że kobieta powinna być w domu, w kuchni, przy dzieciach" – tak mówiła. Dziś, gdy jest jedną z kobiet, między którymi dochodzi w parlamencie do szarpaniny, jakże inaczej brzmią te słowa. Jak bardzo pokazują, ile w tym czasie się w Polsce zmieniło.
– Ta pani siedzi w ławach, nie udziela się. Jedyne z czego zasłynie to, że szarpała inną posłankę – podsumuje Kinga Gajewska-Płochocka.
Reklama.
Iwona Arent
To wy wprowadziliście do tej Izby taką sytuację, że wstyd na cały świat, na całą Europę, jak tutaj są prowadzone obrady. To wy nas atakujecie, prowokujecie, robicie wszystko, żeby destabilizować sytuację. My na to nie pozwolimy i nie damy się sprowokować!
Iwona Arent
"Gazeta Wyborcza", 2010
"Chciałam emigrować. Był koniec lat 80. A ja chciałam do Kanady. Ale wyjechałam do Grecji, bo tam jeszcze były obozy dla uchodźców. Znalazłam sobie mieszkanie, prace. No i zarejestrowałam się jako uchodźca". Czytaj więcej