
Reklama.
Publicysta ujawnił wymianę listów jednej z jego fundacji z pracownikiem dużego koncernu motoryzacyjnego, absolwenta renomowanej warszawskiej uczelni. Szymon Hołownia chciał uświadomić go, że w publicznej korespondencji dzieli się "kloaczną głębią". Otrzymał odpowiedź, że przecież to nic złego – ot, po prostu jego opinia.
– Otóż nie. Obraził, poniżył, opluł, pohańbił ludzi. Znanych mi i tysiącom wspieraczy moich fundacji z imienia i nazwiska. Ludzi, którzy nigdy w życiu nie pomyślą nawet, by zbliżyć się do jednej setnej komfortu, jakiego zaznaje w życiu pewien rasistowski bubek znad Wisły – komentował Szymon Hołownia.
Dodał, że dzięki takim fundacjom, jak jego (zajmuje się wspieraniem edukacji osób w Afryce) tysiące ludzi mogą uniknąć losu emigranta.
Zdaniem Hołowni zawsze było tak, że nie brakowało ludzi, którzy mieli rasistowskie poglądy, ale dotąd nie wyrażali ich publicznie. – Dziś klimat się zrobił taki, że już się nie wstydzą. Że twierdzą, że naplucie człowiekowi w twarz i obsmarowanie go łajnem, to forma publicystyki, wolność słowa – komentował.
Dlatego apeluje: "Zamienimy czyste g***no w czyste złoto!". Hołownia nie chce potępiania autora korespondencji – zamiast tego pod swoim wpisem podaje link. Klikając, można się dowiedzieć, jak wesprzeć edukację w Dakarze, czy pomóc głodującym w Kongo. – Zasypmy wykopaną przezeń złą dziurę czystym dobrem. To wystarczy – apeluje Szymon Hołownia.