Rząd testuje na młodych lekarzach techniki negocjacyjne. "Już dwa triki zastosowano, ale się nie nabrali" – mówi z uznaniem o postawie rezydentów szef OZZL Krzysztof Bukiel.
Rząd testuje na młodych lekarzach techniki negocjacyjne. "Już dwa triki zastosowano, ale się nie nabrali" – mówi z uznaniem o postawie rezydentów szef OZZL Krzysztof Bukiel. Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta

Jeszcze nie mają dużego doświadczenia w prowadzeniu akcji protestacyjnych, ale doświadczonym związkowcom imponują swoim opanowaniem. Młodzi lekarze, którzy od 2 października prowadzą protest głodowy, w rokowaniach z rządem zachowują zimną krew. To oczywiste, że rządzącym będzie zależało na tym, aby akcja się zakończyła bez spełnienia jakichkolwiek postulatów. Na razie mamy przeciąganie liny.

REKLAMA
Wszystkich przeciwników "dobrej zmiany" uprzedzę już na wstępie – nie łudźcie się, że to tylko obecny rząd w taki sposób postępuje z protestującymi. Te same triki stosowane są od bardzo wielu lat. – Panie redaktorze, niech pan nie zapomni napisać, że każdy poprzedni rząd robił to samo. Nauczyli się jeden od drugiego i stosują te same metody – podkreśla już na wstępie rozmowy wiceszefowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Longina Kaczmarska.
Rząd był sprytniejszy
Pod koniec lat 90. Kaczmarska stała na czele pielęgniarskiego związku na Mazowszu. Później, gdy w służbie zdrowia wybuchły strajki przeciwko zmianom wprowadzanym przez rząd Jerzego Buzka (w 99 r. zrezygnowano z finansowania służby zdrowia wyłącznie z budżetu, powstały Kasy Chorych, wprowadzono system Samodzielnych Publicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej), Longina Kaczmarska przewodziła Komitetowi Obrony Reformy Ochrony Zdrowia, który skupiał związkowców różnych zawodów medycznych.
logo
Longina Kaczmarska, szefowa Komitetu Obrony Reformy Ochrony Zdrowia, oraz Wojciech Maksymowicz, ówczesny minister zdrowia – na konferencji prasowej w lutym 1999 r. prezentującej ustalenia po wielodniowych negocjacjach rządu ze związkowcami. Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
Później, w 2007 r., gdy szefem rządu był Jarosław Kaczyński, Kaczmarska była jedną z pielęgniarek, które brały udział w okupacji Kancelarii Premiera. Potem była uczestniczką tzw. "Białego szczytu" zorganizowanego przez premiera Donalda Tuska. Wiele razy w swoim związkowym życiu miała poczucie, że coś udało się jej wywalczyć, a potem... okazywało się, że niewiele z tego wynika, bo rząd był sprytniejszy. Dziś, mając te wieloletnie doświadczenia, obserwuje protest młodych lekarzy i przyznaje, że gabinet Beaty Szydło próbuje na rezydentach tego samego, co wiele razy testowano na pielęgniarkach.
I na co zdarzało się im nabierać – to już dodaje inny wieloletni związkowiec, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy dr Krzysztof Bukiel. W 2007 r. rząd PiS tak pokierował rokowania z protestującymi pielęgniarkami, że w końcu wydawało się, że najistotniejsze będzie to, aby spotkał się z nimi premier. A że nic poza tym nie wywalczyły? Dziś i one są mądrzejsze o doświadczenia sprzed 10-ciu lat, i młodzi lekarze z Porozumienia Rezydentów OZZL też najwyraźniej wyciągnęli wnioski z tamtej lekcji i potrafią rozróżnić triki rządzących.

1. Na "nockę"

To nie przypadek, że wiadomość o zaproszeniu młodych lekarzy do rozmów w Kancelarii Premiera gruchnęła wczoraj tuż przez godziną 22.00. Rezydenci wykazali się dobrą wolą i zawiesili strajk głodowy. Byli bowiem przekonani, że ich delegacja jedzie na rozmowy z premier Beatą Szydło.
Okazało się, że na miejscu szefowa rządu nie zaszczyciła ich swoją obecnością – ale do tego wrócimy za chwilę, bo to nieco inny trik. Młodzi lekarze byli gotowi rozmawiać choćby i do białego rana, aby osiągnąć porozumienie. Tylko dlaczego takie rokowania muszą się toczyć po ciemku?
– Próbowano nas szarpać po nocach, żeby zmęczyć – wspomina Kaczmarska. Za wielu rządów negocjacje często zaczynały się wieczorem i kończyły o świcie. Nad ranem łatwiej było skłonić wyczerpanych rozmowami protestujących, by zgodzili się na porozumienie. Poza tym, jak zwraca uwagę dr Bukiel, łatwiej wtedy wywrzeć presję, iż czas nagli, więc należy się zgodzić na określone warunki.
Krzysztof Bukiel
przewodniczący OZZL

Takie zapraszanie na porę nocną i przedłużanie rozmów to metoda znana nie od dziś. Albo z drugiej strony – stosowane bywa też takie działanie pod presją czasu, sugerowanie, że jak się czegoś w ciągu pół godziny nie podpisze, to już potem wszystko będzie stracone. To takie klasyczne, powiedziałbym, grube i mało skomplikowane triki negocjacyjne.

2. Na "zespoły"

– Chodzi o to, żeby realizację żądań protestujących odłożyć na święty nigdy – objaśnia wiceszefowa pielęgniarskiego związku, która tę metodę zna jak zły szeląg. Wczoraj rząd spróbował zastosować ten trik z młodymi lekarzami. Jak wyjaśniła szefowa Kancelarii Premiera Beata Kempa, rezydentów zaproszono do udziału w pracach specjalnej rządowej komisji, powołanej do zaproponowania rozwiązań (do 15 grudnia). Warunkiem było jednak zakończenie protestu głodowego.
Czyli rząd miałby z głowy lekarski protest, a wszystko rozmyłoby się w pracach w zespołach. Tak ze służbą zdrowia negocjowało wiele rządów – ustalano, że np. problemem wynagrodzeń zajmie się jeden zespół, problemem warunków pracy – drugi. Rozdzielano ludzi na grupy, negocjacje toczyły się w jakichś podstolikach. Związkowcy mieli poczucie, że ich głos jest brany pod uwagę, ale niewiele z tego wynikało.
Longina Kaczmarska
wiceprzewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych

Nigdy rozmowy w tych zespołach nic nie dały. Na tych spotkaniach różnych zespołów spędziłyśmy jakieś tysięcy setki godzin, jeździłyśmy z koleżankami na te zebrania na własny koszt, a później wyniku nie było żadnego, bo na przykład zmieniał się rząd, minister czy też pojawiała się jakaś inna koncepcja.

– Młodzi lekarze się na to nie nabrali – przyznaje Kaczmarska, podkreślając przy tym, iż jej zdaniem sytuacja rezydentów jest o tyle lepsza niż pielęgniarek, że w sejmowej komisji zdrowia większość stanowią posłowie-lekarze. – Tu presja polityków na rząd jest silniejsza, u nas tak nie było, bo każdy uważał: "a, co tam z pielęgniarkami będą rozmawiać".

3. Na zmianę celu

Łatwo jest zapomnieć, o co chodzi w proteście. W ten sposób dały się w kozi róg zapędzić pielęgniarki podczas akcji, która do historii przeszła jako "Białe miasteczko". Namiotowe miasteczko pielęgniarek stanęło przed Kancelarią Premiera, gdy Jarosław Kaczyński odmówił spotkania z przedstawicielami demonstrantek, które weszły do gmachu a policja siłą zepchnęła protestujące z ulicy na chodnik i trawnik. 4 pielęgniarki, w tym Longina Kaczmarska, rozpoczęły więc w środku strajk okupacyjny, domagając się spotkania z Kaczyńskim. Ówczesny premier zgodził się na rozmowy dopiero wtedy, gdy po 7 dniach protestu pielęgniarki rozpoczęły głodówkę. Doszło do spotkania, po którym protestujące zgodziły się wyjść z gmachu i pozostały przed nim w miasteczku namiotowym. Nic konkretnego nie udało im się jednak wywalczyć.
logo
26 czerwca 2007 r. – Dorota Gardias, Longina Kaczmarska, Janina Zaraś oraz Iwona Borchulska po tygodniu protestu opuszczają gmach Kancelarii Premiera, po tym jak spotkał się z nimi Jarosław Kaczyński. Fot. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta
Krzysztof Bukiel
przewodniczący OZZL

Pielęgniarki dały się wtedy wymanewrować. Rząd pokierował tymi rozmowami tak, że samo spotkanie z premierem miałoby już być sukcesem. To był trik, który polegał na tym, że przeniesiono ciężkość negocjacji z problemu zasadniczego na poboczny – czy premier się z nimi spotka, czy nie.

I wczoraj wobec rezydentów zastosowano podobny trik. – Obawiałem się, że mogą się dać omamić i wymanewrować, ale wykazali dojrzałość – chwali młodszych kolegów szef "dużego" OZZL. Bo przecież rezydenci o spotkanie z Beatą Szydło zabiegali od dwóch lat. Jak mówi Bukiel, rządzący już "dwa triki wypstrykali" i pozostaje mieć nadzieję, że na tym koniec, choć...

4. Na zmęczenie

Żaden protest nie może trwać wiecznie – kiedyś kończą się siły protestującym, kończy się zainteresowanie mediów i akcja traci sens. Rządzący zdają sobie z tego sprawę i mogą próbować wziąć rezydentów na przeczekanie. Choć, jak zapewnia Bukiel, to jeszcze nie jest ten moment. – Ten protest jest na etapie takim, że się rozwija, a nie zwija. Jutro w kilkunastu miastach odbędą się demonstracje poparcia dla lekarzy, głodujących odwiedza coraz więcej osób – przekonuje szef OZZL i zachowuje optymizm. – Moim zdaniem porozumienie musi nastąpić, przecież tu chodzi o zdrowie i życie ludzi – argumentuje.
logo
Krzysztof Bukiel podczas negocjacji w sprawie podwyżek płac lekarzy z ministrem zdrowia Zbigniewem Religą, maj 2007 r. Fot. Adam Kozak / Agencja Gazeta
Oczywiście – negocjacyjnych trików jest więcej np. wyprowadzenie rozmów poza teren protestu, czy próba podzielenia środowiska lekarskiego. Na pewno rząd jest na lepszej pozycji niż młodzi lekarze.
Longina Kaczmarska przyznaje, że w ciągu ostatnich kilkunastu lat tylko jeden protest pielęgniarek przyniósł satysfakcjonujące efekty. – W 2015 r. uzyskaliśmy konkretne pieniądze, tzw. 4 razy 400. Ministrem zdrowia był wtedy Marian Zembala. Ale to był skutek akcji protestacyjnej, do której myśmy się przygotowywały aż przez rok – tłumaczy. Lecz to i tak było rozwiązanie tymczasowe, bo nakłady na służbę zdrowia nie wzrosły, choć przecież miało być inaczej.
Longina Kaczmarska
wiceprzewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych

Jak premierem został pan Tusk, to odbył się tak zwany "Biały szczyt". Czego my nie mieliśmy wtedy obiecanego? Ludzie święci! Jak miało być dobrze! I tylko na obietnicach się skończyło.

Projekt dokumentu z ustaleniami "białego szczytu" zakładał zwiększenie finansowania służby zdrowia do poziomu 6 proc. PKB. To był 2008 r., początek rządów koalicji PO-PSL. Dziś mamy rok 2017, państwo na ochronę zdrowia przeznacza 4,6 - 4,8 proc. PKB. I znów pada obietnica zwiększenia finansowania ochrony zdrowia do poziomu 6 proc. PKB. Tyle, że to (nawet jeśli obietnica zostałaby spełniona) i tak najpewniej byłoby za mało – protestujący lekarze uważają, że odpowiedni poziom to 6,8 proc.