
Posiedzenie Komisji ds. Amber Gold, na którym dyskusja posła Marka Suskiego ze świadkiem zamieniła się w kabaret, przejdzie do historii polskiego parlamentaryzmu. Dzisiaj w rozmowie z Konradem Piaseckim, Marek Suski wyjaśnił jak to naprawdę było z tą carycą. Tłumaczenie jest prozaiczne.
REKLAMA
Przypomnijmy, w grudniu zeszłego roku przed sejmową komisją śledczą ds. Amber Gold zeznawał były prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszard Milewski. Całą serię pytań miał do niego poseł Marek Suski. Jedno z nich dotyczyło znajomości z rzekomo bardzo wpływową w wymiarze sprawiedliwości osobą znaną pod pseudonimem "Caryca". Ryszard Milewski odpowiedział, że jedyną carycę jaką zna to Katarzyna Wielka. Śmiechu nie mogli powstrzymać nawet partyjni koledzy Suskiego.
Po roku, z ust Konrada Piaseckiego w Radiu Zet znów padło pytanie o słynną carycę. Ale tym razem nie było pokrętnych tłumaczeń z wątkami historycznymi w tle, ani ucieczki od odpowiedzi. Sprawca całego zamieszania postanowił wszystko wytłumaczyć. Okazuje się, że pan poseł... dokładnie nie słyszał świadka, a swoje pytania zadawał "na czuja".
– Mówiąc uczciwie, to na tej Sali Kolumnowej jest taka fatalna akustyka, że ja nie usłyszałem co on mówił. Nagle wszyscy się śmieją, mówię: "Z czego się śmiejecie?". A później ktoś powiedział: "Ale zachował kamienną twarz". A ja po prostu nie usłyszałem tego co on mówił i tego żartu po prostu nie zarejestrowałem – tak brzmi prawda o jednej z najlepszych anegdot w historii polskich komisji śledczych.
Przypominając sobie potyczki Renaty Beger i Anity Błochowiak z czasów komisji ds. afery Rywina może warto namawiać posłów, aby posiedzenia wszystkich komisji śledczych odbywały się w Sali Kolumnowej? Akustyka zrobi swoje i przynajmniej będzie śmiesznie.
