Do telewizyjnej premiery trzeciego odcinka nowej "superprodukcji" TVP zostały jeszcze dwie godziny, ale ja nie mogłem się oprzeć. Zainwestowałem pięć złotych i otrzymałem 24-godzinny dostęp do nowego epizodu na platformie VOD Telewizji Polskiej. I powiem tylko jedno: było warto.
Ważne: jeśli wśród was są "fani" tego serialu, to chyba raczej nie czytajcie tego tekstu. Koniec końców to zlepek spojlerów.
Łokietek coraz słabszy i coraz bardziej teatralny
To już wiemy po drugim odcinku – król Polski powoli gaśnie. W trzecim odcinku jeszcze nie umiera, a nawet udaje mu się w końcu wyjsć z łóżka, ale po kolei: odcinek zaczyna się właśnie od wizyty w sypialni króla. Najpierw nocnej, a potem porannej.
Rano Władysław ewidentnie nie ma apetytu i znaczącym gestem odmawia jedzenia. Kiedy król rozmawia z Jadwigą o przyszłości swojego syna Kazimierza, na swój sposób zaczyna też przejmować się swoimi decyzjami. – Gdybym dał mu jakieś księstwo, mógłby spokojnie sobie rządzić i mieć spokojne życie – mówi król. – Ale przecież zawsze chciałeś, żeby Kazimierz był królem – odpowiada mu Jadwiga. – No tak, ale korona Polski… taka… ciężka… – kontynuuje Władysław Łokietek.
– Jeśli nie on, to kto. Korona to nie wybór, to powołanie, dziedzictwo krwi – odpowiada Jadwiga. Wtóruje jej duchowny, po czym król zaczyna wymieniać wszystkie wyzwania, przed którymi stanie Kazimierz i... nagle zaczyna się źle czuć. Oczywiście wyszło bardzo teatralnie – Władysław najpierw się efektownie wzdrygnął, potem wybałuszył oczy, a na koniec opadł na łoże.
To przez ten dialog wiceminister "zgnił"
Król nie chce jeść, ale po chwili się okazuje, że służba i tak szykuje mu śniadanie. A co. Przy okazji byłem świadkiem sceny, która mnie swoją infantylnością rozłożyła na łopatki. I nie tylko mnie, bo nawet wiceminister kultury Paweł Lewandowski po seansie popełnił na Twitterze wpis, który musiał szybko skasować. Na szczęście w internecie nic nie ginie, więc wiemy, o co poszło.
"A co do serialu 'Korona Królów'… to poczekajcie na trzeci odcinek i dialog o śniadaniu w czasie postu. Zgniłem jak to zobaczyłem" – napisał Lewandowski.
I rzeczywiście jest ostro. W kuchni stoi kuchcik, który rozkłada placki pszenne. Towarzyszy mu kucharka litewska. – Napal pod kuchnią, kobieto – zwraca się do swojej kompanki. – Znowu tylko chleb i piwo?! – odpowiada oburzona. – Przecież jest wielki post. Zapomniałaś – mówi jeszcze bardziej oburzony.
Ale kucharka nie daje za wygrana. – To ma być śniadanie dla króla? – pyta. – Pan Jezus 40 dni pościł na pustyni – odpowiada mu niewzruszony kuchcik. – Ciekawe jak król ma być zdrowy, jak nic zdrowego nie je – drąży dalej Litwinka i oddala się od kamery.
– Zbawienie duszy to przecież najważniejsze. Prawda chrześcijanko? – pyta ją kuchcik. Wtedy kucharka wraca, ale z nowym koszem i odważnie mówi: – Sera damy.
Wtedy zaczyna się żenada. – Odnieś to z powrotem. Dziś piątek. Powiedziałem: tylko chleb i piwo – grzmi kuchcik. – To mojej pani (Aldonie – red.) chociaż pozwólcie dać kawałek sera – prosi kucharka. Ale chyba takiej odpowiedzi się nie spodziewała. – A, czyżby była brzemienna? Nie. W takim razie niech pości. Jak wszyscy – mówi kuchcik. A kucharka: – Ciekawe jak ma być brzemienna jak ciągle pości.
Tytuł męża roku wędruje do Kazimierza. Co to w ogóle było?!
Akcja pędzi z prędkością świata. Z kuchni przenosimy się od razu do kaplicy, gdzie na mszę (prowadzi ją Robert Gondera) zjawia się Jadwiga, przychodzi Kazimierz, ale Aldony… nie ma. I to jest bezsprzecznie największy hit odcinka.
– Gdzie twoja żona? – pyta Jadwiga, która zaczyna się zachowywać jak typowa wredna teściowa. W dalszej części odcinka nazwie ją "dzikuską", ale to inna historia. I wtedy ze stoickim spokojem Kazimierz jej odpowiada: – Jest post. Nie sypiamy razem, więc nie wiem gdzie jest.
SERIO. A Jadwiga odpowiada spokojnie: – Ale dzwony (na mszę – red.) chyba powinna usłyszeć – i złośliwie się uśmiecha.
Ciuchy z Benettona dalej w modzie na dworze
Tak, farbowane sukna w tamtych czasach były dowodem bogactwa. Tak, nosił je każdy, kto sobie mógł na nie pozwolić. Tak, musiały być popularne na dworze Łokietka. Ale trudno mi się nie oprzeć wrażeniu, że ekipa od kostiumów trochę przegięła.
Osią akcji w trzecim epizodzie "Korony Królów" jest nieoczekiwana wizyta w Krakowie brata Aldony, Olgierda Giedyminowicza. Nieoczekiwana, bo... bez zaproszenia. Ściągnęła go sama Aldona, a żeby go spotkać, pod przebraniem wyjechała z miasta. Spójrzcie na ubrania konspiratorów. Swoją drogą grajek, który siebie nazywa artystą (to ten z prawej), zachowuje się po prostu jak błazen.
A teraz znajdźcie chociaż jedną różnicę. Zwróćcie zwłaszcza uwagę na modelkę z prawej:
Najgorsza ucieczka z zamku ever
Akcja pędzi dalej. Trzeba się wymknąć z zamku. Oczywiście zamek jest strzeżony, a jak wygląda księżniczka to wie każdy – przebranie się tu na wiele nie zda.
Trzeba się więc uciec do fortelu, ale scenarzyści wybrali wyjątkowo denne rozwiązanie. Kiedy bowiem Aldona zbliża się do bramy, dostrzegamy żebraka, który stracił nogę. A przynajmniej taką osobę udaje, ponieważ nie trzeba mieć sokolego wzroku, żeby dostrzec, że ów mężczyzna tę nogę po prostu zgiął i podskakuje na jednej kończynie, choć tak naprawdę ma obie. Oczywiście widzą to widzowie, ale nie strażnicy.
Kiedy zbliża się Aldona, żebrak "wyskakuje" jej na przeciw i prosi o jałmużnę. Po czym jak ostatni frajer się potyka sam o siebie i się przewraca. Nagle się okazuje, że ma dwie nogi.
Aldona krzyczy: "oszust". Żebrak ucieka. Goni go straż. Aldona odjeżdża. Kurtyna.
Takiej jazdy konnej jeszcze w polskiej telewizji nie było
Aldona z łatwością uciekła więc z zamku. Towarzyszył jej w tym grajek. Oboje na spotkanie z bratem Aldony podążali konno i do tego w kapturach. Po co? Zobaczcie te ujęcia:
O co chodzi? Wszystkie ujęcia jazdy konnej zrealizowano z takiej odległości, żeby nie było widać, kto jedzie na koniu. I odwrotnie. Zbliżenia na twarz były tak duże, żeby widz nie dostrzegł, że aktor nie jedzie konno, tylko się trzęsie na jakimś wózku widłowym. Do serialu historycznego aktorzy nie opanowali jazdy konnej. Owszem, to trudna sztuka, ale można było się pokusić o jakiekolwiek bardziej sensowne ujęcia.
To jednak telenowela
I na koniec może warto jeszcze powiedzieć ważną rzecz: to naprawdę będzie telenowela. Choć pomiędzy pierwszym a drugim odcinkiem zleciało siedem lat, już w trzecim epizodzie akcja gwałtownie zwolniła. Na początku odcinka mieliśmy kilka scen nocno-porannych, a później wszystko działo się już praktycznie w ciągu godziny, dwóch.
I tematyka zaczyna się robić bardziej swojska. Brat Aldony tłumaczy jej, że jej mąż ogląda się tylko za służkami i dwórkami, Kazimierz z kolei podejrzewa swoją żonę o cudzołóstwo w Wielkim Poście. Do tego Jadwiga robi się coraz wredniejszą teściową, a synowa także zaczyna knuć intrygę, żeby matka Kazimierza nie przeszkodziła jej w zostaniu królową. Dodajmy jeszcze, że na Litwie wciąż czeka dawny kochanek Aldony, o którym ona wciąż pamięta.
To nawet wciąga. Tylko co tam robi Theon Greyjoy z "Gry o Tron"?!