Rewolucja odbyła się we wrześniu, odcinek został wyemitowany w czwartek. Po emisji pojawił się wysyp artykułów o tym, jak bardzo Magda Gessler wpadła w szał i była na skraju załamania. Wszyscy wyciągali właściwie jeden wątek – że kucharz nie umie gotować i Magda Gessler go zmiażdżyła. Ale w przekazach umknęło to, że kucharz Artur dzielnie wziął krytykę na klatę, zakasał rękawy i mocno wziął się do roboty. – Na koniec usłyszał, że jest królem wśród kucharzy – mówi nam właściciel Bistro Sztufada. Potwornie szczęśliwy, bo po rewolucji do restauracji walą tłumy.
Pan Marek mówi, że nie wie, co się dzieje. W czwartek była emisja "Kuchennych Rewolucji", a już w piątek od rana był tłok. – To przerasta nasze wyobrażenie. Takie tłumy! – mówi. Gdy rozmawiamy po południu w piątek, wszystkie stoliki w środku są zajęte i chętni nie mieszczą się w restauracji. Kolejka ustawia się na zewnątrz. Kończy się sztufada, sztandarowe danie Magdy Gessler w tym lokalu.
– Zaraz muszę jechać kupić polędwicę wołową, ale będzie dopiero na jutro, bo mięso musi się peklować przez 24 godziny. Mamy stoliki na około 40 miejsc. Strasznie dużo ludzi jest w środku, kolejne osoby stoją w przedsionku, czekają też na zewnątrz – mówi naTemat. I tak jest od godziny 12-ej, gdy otworzył lokal. A co będzie w weekend?
W końcu wziął uwagi Magdy Gessler do serca
Ten odcinek przykuł dużą uwagę internautów i wielu mediów, bo na tle innych wyróżniał się mocną krytyką kucharza i jego reakcją. W sieci zaroiło się od komentarzy pod jego adresem. Sama Magda Gessler krzyczała, że nie umie gotować. – To są jakieś pomyje. To największe gó*no, jakie w życiu widziałam – mówiła pod adresem kucharza. Było bardzo nerwowo, kucharz źle znosił krytykę, sam wpadł we wściekłość i niemal trzasnął drzwiami.
Ale wrócił. I tak z pokorą wziął sobie uwagi Magdy Gessler do serca, że na koniec wylewnie jej dziękował, a ona mocno go chwaliła. To jednak umknęło uwadze części internautów, a szkoda, bo choć było nerwowo, to kucharz Artur w którymś momencie schował dumę do kieszeni i ostatecznie pokazał na co go stać. Inni mocno stanęli w jego obronie.
Również pan Marek, właściciel, nie da złego słowa o kucharzu powiedzieć. – Jest nerwowy. Nawet teraz, gdy mamy taki ruch – śmieje się. – Ale jest dzielny, wziął całą krytykę na klatę, doszkolił się. Efekty są piorunujące. Jest dobrym kucharzem. Mógłbym postawić go w szranki z innymi i wiem, że by wygrał – mówi. Dodaje, że już na koniec programu, gdy wszyscy siedzieli przy stole Magda Gessler powiedziała mu, że jest królem wśród kucharzy.
"Aż chce się pracować"
Odcinek był kręcony we wrześniu i od tamtej pory restauracja odczuwa większe zainteresowanie. – Mieliśmy przepełnione weekendy, ale dzisiaj, dzień po emisji, to ja już w ogóle nie wiem, co się dzieje – mówi w emocjach. Klienci są zadowoleni, satysfakcja rośnie. – Zaproszenie pani Magdy Gessler było najlepszym posunięciem, jakie mi się zdarzyło. To taki doping jak ludzie wychodzą zadowoleni, że aż chce się pracować – mówi.
Co się zmieniło? Mówi, że w porównaniu z tym, co było, to niebo a ziemia. Wcześniej kucharz Artur była sam, teraz jest dwóch kucharzy, zaraz będzie trzeci, a czwarty będzie przychodził w weekendy. Tylko z kelnerami ma problem. W piątek musiał sam kelnerować, taki był ruch. Ale dzięki temu słyszał, ilu gości było zadowolonych. – Trzymamy się ściśle receptury. To nasza żelazna zasada. Trzeba przyznać, że pani Magda ma smaki niesamowite – mówi. To, jak jest jej wdzięczny, trudno oddać słowami.
– Ona ma tylu wrogów, ale uważam, że ci co ją krytykują, to nie znają jej. Ona nie jeździ po to, by kogoś deptać, ale żeby pomóc. Jeśli właściciel restauracji z nią nie współpracuje, to wiadomo, że sama muru głową nie przebije. A u nas była współpraca. Bo my chcieliśmy na wizycie pani Magdy zyskać – mówi. Śmieje się, że nawet żona Agata, która raczej jest pesymistką, też po "Kuchennych Rewolucjach" przestała narzekać.