
– Za prezydentury Lecha Kaczyńskiego też było oczekiwanie różnych środowisk, by polityka historyczna znalazła się w centum polityki polsko-ukraińskiej. Ale on sobie z tym poradził. Uważał, że kwestie historii polsko-ukraińskiej są ważne i dawał temu wyraz z relacjach z Wiktorem Juszczenką, składał z nim kwiaty na mogiłach pomordowanych Polaków w Hucie Pieniackiej, prowadził dyskusje na temat roli UPA. Ale nie pozwolił wówczas, aby historia zdominowała przyszłość i teraźniejszość. A PiS dziś na to pozwala – mówi naTemat Paweł Zalewski, przez lata europoseł PO, kilka lat temu jeden z najważniejszych lobbystów niepodlełości Ukrainy na świecie.
W tamtym czasie Lech Kaczyński potrafił oddzielić to, co bieżące, od tego co historyczne, ale – znów trzeba podkreślić – sytuacja była inna. Robił to jednak z ogromną wagą dla obu kwestii. Przypomnijmy dwa ważne historyczne wydarzenia z udziałem Lecha Kaczyńskiego, które dziś trudno byłoby sobie wyobrazić.
Pawłokoma stała się dla Ukraińców symbolem tragedii ich narodu. Myślimy dziś o tym z największym smutkiem. Przelana w tamtych latach krew jest wyrzutem sumienia dla naszych narodów. Nie można jej ważyć dla wspólnego dobra i przyjaznego rozwoju stosunków między naszymi narodami. Nadszedł już czas, aby nie ukrywać prawdy i mówić o nienaprawionych krzywdach. Czytaj więcej
Nasza obecność tutaj oznacza kolejny krok na drodze pojednania między naszymi narodami. Gromadzimy się też, by głośno powiedzieć, że taka tragedia nigdy już nie może się powtórzyć; że nigdy już my, Polacy i Ukraińcy, nie staniemy przeciwko sobie; że wszyscy pragniemy wspólnie budować lepszą, bezpieczną przyszłość dla obu naszych narodów.
Dziś takich słów już właściwie nie słychać. Po obu stronach nie brak winnych. Pomnik w Hucie Pieniackiej, który stał się symbolem pojednania, został na początku roku zdewastowany.
I tak mamy dziś spór o pomniki i ekshumacje, blokadę wjazdu dla ukraińskiego urzędnika do Polski, prowokacje po obu stronach, atak na polski autokar we Lwowie... Wreszcie słowa szefa gabinetu politycznego w MSZ o tym, że "istnienie Ukrainy nie jest warunkiem istnienia wolnej Polski", które tylko dolewają oliwy do ognia. Te słowa Jana Parysa szybko obiły się echem nie tylko w Polsce i na Ukrainie, ale również w Moskwie. Wywołały istną burzę.
Jednak po stronie polskiej – jego zdaniem – tworzy to fałszywy obraz i wyolbrzymia kwestię relacji historycznych, które tak naprawdę dotyczą tylko części społeczności ukraińskiej. – Ukraina to nie jest tylko Galicja Wschodnia i Wołyń. Tam żyje 4,5 miliona mieszkańców spośród 45 w całym kraju. Co oznacza, że stawiamy na ostrzu noża nasze relacje z powodu historii, która choć ogromnie ważna, to jednak nie jest doświadczeniem 90 procent ukraińskich rodzin – dodaje. Świadomość tego nie umniejsza przeżyć rodzin pomordowanych Polaków, tylko sytuuje je w prawdziwych proporcjach stosunków Polaków z Ukraińcami.