Od lat nie było tak napiętych stosunków na linii Polska-Ukraina. Tylko w ostatnich dniach do Polski nie został wpuszczony szef ukraińskiej komisji do spraw upamiętnień ofiar wojen i represji, a polski ambasador został z tego powodu wezwany do MSZ w Kijowie. Incydentów jest więcej, a jedno z napięć zaczęło się w Hruszowicach. Malutkiej wsi na Podkarpaciu, pod ukraińską granicą, która też stała się zarzewiem konfliktu. Wójt gminy Stubno przedstawia nam swoje racje. Tak z tamtej perspektywy wyglądają relacje Polski i Ukrainy. – Jestem oburzony polityką państwa polskiego – mówi naTemat Janusz Słabicki.
Hruszowice liczą około 30 domów, nie ma tu nawet sklepu. Ale jest cmentarz, a na nim od 23 lat stał nielegalnie postawiony pomnik, na którym widniał napis: "Bohaterom UPA. Chwała bojownikom za wolną Ukrainę". Od kwietnia o wsi głośno na całą Polskę, bo pomnik rozebrano, a władze Ukrainy konsekwentnie żądają jego przywrócenia. Od tego uzależniają zgodę na polskie ekshumacje w swoim kraju.
Hruszowice znajdują się w gminie Stubno, gdzie mocno splatają się polsko-ukraińskie losy. W pobliskim Kalnikowie jest parafia katolicka, i prawosławna, a miejsce to zasłynęło m.in. z tego, że Polacy i Ukraińcy żyją tu w zgodzie, razem obchodząc swoje święta.
Kto podjął decyzję, żeby zdemontować pomnik ku czci UPA w Hruszowicach?
Janusz Słabicki, wójt Stubna: Ja. Tylko ja mogłem taką decyzję podjąć jako zarządca cmentarza komunalnego w Hruszowicach. Pozyskaliśmy jednak z niego krzyż. Oddaliśmy do renowacji i postawiliśmy przy miejscu, które jest poświęcone Ukraińcom zamordowanym przez Ukraińców za pomaganie Polakom. Może to trochę przekorne, ale oddaliśmy rzeczywistość, że nie wszyscy dali się Banderze zezwierzęcyć.
Co się stało z resztą pomnika?
Kamienie zostały zutylizowane. Służą społeczeństwu Polski. Zostały z nich usypane drogi.
Drogi? Dlaczego akurat tak?
Spodziewałem się, że banderowcy zechcą zrobić z nich relikwie i świętość narodową. Dlatego im to uniemożliwiłem. Cynicznie zresztą. W innej sytuacji zwróciłbym te kamienie, ale wiedząc w którym kierunku to idzie, to zrobiliśmy tak, jak powiedziałem.
I wywołał Pan międzynarodową burzę. Strona ukraińska cały czas podnosi tę kwestię, domaga się przywrócenia pomnika, uzależnia od niego zgodę na polskie ekshumacje.
To typowe działanie banderowców. Oni z naszymi pomnikami robią co chcą. Tam jest wolna amerykanka, nikt tego nie kontroluje. Ja powiem tak – nie ma najmniejszych szans na to, żeby ten pomnik został odbudowany. Chyba, że zmieni się władza na tym terenie. Drugi raz takiej głupoty nie zrobimy.
Kto uczestniczył w rozbiórce?
Mało osób o tym wiedziało. Nie chciałem dawać pretekstu do ewentualnych działań przeciwko. Z mieszkańców gminy byłem tylko ja i dwóch kolegów z urzędu. Oprócz tego była delegacja z całego Podkarpacia – młodych ludzi, grupa m.in. Młodzieży Wszechpolskiej, bardzo dobrze się zachowujących. Zrobiliśmy to tak elegancko, jak tylko można w tej sytuacji o elegancji mówić.
Zostało napięcie w polsko-ukraińskich relacjach. Pomnik w Hruszowicach stał się ogromną kością niezgody. Jak pan teraz ocenia to, co dzieje na szczeblu rządowym na linii Warszawa-Kijów?
Jestem oburzony polityką państwa polskiego. Prowadzimy ją w sposób drastycznie niekorzystny. Ja wszystko rozumiem. My bardzo ściśle rozróżniamy Ukraińców od banderowców. Ukraińcy to normalni ludzie jak my. Ale państwo ukraińskie, gdzie teraz próbują przejąć rządy banderowcy, to coś bardzo groźnego dla Polski.
Co pana oburza?
Jak tych rzeczy nie będzie się nazywać po imieniu i potępiać zbrodniarzy, którzy masowo mordowali Polaków, jak wreszcie nie przyjmie się ustawy o ludobójstwie, jak nie będzie zakazu dla pewnych osób, to nie można mówić o żadnej polityce. Naród, tu, na dole, jest wściekły na takie serwilistyczne podejście w stosunku do Ukrainy. To pełne serwilizmu i jakiegoś zakłamania, śmiesznej, fałszywej poprawności politycznej działanie.
A nie jest tak, że polski rząd właśnie zaczął tupać nogą?
Niby tupnęli. Waszczykowski tupnął, Jarosław Kaczyński coś powiedział, ale tak jakby własnej odwagi się przestraszyli. Bo to trzeba być konsekwentnym, a nie tylko chodzi o jednorazowy incydent. Prezydent jedzie na Ukrainę i podejrzewam, że będzie z nimi rozmawiał bezwarunkowo. Proszę zauważyć, jak do tej sprawy podchodzą Węgrzy, Bułgarzy, Słowacy. Oni wszyscy mówią prawdę twardo i przede wszystkim domagają się szacunku dla własnej historii. A my? Pełny serwilizm. Jakby byt Polski zależał bezpośrednio od Ukrainy.
Jak naszego prezydenta Przemyśla nie wpuścili na Ukrainę to myśmy nieśmiało protestowali. Szeremeta nie wpuścili, [sekretarza Międzyresortowej Komisji Ukrainy ds. Upamiętnień - przyp. red.], a zaraz prezydent Duda pojedzie na Ukrainę i jeszcze pewnie będzie za to przepraszał.
Czyli jak Polska powinna prowadzić dziś politykę wobec Ukrainy? Jaka powinna być reakcja rządu?
Bardziej zdecydowana. Że nie godzimy się na banderyzm. Zdejmijmy łuski z oczu i nazwijmy rzeczy po imieniu. Trzeba stanąć w prawdzie. Jeśli Ukraińcy ją zaakceptują, trzeba im wybaczyć i żyć po sąsiedzku. Ale to co do tej pory było robione, to absolutnie jedna wielka kompromitacja państwa polskiego. Resztek honoru żeśmy się pozbyli. Mówię o niwie polsko-ukraińskiej, bo na innych niwach może tak źle to nie wygląda.
Pana gmina to rejon, gdzie społeczność polska żyje razem z ukraińską. Jak układają się wzajemne relacje?
Muszę od razu sprostować. U nas mieszkają obywatele Polski, którzy przyznają się do ukraińskości, bardziej w sensie religijnym niż narodowościowym. Nie ma żadnych konfliktów. Absolutnie nie. Formalnie, polsko-ukraińskie stosunki są u nas oceniane jako bardzo dobre. Ale gdybyśmy bardziej szczegółowo pytali o sympatie probanderowskie, to pewnie ktoś by się znalazł, choć oni nie przyznają się do tego w naszym otoczeniu, nie mają odwagi.
Pozostała część ludności, której można ukraińskość przypisać to są ludzie, którzy są Polakami. Nawet nie potrafiłbym zrobić takiego porównania. To nie są dwa różne światy. To jest jeden świat, jedni ludzie. Powiązania rodzinne i sąsiedzkie funkcjonują normalnie i oficjalnie u nas w gminie zwolenników banderyzmu pani nie znajdzie.
Ale pomnik w Hruszowicach powstał. Kto go wybudował w 1994 roku?
To nie byli mieszkańcy Hruszowic. Oprócz jednego, który już nie żyje. Miał wyrok śmierci od państwa polskiego za działalność w UPA, który potem anulowano. Posłużono się nim. On fizycznie wykonywał pomnik razem z aktywistami z Przemyśla, mieli wsparcie ze Lwowa. Mój poprzednik to widział i w imię dobrych stosunków nie przeciwstawił się. Stwierdził, że dobrze, niech tak zostanie.
I przez 20 lat nikomu nie przeszkadzał, aż do teraz. Dlaczego pan się go pozbył?
Na początku mieszkańcy też traktowali go incydentalnie, jako ciekawostkę. Dopiero później, jak zobaczyli, ile ten pomnik znaczy dla banderowców, jak zaczął urastać do rangi niby sanktuarium banderowskiego, to ludziom zaczęło się to nie podobać.
Co roku się tu gromadzili pod płaszczykiem imprezy religijnej. Ale tak naprawdę z roku na rok zaczęli bardziej przesadzać. Gdy pojawiły się flagi banderowskie, ludzie w mundurach UPA, to już naprawdę przegięli. Widziała pani na pewno, maszerują z czarnymi flagami, śpiewają hymn ukraiński...Ile można to tolerować? Dopóki to był pomnik ofiar ukraińskich, to tolerowaliśmy. Dlatego go rozebraliśmy.
Protestowała ambasada ukraińska w Warszawie, Kijów. Muszę spytać jak tę decyzję odebrali mieszkańcy pochodzenia ukraińskiego. Zwyczajni mieszkańcy regionu. Oni też byli zadowoleni?
Ci którzy płaczą za Banderą, wiem, że mają do mnie żal. Ale generalnie większość dyplomatycznie milczy. Nikt mnie nie napadał. Ale ja już dziś mówię, że póki tu jestem, to mieszkańcy gminy nie pozwolą już sobie takiego prezentu w postaci pomnika zrobić.
Niech budują tam, gdzie tak pomnik miałby więcej zwolenników. U nas abolutnie nie jest to coś, co znalazłoby uznanie. Tym bardziej pod szantażem Ukrainy. W żadnym wypadku pomnika nie będzie. W żadnym.