Jadwiga Emilewicz podczas inauguracji Shell Business Operations w Krakowie.
Jadwiga Emilewicz podczas inauguracji Shell Business Operations w Krakowie. Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Reklama.
"Człowiek Gowina"
Polityczne drogi Jadwigi Emilewicz i Jarosława Gowina spotkały się, gdy obecny minister kultury i edukacji narodowej był jeszcze politykiem Platformy Obywatelskiej. On – rektor krakowskiej Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera, ona – wykładowca tej uczelni. 43-letnia Emilewicz to krakowianka, harcerka, absolwentka II Liceum Ogólnokształcącego im. Króla Jana III Sobieskiego i Uniwersytetu Jagiellońskiego. Polityczną karierę, a na pewno rozgłos, zawdzięcza Jarosławowi Gowinowi.
W 2009 roku Emilewicz została kierownikiem Muzeum PRL-u w Nowej Hucie. Ale długo miejsca tam nie zagrzała. Miała przygotować scenariusz wystawy Muzeum PRL-u. – Pani Emilewicz przeprowadziła konkurs na scenariusz, więc nie wiem, czy się utożsamiała z jego treścią. Ale jego podtytuł brzmiał "40 lat krwawych walk o niepodległość". Pojawiły się głosy, że tak jednostronne prezentowanie historii PRL-u, tylko i wyłącznie jako historii państwa niesuwerennego i poddanego jakiejś opresji, było zamykające – przyznaje w rozmowie z naTemat Magdalena Sroka, ówczesna wiceprezydent Krakowa. Z tego właśnie powodu placówkę przejęło miasto.
Magdalena Sroka
była wiceprezydent Krakowa

Mam świadomość, że jej główna praca – doprowadzenie do stworzenia koncepcji wystawy w Muzeum PRL – została oceniona negatywnie. I Ministerstwo Kultury zdecydowało wówczas, że likwiduje oddział Muzeum Historii Polski, a minister Zdrojewski zwrócił się z prośba do prezydenta Majchrowskiego, żeby tego zadania podjęło się miasto Kraków. Zależało im, by spróbować koncepcje tej ekspozycji nie pokazywać jednostronnie i od strony współcześnie prawicowej – mówi Sroka i dodaje, że dobrze wspomina za to realizację innego przedsięwzięcia w Hucie Sędzimira. – Pomagałam jej. To, co miała zrealizować, to dobrze zrealizowała – podkreśla Sroka.

Emilewicz była wicenaczelną kwartalnika "Pressje", który wydawał Klub Jagielloński. Na jego łamach pisała m.in. o zjawisku "Pokolenia JP2" czy krytycznie oceniała "oświeceniową" edukację seksualną w szkołach. O tym szerzej informował portal Oko.press.pl. – Teraz szereg osób z klubu znajduje się w otoczeniu Jarosława Gowina – zauważa Marek Sowa, poseł Nowoczesnej. Wcześniej przez kilka lat pracowała w Departamencie Spraw Zagranicznych Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, za czasów Jerzego Buzka. Parę lat później napisała o tym książkę pt. "Reformatorzy i politycy. Gra o reformę ustrojową w 1998 roku widziana oczami jej autorów".
W 2013 wstąpiła do Polski Razem Jarosława Gowina. Szybko została też prezesem fundacji Lepsza Polska, która związana jest z partią. Jak czytamy na stornie fundacji, ta "wyrosła z potrzeby mądrych i fundamentalnych zmian naszego kraju". Rok później Emilewicz stanęła na czele małopolskich struktur Polski Razem. Z marnym skutkiem kandydowała do Parlamentu Europejskiego. Mimo wsparcia Jana Rokity i Matthew Tyrmanda, otrzymała 1 411 głosów. Niedawno w jednym z wywiadów tłumaczyła, że "to był początek jej politycznej drogi". – Minęły od tamtego czasu trzy lata, a w polityce to dużo czasu – stwierdziła w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
logo
Wicepremier Jarosław Gowin i podsekretarz stanu Jadwiga Emilewicz podczas zakończenia Narodowego Kongresu Nauki . Fot. Jakub Włodek / Agencja Gazeta
I potem jej kariera nabiera tempa. Gowin wystawia ją jako jedynkę do sejmiku małopolskiego. – Wiem, że mieli do niej ogromne pretensje. A to dlatego, że Gowin dał jej jedynkę na liście, a ona nie przeprowadziła prawie kampanii. Miała maleńkie plakaty, a wówczas była jeszcze osobą całkowicie anonimową, dlatego się na nią oburzali – wspomina Marek Sowa. Szybko zrobiono z niej wiceprezeskę Polski Razem. A kiedy władzę w Polsce przejęło Prawo i Sprawiedliwość, została wiceministrem w resorcie rozwoju u boku wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Gdy tylko Polska Razem zmieniła się w Porozumienie, Emilewicz została wiceprezesem także nowego ugrupowania Jarosława Gowina. Wspólnie z Adamem Bielanem prowadziła też kongres otwierający.

Ma zastąpić Majchrowskiego

Na początku października Jarosław Gowin ogłosił, że to Jadwiga Emilewicz będzie kandydatką Polski Razem na prezydenta Krakowa. Nazwał ją wtedy "osobą wybitnie kompetentną i wybitnie energiczną". Wiceprezes nie wykluczył, że poprze ją także PiS. Ale szybko głos w tej sprawie zabrał szef klubu partii rządzącej, Ryszard Terlecki i stwierdził wprost, że było to "nieuzgodnione z kierownictwem PiS". Choć sama Emilewicz podkreślała, że jej "kandydatura prezesowi Kaczyńskiemu miała zostać zgłoszona już w czerwcu".
W kuluarach mówiło się, że prezes Kaczyński do startu miał namawiać Małgorzatę Wassermann. A lokalni politycy wprawdzie w mediach wówczas chwalili Emilewicz, ale i zgodnie powtarzali, że z Krakowem ma coraz mniej wspólnego. – Jest zaangażowana na warszawskim podwórku, dla Krakowa robi niewiele. Nigdy nie była radną dzielnicową ani miejską, więc jest daleko od spraw mieszkańców – mówił dziennikarzom "Gazety Wyborczej" Aleksander Miszalski, szef krakowskiego PO.
Jerzy Meysztowicz
poseł Nowoczesnej

Pani Emilewicz, to osoba, która chyba za dużo obowiązków bierze na siebie. Zajmuje się wieloma sprawami i nie wiem, czy nie jest zbyt wykorzystywana. Na jej barki spadają coraz to nowe zadania. Ona zarówno wspiera ministra Morawieckiego i równocześnie jest prawą ręką ministra Gowina, jeśli chodzi o partię. Ona łączy to jeszcze z funkcją radnej województwa, do tego ma rodzinę, na co dzień mieszka w Krakowie, więc dochodzą jej dojazdy.

Sama Emilewicz przekonuje, że "ma dobrze przemyślany Kraków", bo "żyje i oddycha tym miastem od wielu lat". W rozmowie z "Polska The Times" stwierdza, że Majchrowski uczynił wiele dobrego dla Krakowa, ale jego czas już się skończył. – Ona jest bardzo zaangażowana sprawy Krakowa – chwali Jerzy Meysztowicz, poseł Nowoczesnej. A istotnym elementem programu nowej partii jest walka ze smogiem.
Emilewicz i Meysztowicz współpracowali przy okazji komisji gospodarki. – Bardzo cenię panią minister Emilewicz. Ona bardzo często reprezentuje ministerstwo na posiedzeniach komisji gospodarki. Wykazuje się olbrzymią kompetencją. I powiem szczerze, że gdybym miał kogokolwiek z tego rządu ocenić pozytywnie, to byłaby to jedna z nielicznych osób – mówi nam Meysztowicz. – Po komentarzach profesora Terleckiego moja rozpoznawalność skoczyła – przyznała w Radiu Kraków. I dodała, że "jeśli wchodzi się do rzeki pod nazwą polityka to nie można być tym dotkniętym. Wielu polityków podkreśla, że Emilewicz jest twardym i przebojowym politykiem.
Jerzy Meysztowicz
poseł Nowoczesnej

Nie sadzę, by mogła być marionetką. Ona ma swoje przekonania, należy do osób, które dyskutują na argumenty. Jest w stanie przekonać do swoich racji. Ale słucha, nie jest tak, że ma jakąś idée fixe i nie ogląda się na opinię dokoła i chce je zrealizować. Wie, czego chce, jest ambitna i potrafi też dopiec. Wykazuje się determinacją i wolą walki.

– Ale absolutnie nie jest chamska. Pod tym względem zdecydowanie różni się od polityków PiS. Prowadzi dyskusje na argumenty – mówi Marek Sowa. O tym wspomina także poseł Porozumienia. – Jej głównym atutem jest duża przebojowość, zupełnie inny styl uprawiania polityki niż dojrzałych, znanych z pierwszych stron gazet polityków, którzy korzystają ze swojego autorytetu – dodaje partyjny kolega, poseł z Podlasia. Jednak Jacek Żalek wytyka Emilewicz, że nie nie ma imponującego dorobku politycznego. – Można powiedzieć, że jest jednym z najmłodszych ministrów jeżeli chodzi o staż polityczny. Wszyscy działali w jakichś młodzieżówkach, ocierali się o politykę. Natomiast ona do polityki weszła z przytupem w 2013 roku.

Ma zastąpić Szyszkę

O Emilewicz w ostatnich tygodniach zrobiło się głośniej. Rozpisują się o niej największe media, ale i ona sama częściej pojawia się w przestrzeni publicznej. 1 listopada kwestowała na Cmentarzu Rakowieckim, chętnie udziela wywiadów, gdzie szczerze i otwarcie ocenia m.in. Jacka Majchrowskiego. – Jest taka wszędobylska. Ona otwiera drzwi, a w ministerstwie brakuje osób, które byłby w stanie to kontynuować. Ona inicjuje pewne pomysły, a ministerstwo za nią zupełnie nie nadąża – mówi poseł Jacek Żalek.
Według najnowszych ustaleń "Wprost", Emilewicz może zastąpić ministra Jana Szyszkę. Z informacji tygodnika wynika, że tę kandydaturę forsuje Jarosław Gowin. A jak donosi "Wprost", ma to mieć związek z prawdopodobna dymisją Anny Streżyńskiej ze stanowiska ministra cyfryzacji, które ta zawdzięcza Gowinowi. A niedawno odmówiła wstąpienia w szeregi Porozumienia. – Odebrał to jako afront i Streżyńska raczej nie może już liczyć na jego wsparcie – mówi nasz rozmówca. Dodaje, że Gowin kalkuluje, że po odejściu Streżyńskiej będzie należało mu się jedno ministerstwo do obsadzenia, i tak pojawiła się kandydatura Emilewicz" – czytamy na łamach tygodnika. Do tych informacji na łamach Interia.pl odniosła się sama Emilewicz. – Poczekajmy z tym, jak będzie wyglądała rekonstrukcja rządu, jeszcze kilka tygodni – powiedziała dziennikarzom, ale i wyraźnie zaznaczyła: – Jestem osobą, która opiera się na faktach, a faktem jest, że na razie pełnię funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Rozwoju. Faktem jest też, że nie jestem kandydatką na szefową resortu ochrony środowiska.
– Służy jej to, że Gowin wystawił ją do rozgrywki. Zwiększyła się jej rozpoznawalność – podkreśla Marek Sowa. Choć – jego zdaniem – Gowin wcale nie chce, by Emilewicz została prezydentem Krakowa. – Chce w ten sposób załatwić nominację dla Grzegorza Kądzielawskiego (wiceprezes Grupy Azoty – red.) na prezydenta Tarnowa. Dzisiejsza dyskusja o tym, aby ona była ministrem środowiska, też jest elementem gry budowy jej pozycji. Nawet jak nie dostanie stanowiska w resorcie środowiska, to wielu pracowników Ministerstwa Rozwoju będzie traktowało ją inaczej – stwierdza Marek Sowa. – Jeśli potwierdzi się, że zostanie ministrem środowiska, to sądzę, że to dobra informacja. Mam nadzieję, że powstrzyma to szaleństwa Szyszki, bo to zakrawa na kompletny amok – dodaje Meysztowicz. Jednak już teraz niektórzy sądzą, że Emilewicz mogłaby stać się kolejną marionetką w rękach prezesa Jarosława Kaczyńskiego. – Ona postawiła na Gowina dosyć mocno. I jeśli miałaby się przed kimś czymś wykazywać, to raczej Gowinowi, a nie Kaczyńskiemu – uważa Marek Sowa.