Książka Tomasza Piątka o rosyjskich (i nie tylko) powiązaniach ministra Macierewicza jeszcze nie pojawiła się w księgarniach (tam trafi w poniedziałek), a już wywołuje kontrowersje. Autor dostarczył świeżo wydrukowany egzemplarz do redakcji naTemat. Przy okazji zadaliśmy mu serię pytań o publikację, która może wstrząsnąć polską sceną polityczną.
Tomasz Piątek: Śledztwo prowadziłem przez 18 miesięcy, natomiast samą książkę musiałem napisać w miesiąc, by zdążyć z wydaniem. Teraz jestem ledwo żywy ze zmęczenia (śmiech).
Dlaczego o tym napisałeś?
Polacy powinni jak najszybciej się dowiedzieć, kim jest Antoni Macierewicz i jakimi ludźmi się otacza. Minister polskiego rządu jest uwikłany w siatkę GRU, czyli rosyjskiego wywiadu wojskowego z sowieckimi korzeniami.
Dlaczego wydałeś książkę w wydawnictwie Arbitror? Pierwszy raz o nim słyszę.
Bo to nowe wydawnictwo należące do Marcina Celińskiego z kwartalnika Liberte! Założył je specjalnie po to, by wydać moją książkę. Celiński to solidny biznesmen, który zaoferował mi bardzo dobre warunki. Zainwestuje duże środki finansowe w promocję i dystrybucję książki, na czym bardzo mi zależało. Poza tym już na etapie śledztwa dziennikarskiego był bardzo pomocny – kontaktował mnie z informatorami, pomagał w ustalaniu faktów.
Przejdźmy do rzeczy. Czy Antoni Macierewicz jest rosyjskim agentem?
Tego nie wiem, bo nie złapałem pana ministra za rękę, natomiast trudno przypuszczać, by otaczając się przez dziesięciolecia ludźmi z GRU lub mocno powiązanymi z GRU, pan minister przez ten cały czas nie zorientował się co robi i kim są jego koledzy, jego najbliżsi współpracownicy.
Możesz podać przykład takiej osoby?
Choćby Robert Jerzy Luśnia, z którym Antoni Macierewicz współpracował przez 30 lat, najpierw w konspiracji, potem w partiach politycznych, ale także w biznesie. Luśnia był płatnym konfidentem SB. Wiemy to, bo został oskarżony o kłamstwo lustracyjne i jego agenturalną przeszłość potwierdziły wszystkie trzy instancje sądu, włącznie z Sądem Najwyższym.
Nie, absolutnie nie. PiS-owi nie przeszkadza też, że Robert Jerzy Luśnia był prowadzony przez przez oficera SB Józefa Nadworskiego, który współpracował z najwybitniejszym szpiegiem GRU Markiem Zielińskim (nie należy go mylić z dyplomatą o tym samym nazwisku).
PiS-owi nie przeszkadza również, że Luśnia, gdy był wiceprezesem Herbapolu Lublin, bezprawnie przekazywał pieniądze tej spółki firmie Macierewicza, pod nazwą Dziedzictwo Polskie. Przez całe lata był współwłaścicielem i nadal posiada udziały w Dziedzictwie Polskim. Spółka ta wydawała gazetę „Głos”, która w latach 90-tych publikowała antysemickie materiały.
Inny ciekawy kolega Macierewicza to Piotr Bączek, obecny szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego - przez całe lata był we władzach partii Macierewicza, czyli Ruchu Katolicko-Narodowego. W tym samym czasie członkiem władz RKN był zresztą Robert Jerzy Luśnia.
Nie dziwi więc, że Bączek bronił Macierewicza w sprawie tak zwanego rosyjskiego łącznika, czyli Jacka Kotasa, byłego wiceministra, który łącznie przez kilkanaście lat pełnił najwyższe funkcje w spółce Radius. To spółka związana z mafią sołncewską, najpotężniejszą mafią rosyjską, która jest kierowana na odległość, ale bardzo skutecznie, przez gangstera Siemiona Mogilewicza. To przyjaciel Putina i również jest blisko związany z GRU, bo współpracował z nimi przez wiele lat.
Myślę że wie, że czytał moje artykuły w "Gazecie Wyborczej" na ten temat. Książka podsumowuje tamte publikacje, ale podaje też nowe fakty, nieznane albo przemilczane. Z nich się wyłania przerażający obraz, co najlepiej ilustrują załączone do książki mapy powiązań.
Przypominają układ słoneczny.
Ja to nazywam konstelacjami Macierewicza (śmiech). Na pierwszej z nich widać, że minister Antoni Macierewicz ma przynajmniej trzy powiązania z Siemionem Mogilewiczem i jeszcze więcej powiązań z Putinem, o czym też piszę w książce.
Początkowo byłem przekonany, że Janniger jest elementem nieznaczącym w całej sprawie, ale okazało się, że ten człowiek jest doskonale ustawiony. Jest studentem Rutgers University w stanie New Jersey, jego rodzice są tam wykładowcami, nauczają na wydziale medycznym tej uczelni. Tak się składa, że katedrę bankowości na tym uniwersytecie ufundował Thomas Renyi, człowiek, który jest na różne sposoby związany z byłym senatorem i lobbystą Alfonsem Marcello D’Amato.
Wielokrotnie o nim pisałem - D’Amato to lobbysta firmy produkującej blackhawki, z którym Macierewicz spotkał się na kilka dni przed zerwaniem kontraktu na caracale. Potem nagle minister oświadczył, że jednak kupi blackhawki. Macierewicz wynajął D’Amato, by lobbował na rzecz Polski w czasie szczytu NATO w Warszawie. Ich kontakty mają długą historię. W latach 80-tych D’Amato współpracował z organizacją polonijną Pomost, a lider tej organizacji, Janusz Subczyński, był wieloletnim wspólnikiem biznesowym Macierewicza w jego firmie Dziedzictwo Polskie. To są powiązania polityczne, mafijne, biznesowe i służbowe (w sensie służb specjalnych), które się przeplatają.
Nie boisz się, że po publikacji tej książki Macierewicz wytoczy ci dziesięć procesów?
Ale pan minister nie wytoczył mi ani jednego procesu po moich dotychczasowych publikacjach. W grudniu opublikowałem w "Gazecie Wyborczej" świadectwo prokuratora krajowego w stanie spoczynku, Włodzimierza Blajerskiego, który publicznie i pod własnym nazwiskiem powiedział, że Macierewicz ukrył papiery kompromitujące Luśnię znalezione w Lublinie. Blajerski powiedział, że działo się to w 1992 roku, gdy Macierewicz był ministrem spraw wewnętrznych.
Gdy oto opublikowaliśmy, ministerstwo obrony narodowej zapowiedziało pozew, ale do tej pory tego nie zrobiło. Macierewicz mnie nie pozwał, choć minęło już pół roku. Wiesz, dlaczego mnie nie pozywa?
Dlaczego?
Bo piszę samą prawdę. Wyraźnie oddzielam fakty od hipotez. Wszystko co piszę jest udokumentowane. W książce zamieściłem kilkaset przypisów do źródeł - większość z nich jest łatwo dostępna w internecie, tylko nikt tego nie sprawdził i nie zebrał do tej pory.
Dlaczego? Przecież Antoni Macierewicz to bardzo ważna persona w naszym życiu publicznym.
Bo to gigantyczna praca. Tysiąc godzin spędzonych na poszukiwaniach w internecie, kilkadziesiąt godzin w archiwach sądowych i Bibliotece Narodowej i kolejne kilkadziesiąt godzin spędzonych rozmowach ze źródłami.
Czy prawica interesuje się twoją książką?
Rozmawiałem z kilkoma osobami ze środowisk prawicowych, które prywatnie były bardzo zainteresowane moim śledztwem. Prawicowcy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że Macierewicz jest dla nich strasznym obciążeniem. Jednak publicznie nie mogą się do tego przyznać, bo prezes Kaczyński wydał rozkaz, by Macierewicz bronić.
Dlaczego tak mu na nim zależy?
Są na ten temat różne teorie, mówi się, że Macierewicz ma haki finansowe na Kaczyńskiego. Potwierdziło mi to niezależnie dwóch informatorów.
Kolejna jest taka, że chodzi o szantaż polityczny. Macierewicz jest idolem dla najtwardszej części elektoratu wierzącej w spisek smoleński, a także dla narodowców, którzy uważają Kaczyńskiego za starego dziadka, a Macierewicza, choć jest w zbliżonym wieku, za dziarskiego pana od wojska.
Utrata tych głosów byłaby zbyt bolesna dla partii, dlatego Kaczyński nie chce się pozbyć Macierewicza. Jest też hipoteza, że trzymając Macierewicza w rządzie Kaczyński wysyła czytelny sygnał Putinowi. „Muszę na ciebie szczekać, muszę cię atakować, bo tego chce mój elektorat, ale trzymam twojego człowieka w rządzie na kluczowym stanowisku. Nie ma między nami wojny”.
Jakie są konsekwencje obecności w rządzie ministra z takimi powiązaniami?
Wystarczy spojrzeć na stan naszej armii. Macierewicz ją niszczy.
Nie. Antoni Macierewicz zabiera pieniądze polskiej armii, by finansować obronę terytorialną, która jest tym, co kiedyś nazywano „cywilbandą”. Rekrutowani są tam zwolennicy Putina z Partii Zmiana, neonaziści, ludzie związani z takimi organizacjami jak Falanga.
Obrona terytorialna podlega bezpośrednio ministrowi Macierewiczowi, a nie Sztabowi Generalnemu. Posiadanie takiej bojówki wzmacnia pozycję Antoniego Macierewicza, ale niszczy siłę naszej armii. Moi informatorzy mówili, że są naciski na profesjonalnych oficerów, by przechodzili zostawiali armię na rzecz obrony terytorialnej, gdzie będą musieli dowodzić chuliganami.
Co cię zaskoczyło podczas pisania tej książki?
Skala tych powiązań. To jest układ.
Chyba już gdzieś to słyszałam.
To jest układ polski i globalny, o którym wiele razy mówił nam Jarosław Kaczyński.
Uśmiechasz się ironicznie.
Nie znalazł tego układu, bo szukał go wszędzie, ale nie tam gdzie trzeba, czyli u siebie.
Część osób, która usłyszy o twojej książce, od razu pomyśli, że zwariowałeś. Układy, powiązania, sieci… PiS à rebours.
Proponuję, by ludzie przeczytali książkę zanim wydadzą o niej opinię. Analiza powiązań jest bardzo ważną częścią pracy dziennikarza. Tych powiązań jest tyle i są tak dobrze udokumentowane, że moim obowiązkiem było to opisać. Bardzo łatwo rzucać takie puste oskarżenia, jeśli się nie przeczytało tej książki.
Ludzie na Facebooku piszą ci, żebyś na siebie uważał.