
Krysia jest studentką, "bo nie chce, by jej mózg uschnął". Maria jest zupełnie głucha, ale chodzi na wykłady, bo poczyta sobie chociaż ze slajdów i między ludźmi posiedzi. W domu przecież i tak nikt na nią nie czeka.
– Nie mam, ale umówiłam się z opiekunką roku – tłumaczę i po chwili mogę już wejść na salę.
– Przygotowuję tekst o starości – nieśmiało zaczynam.
– To my z panią nie będziemy rozmawiać – oznajmia słuchaczka Basia.
– O seniorach lepiej brzmi? – poprawiam się.
– Nie. My po prostu jesteśmy młodzi inaczej – uśmiecha się. Już więcej nie popełnię tego błędu. Bo – jak wielokrotnie potem usłyszę – "tu wraca młodość".
Uniwersytety Trzeciego Wieku:
Uniwersytety Trzeciego Wieku od kilku lat przeżywają prawdziwy boom. Potwierdzają to dane udostępnione nam przez MNiSW (dane uzyskane w pośredni sposób w ramach prowadzenia programu „Wsparcie Uniwersytetów Trzeciego Wieku”). W Polsce działa ponad 500 UTW, które zrzeszają ponad 150 tysięcy słuchaczy.
Ideą działania UTW jest niesienie różnego rodzaju pomocy osobom zrzeszonym. Pomoc ta najczęściej przyjmuje postać zagospodarowania czasu wolnego, organizowania warsztatów, spotkań, wycieczek, a w szczególności różnych form nieformalnego kształcenia” – piszą pracownicy ministerstwa. Ważne jest jeszcze jedno: by wyciągnąć często samotnych, schorowanych ludzi z domów. Tak, by mieli po co wstać, „umyć się na większy dekolt” i wyjść do ludzi.
Sala Kinowa w Muzeum Narodowym. Średnia wieku – na oko 70+. W auli głównie kobiety. Wszystkie elegancko ubrane, starannie uczesane. Płaszczyki, apaszki, natapirowane włosy. 80-letnia Cecylia, żeby przygotować się na wykład na 10:30, wstaje już o 5:00. – Wstyd się przyznać. Muszę być pierwsza, żeby zająć dobre miejsce i dobrze słyszeć – szepcze. Ale trzeba przecież zrobić makijaż, ładnie się ubrać. I nie można Cecylii odmówić – wygląda kwitnąco.
78-letnia Krysia studentką UTW jest od 16 lat. Ma męża, dzieci i wnuczęta. Ale na uniwersytecie jest raczej wyjątkiem i szczęściarą, która nie wraca do pustego domu. – Tu co druga z koleżanek jest wdową. Dobrze, że one przychodzą. Bo to wchodzi w krew: trzeba wstać, umyć się na większy dekolt – szczerze mówi Krysia. I czy deszcz czy śnieg, trzeba się zebrać. A nie zawsze się chce, bo czasami nogi odmawiają posłuszeństwa. Wiadomo, ze zdrowiem coraz gorzej. – Każda z nas się zmienia. Coś nam zaczyna dolegać przez te lata. Kiedyś ganiało się jak fryga, a teraz co druga z laseczką. Ale te zajęcia mobilizują, żeby przyjść i usłyszeć takiego pana Przemka – mówi z zapałem. Ale Krystyna ma też inną motywację: – Gdybym tu nie przychodziła, to mózg by mi uschnął.
Był gejem. Robił tej Izabeli awantury i bił ją. Czyli te dwa słowa, które sobie zapisałam były prawdziwe.
Basia ma zawadiacki uśmiech i przystrzyżoną na bok grzywkę. Przebiera pod stołem nogami, bo spieszy się na brydża. Chodziła też na taniec, ale wzeszłym roku zrezygnowała.
– Jak te nasze koleżanki tańczą… – rozpływa się Krysia. – To jest bajka. Nastolatkowie mogą się od nich uczyć. Jesteśmy leciwe, co tu dużo mówić, a kobieta prawie do parteru schodzi w tańcu – obrazuje Krysia.
– Ten rok był taki niefartowny, bo trzy albo cztery koleżanki nam już odeszły na drugą stronę – mówi ze smutkiem. Ale za moment dla równowagi dodaje: – Jak pani widziała, średnia wieku jest tutaj dobrze plus, więc nic dziwnego, że następuje pewnego rodzaju wymiana i zmiana – uśmiecha się. Basia ma zasadę: tematu chorób i śmierci w ogóle się nie podejmuje. No chyba że podczas seminarium zdrowotnego.
Pomysł terapii śmiechem jako jednej z aktywności dla seniorów na twarzach moich sąsiadek z ławy budzi tylko śmiech i jest pretekstem do żartów. Jestem na UTW Szkoły Głównej Handlowej na wykładzie z medycyny chińskiej, refleksoterapii stóp i toksykologii. – Wiedza praktyczna, czegoś zawsze można się dowiedzieć, jakoś sobie ulżyć – słyszę przed salą. Część zgromadzonych notuje, część przegląda kolorowe gazety, które czekają pod ławką. Niektórzy przysypiają: głowa im leci a to na prawo, a to na lewo. Wysoki mężczyzna przespał prawie cały wykład. – To człowiek powszechnie znany, jest w komisji rewizyjnej, ale trochę nie słyszy, trudno się z nim porozumieć, a że przysypia – bywa – słyszę od jednego ze studentów. I ten dodaje: – Kiedyś na spotkaniach klubu dyskusyjnego zwróciłem uwagę, że on przysypia, to koleżanka, która też zasnęła, powiedziała: "a co to jest, nie możemy sobie spać?".
Tadeusz zajmuje miejsce w pierwszej ławce. I bardzo irytuje się, że koleżanki siedzące za jego plecami ciągle rozmawiają. Kiedyś wyliczył, że na jednym wykładzie otworzyły do siebie buzie aż 44 razy. Dla niego uniwersytet to świętość , tak jak szacunek do prowadzącego, nawet jeśli wykład jest nudny. Jego życie od siedmiu lat kręci się właściwie wokół Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Tu pracuje na pół etatu (ma umowę zlecenie) i studiuje, choć jest już na emeryturze.
Maria: dla zabicia czasu
Na wykładzie z medycyny chińskiej niedaleko Tadeusza siedzi elegancka blondynka. Ma na sobie białą bluzkę z kołnierzykiem, granatową marynarkę. Ta została jej z czasów, gdy była nauczycielką. Uśmiecha się i odsłania przy tym zęby, które podobnie, jak usta pociągnęła pomarańczową pomadką. Na blacie położyła notatnik, obok długopis z logo PiS, a pod drewnianą deską – kolorową gazetkę. Zagląda do niej czasem, gdy zaczyna się nudzić. Bo Maria jest "głucha jak pień", więc jak ktoś mówi za cicho, to 77-latka nie ma co robić.
Słabo słyszy, czasami w ogóle nic. Dlatego zawsze zajmuje miejsce w pierwszej ławce. – Jak jest dobry wykładowca i głośno mówi, to słyszę – zaznacza. A jeśli nie, to przeczyta coś ze slajdów, choćby jedno zdanie i zapamięta. – To dla mnie duża sprawa. I ja to sobie bardzo cenię. A jak czasami nie rozumiem jakiegoś wyrazu, to zanotuję i w domu zajrzę do encyklopedii czy do internetu – mówi. Dla niej siedzenie na wykładzie to wypoczynek. A trzy godziny zajęć, to rozrywka.
Pewnego razu nie wytrzymał i zapytał, czy może usiąść obok mnie. Zgodziłam się. On zaczął się spowiadać, że miał żonę, która zmarła, potem się ożenił z jej przyjaciółką. Ale ona z kolei miała wysokie ciśnienie i cukrzycę, też zmarła. I on do mnie: „pani to chyba jest zdrowa”. Ja mu na to, że też mam cukrzycę i wysokie ciśnienie. I wie pani, że już więcej nie przyszedł. Nawet się nie przechadzał.
