Ludzi, którzy są gotowi wytatuować sobie symbole SS, czy bawiliby się pod swastyką lub obrazem Hitlera nie ma w Polsce wielu. Choć nie jest to też liczba niebagatelna. Oszacowałbym ją na około kilka tysięcy osób. Jednak nawet jeśli uznamy, że to niewielka grupa, trzeba pamiętać, iż może ona być i tak bardzo niebezpieczna. W takich ugrupowaniach zdeterminowanych, fanatycznych tkwi bowiem wielki potencjał przemocy – ostrzega w #TYLKONATEMAT dr Rafał Pankowski z przeciwdziałającego szowinizmowi, neofaszyzmowi i nienawiści Stowarzyszenia "Nigdy Więcej".
Czy właściwie jest się czym aż tak przejmować? Bo przecież ten głośny reportaż "Superwizjera" pokazał głównie skrajną śmieszność skrajnej prawicy. To śpiewanie hitlerowskich pieśni z kartki z polską wymową, tort ze swastyką z z wafelków...
Oczywiście te obrazki, które zobaczyliśmy były żałosne. Był jednocześnie szokująco smutne i śmieszne. Jednak nie powinniśmy mówić tylko o tych kilkunastu idiotach z lasu, którzy świętowali urodziny Hitlera. Ważniejsze były te faszystowskie koncerty i festiwale, które zostały pokazane od środka. Ta cała infrastruktura nienawiści stworzona do głoszenia skrajnych poglądów. Mamy większy problem niż tych kilkunastu głupców przy ognisku i płonącej swastyce, o których najwięcej się mówi.
Problem to ideologia, która kryje się za tym kultem Hitlera. Ideologia nienawiści rasowej, która jest w Polsce głoszona na coraz większą skalę. I dociera do coraz szerszych kręgów odbiorców, szczególnie do młodych Polaków.
Jaka jest prawdziwa skala neonazizmu w Polsce? Jaki odsetek społeczeństwa ma takie poglądy?
Ludzi, którzy są gotowi wytatuować sobie symbole SS, czy bawiliby się pod swastyką lub obrazem Hitlera nie ma w Polsce wielu. Choć nie jest to też liczba niebagatelna. Oszacowałbym ją na około kilka tysięcy osób. Jednak nawet jeśli uznamy, że to niewielka grupa, trzeba pamiętać, iż może ona być i tak bardzo niebezpieczna. W takich ugrupowaniach zdeterminowanych, fanatycznych tkwi bowiem wielki potencjał przemocy.
Do zauważenia pełnej skali problemu trzeba też spojrzeć na coraz bardziej wpływowe organizacje mające związki z neonazistami, takie jak Ruch Narodowy i ONR. Ta Duma i Nowoczesność okazała się przecież im bardzo bliska. Najbliższy współpracownik posła Roberta Winnickiego z Ruchu Narodowego okazał się jednym z liderów Dumy i Nowoczesności. A sam poseł Winnicki niejednokrotnie interweniował przez interpelacje i interwencje poselskie w obronie interesów neofaszystów.
Nie chodzi tylko o tę jedną interwencję, o której mówiono w TVN. Tego było więcej. Działał m.in. w obronie festiwalu Orle Gniazdo. Jego zachowanie jest czymś haniebnym. Gdyby Robert Winnicki miał resztki przyzwoitości, powinien natychmiast zrezygnować z mandatu poselskiego. Bo ktoś taki nie powinien zasiadać w Sejmie
A co z tymi, którzy Robertowi Winnickiemu pozwolili zdobyć mandat. To odpowiedzialność ruchu Kukiz'15, w którym teraz tłumaczą, że nie do końca wiedzieli, kim narodowcy są. Pada też argument, że ich listy wyborcze były kształtowane na podstawie demokratycznych wyborów i jakoś tak wyszło...
Przecież ich listy osobiście ustalał Paweł Kukiz! I to nie było żadną tajemnicą. A upublicznione jakiś czas temu nagrania, na których słychać jak Kukiz wyraża się o narodowcach, są dowodem na to, iż doskonale wiedział, z kim się zadaje. Jego słów nie będę cytował, bo nie wypada... Jako były fan chcę mu dziś powiedzieć, że jestem skrajne rozczarowany. Paweł Kukiz kiedyś w swojej twórczości wyrażał wrażliwość, empatię i szacunek do ludzi, a teraz w polityce zapisuje się jako cynik i populista, który wprowadził do Sejmu ludzi związanych z faszyzmem.
Wróćmy jednak do Polski... Gdzie są nad Wisłą najsilniejsze przyczółki neonazizmu? W reportażu TVN pokazano głównie ludzi z Wodzisławia Ślaskiego. To miasto i okoliczne regiony jakoś szczególnie wyróżniają się na mapie polskiej skrajnej prawicy?
Tak i nie... Trudno generalizować, choć nie da się też ukryć, że od lat neonaziści działają bardzo aktywnie na Dolnym Śląsku. O Wrocławiu mówi się jako o takiej kolebce sceny nazi rocka, bo z tego miasta wywodzą się takie zespoły, jak Konkwista 88 i Obłęd. Z Wrocławia pochodzi też Roman Zieliński, czyli autor książki "Jak pokochałem Adolfa Hitlera". To w tym mieście jest bardzo aktywne wciąż Narodowe Odrodzenie Polski. No i Dolny Śląsk od dawna jest miejscem wielu nazistowski imprez.
Wiele mówiono w podobnym kontekście także o Białymstoku. Powstała na ten temat świetna książka Marcina Kąckiego "Białystok. Biała siła, czarna pamięć". Ze środowiska białostockiej skrajnej prawicy wywodzi się też inny wybrany z list Kukiz'15 poseł-narodowiec Adam Andruszkiewicz. Proszę zauważyć, że to dwa miasta z różnych biegunów. Różne nie tylko pod względem geograficznym, ale i społeczno-gospodarczym. Widać więc, że to na pewno nie jest problem jednego regionu. To problem całego kraju.
Wielu polityków uspokaja i przypomina, że w Polsce mamy do czynienia z ułamkiem tego, co dzieje w Niemczech i Skandynawii...
Problemy z rasizmem i ksenofobią istnieją we wielu krajach. Pytani, jak sobie z tym problemem te kraje radzą. Czy wkłada się głowę w piasek, czy też próbuje się jakoś rozwojowi skrajnej prawicy przeciwdziałać. I wydawałoby się, że ze względu na swoją szczególną historię Polacy poczują się zobowiązani do walki z neonazizmem. A tymczasem mieliśmy w Polsce do czynienia z wieloletnimi zaniedbaniami w tej kwestii. Bagatelizowano te zjawiska i negowano ich istnienie.
Polskie prawo jest bardzo podobne do tego, które obowiązuje w innych krajach europejskich. Jednak, jeśli porównany Polskę i Niemcy, łatwo zobaczymy, że przeciwdziałające skrajnościom przepisy za Odrą są egzekwowane znacznie bardziej stanowczo. A wydawałoby się, że to w Polsce będziemy na neonazizm bardziej wyczuleni...
Problem narósł nie tylko w ciągu ostatnich dwóch lat. Dlaczego liberalni lub nawet lewicowi politycy bali się ruszyć ten temat?
Rzeczywiście, to nie jest problem nowy. Zaniedbania narastały latami. Różne ekipy z lewa i prawa są tych zaniedbań winne. Jednak w latach 2015-2017 popełniono szereg błędów, które zostały odebrane jako przyzwolenie na skrajnie prawicową działalność. Mówię chociażby o likwidacji Rady ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji Rasowej, Ksenofobii i związanej z nimi Nietolerancji. Posunięcia tego typu odczytano jako gest przyzwolenia. Mam nadzieję, że teraz zapanuje więc nowe spojrzenie na problem skrajnej prawicy. Nadzieję tę dają stanowcze słowa premiera Mateusza Morawieckiego, w których nie bagatelizował on tego, co się dzieje.
Kogo wskazałby pan jako głównego hamulcowego dla przeciwdziałania rozwojowi skrajnej prawicy?
Wiele zależy na przykład od zmiany kultury stadionowej, od władz klubów i Polskiego Związku Piłki Nożnej. We wrześniu 2015 roku doszło przecież do całej serii skrajnie prawicowych demonstracji na stadionach. Miało to miejsce na meczach wszystkich klubów Ekstraklasy. Wywieszano transparenty z niezwykle nienawistnymi hasłami i prawie nie spotkało się to właściwie z jakąkolwiek reakcją. Podobnie było na ubiegłorocznych młodzieżowych ME w piłce nożnej, gdy na wszystkich meczach polskiej reprezentacji ksenofobiczne, wymierzone w uchodźców hasła były tak głośno skandowane, że łatwo dało się je usłyszeć w transmisji telewizyjnej. I również nie było żadnego potępienia ze strony PZPN, czy innych sportowych autorytetów.
Brakuje też bardziej stanowczego głosu Kościoła, który byłby bardzo ważny. Mamy za to pielgrzymki kiboli na Jasną Górę, którym od wielu już lat towarzyszą rasistowskie symbole i zachowania. Głos biskupów potępiających nacjonalizm niestety wciąż słychać słabo.
Co doradziłby pan tym politykom, którzy nie prowadzą stanowczych działań wobec skrajnej prawicy ze względu na strach przed zemstą tych agresywnych środowisk?
Jeśli ktoś chce być przywódcą, to bierze na siebie pewną odpowiedzialność. Nie może być tchórzem, który chowa głowę w piasek. Pewne minimum odwagi jest w życiu konieczne.