W wywiadzie dla naTemat prof. Andrzej Friszke powiedział, że w 1968 roku Antoni Macierewicz po aresztowaniu złożył obfite zeznania, które wystarczyły na akt oskarżenia dla niego i Wojciecha Onyszkiewicza. O tym, jak bardzo zawiła jest ta historia, opowiada nam sam zainteresowany. – Mój stosunek do Antoniego zmieniło nie tamto wydarzenie, ale jego działalność po 1989 roku – mówi Onyszkiewicz.
Wojciech Onyszkiewicz: Napisałem kiedyś w pośpiechu dwa oświadczenia w tej sprawie i oba kręgi moich przyjaciół śmiertelnie się na mnie obraziły i miały rację. Naprawdę było tak, że ja z czystej głupoty, z powodu tego, że nie zdawałem sobie sprawy, iż gra idzie o to co się zezna - a nie o to, co wiedzą, albo czego nie wiedzą przesłuchujący - potwierdziłem w śledztwie informację na temat ulotek, które robiliśmy z Antkiem. Gdy to jemu przeczytali też potwierdził i opowiedział o tym. W związku z tym nie ma najmniejszej wątpliwości, że to ja uruchomiłem lawinę. Jestem przekonany, że bez tego nie byłoby dalszych zeznań Antoniego, bo do tego momentu nic nie mówił. A więc to moja wina.
Czyli profesor Friszke napisał nieprawdę powołując się na dokumenty IPN?
No właśnie, niestety to, co napisał, jest prawdą. Ale tego nie wiedziałem, do momentu, kiedy profesor pokazał mi kopie dokumentów. Wynika z nich, że jak już tę lawinę uruchomiłem, to Antek zeznał nie tylko o tym, co wynikało z moich słów, ale także wyjawił informację związaną z rewizją u mnie w domu, którą przeprowadziła wcześniej SB. Chodziło o stosy ulotek od studentów do robotników, które przechowywałem w piwnicy, a których cudem nie znaleziono w trakcie przeszukania. To, zdaniem profesora, spowodowało, że znalazłem się na liście do aresztowania. Ostatecznie nie zostałem aresztowany bo nastąpiła zmiana polityki władz PRL. Władze postanowiły skupić się na wątku tzw. komandosów, a nie na studentach czy robotnikach.
Wyście się wtedy z Macierewiczem przyjaźnili. Czy rozmawialiście na temat tych zeznań i dokumentów IPN? Czy zmienił się pana stosunek do Macierewicza?
Antoni nie pamiętał o tej historii z ulotkami dla robotników. Profesor Friszke jako historyk miał prawo i obowiązek napisać to, co napisał (napisał przecież trudne, bolesne rzeczy o bliskich sobie ludziach z kręgu komandosów). Widziałem te dokumenty, bo profesor mi je przysłał. Z nich wynikało jednoznacznie, że - jak już z mojej winy Macierewicz zaczął mówić - to powiedział za dużo. Czyli opowiedział o tych ulotkach dla robotników. Ale później w czasach KOR miał gigantyczne zasługi. Zeznania w śledztwie bezpieki to nie jest coś, co mogłoby zmienić mój stosunek do kogoś. Tym bardziej, że miałem świadomość, że to wszystko ode mnie się zaczęło. Mój stosunek do Antoniego zmieniła jego działalność po 1989 roku.
Moim zdaniem, postępowaniem Antoniego i jego współpracowników rządzi ich własny obraz świata. Obraz świata, w którym najważniejsze jest to, co się dzieje w Polsce, zmiany, które wprowadzają i w związku z tym poparcie własnego elektoratu. Polscy nacjonaliści, bardzo ważna część wyborców PISu, wyznają wartości, które są bliskie innym nacjonalistom. Polscy nacjonaliści nienawidzą np. Ukraińców. Jest im blisko do tego co mówi Putin przeciwko Ukrainie, przeciwko Europie, przeciwko praworządności, czy uchodźcom. Można by długo wyliczać. Nawet nie widzą i nie zdają sobie sprawy z tego, że stają się sojusznikami Putina.
Antoni Macierewicz i jego stronnicy są głęboko przekonani, iż mówienie o tym że są prorosyjscy jest haniebne, ale obiektywnie są prorosyjscy. Nie czytałem książki pana Piątka, nie potrafię powiedzieć o podejrzanych relacjach. Sam Antoni, gdyby miał być świadomym człowiekiem Putina nie wykonywałby gestów solidarności w Kijowie. Choć obiektywnie wszystko to, co Antoni i rząd PIS robi z Unią, prawem i armią wygląda jak scenariusz napisany przez Putina. Ale do tego wystarczy wypaczony obraz rzeczywistości.
Powtarzam sobie wtedy słowa z pogrzebu Winstona Churchila, odnosząc je do Lecha Wałęsy : "Dziękujemy dziś jemu i dziękujemy Bogu, za niego". Wierzę, że powtarzają je ze mną miliony wdzięcznych Polaków.
O jakich zasługach Pan mówi ?
Wszystkie winy i błędy Winstona Churchilla, także katastrofa Ententy w Dardanelach w 1915 roku (około 45 tysięcy zabitych) bledną wobec roli, jaką odegrał dla Anglii i dla świata w 1940 roku. Wszystkie winy i błędy popełnione przez Wałęsę w sprawie "Bolka" pozostaną rzeczą drobną. Drobną i bez żadnej proporcji w stosunku do jego historycznych zasług. Fałszywe proporcje, czynią cały obraz fałszywym. Kilka razy w życiu los postawił Wałęsę w sytuacji ogromnej odpowiedzialności: w czasie strajku w Stoczni Gdańskiej; w czasie samotnego internowania w Arłamowie po 13 grudnia 1981 roku; w trudnych miesiącach pomiędzy niewygranym strajkiem 1988 roku i wygranymi wyborami 1989 roku. Od jego zachowania, podobnie jak wcześniej od zachowania Winstona Churchilla zależało wszystko. Nasza przyszłość, dostała się w ręce człowieka o wielkiej wartości, który umiał tę szansę dla dobra Polski, także dla dobra pana Śniadka wykorzystać.
Każda ze stron sporu ma jakies prawo i jakiś problem. Prawa związku są oczywiste, ale "Solidarność" występuje obecnie przeciwko istotnej części tego, o co walczylismy w PRL. Popiera odejście od wolności, rządów prawa, powrotu do Europy. Wiele osób, które działały w ruchu społecznym "Solidarność" dzisiaj demonstruje w ramach KODu. Także ja. Na transparentach KODu często pojawia się hasło: "WOLNOŚĆ! RÓWNOŚĆ! DEMOKRACJA!". Wolność, Demokracja - tak. Moja strona, czyli demonstranci KODu naprawdę walczą o te wartości. Ale Równość? Nie chodzi o przyklejaną KODowi gębę "komunistów i złodziei", ani o
kłamstwa o zabieraniu 500+. To dużo poważniejszy problem. Mam swoją odpowiedź na pytanie, dlaczego tak łatwo rozsypują się fundamenty demokracji, którą budowaliśmy 30 lat, dlaczego tak wysokie jest poparcie dla burzącego wszystko PISu.
Jaką?
Moim zdaniem, to, co zrobiliśmy, co ja robiłem po 1989 roku, było bardzo płytkie. Zdobyliśmy wolność natomiast zabrakło sprawiedliwości społecznej rozumianej jako obsesja równych szans. Jest cudowny cytat z Baracka Obamy, który na jednej z konwencji wyborczych demokratów mówił tak: "Jeśli w południowym Chicago jest dziecko, które nie umie czytać jest to dla mnie ważne nawet jeśli nie jest to moje dziecko. Jeśli jest starsza osoba, która nie może zapłacić za leki, moje życie jest przez to uboższe, nawet jeśli to nie mój dziadek. To fundamentalne przekonanie, że jestem stróżem brata mego, jestem stróżem mojej siostry, napędza ten kraj”. Myśmy, w Polsce nie mieli takiej obsesji równych szans i dlatego ta Polska jest tak podzielona. Obie strony politycznego sporu mają sobie coś ważnego do zarzucenia. A nie ma demokracji bez obsesji równych szans.