Akcją ratowania Tomasza Mackiewicza i Elisabeth Revol żyła przez weekend cała Polska. Wśród tysięcy głosów wsparcia pojawiły się oczywiście także komentarze wyrażające niezrozumienie. A już wyjątkowo często pojawiał się zarzut dotyczący braku ubezpieczenia. Tylko że Mackiewicz i Revol ubezpieczeni byli. Tylko na siedmiu tysiącach metrów nad poziomem morza nic nie jest takie proste jak nad Morskim Okiem.
Dla niektórych owe "mityczne" ubezpieczenie wydaje się wręcz powodem nieszczęścia Mackiewicza. Pokutuje przekonanie, że gdyby tylko zabezpieczyli się, dzisiaj byliby oboje cali i zdrowi w Islamabadzie.
Tylko że Mackiewicz oraz Revol ubezpieczeni… byli. Natomiast ubezpieczenie nie pokrywało kosztów transportu ekipy ratunkowej spod K2. A jak pisaliśmy w naTemat, zachowanie Pakistańczyków, którzy domagali się gwarancji pieniężnych za pomoc, było przyczyną dużego spięcia ze stroną polską.
Warto zresztą przypomnieć, że pieniądze na ratunek dla himalaistów i tak znalazły się błyskawicznie dzięki internetowym zbiórkom. Pieniądze zebrano szybko, zresztą polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych dało gwarancje na 50 tys. dolarów.
Sprzęt nie rozwiąże wszystkich problemów
Sam helikopter i tak nie uratowałby Mackiewicza oraz Revol, nie mówiąc o tym ubezpieczeniu. Składa się na to kilka faktów. Po pierwsze: możliwości śmigłowców i dostępność maszyn. W sytuacji, kiedy region Kaszmiru jest przedmiotem zainteresowań zarówno Indii, jak i Pakistanu, operują tam maszyny głównie wojskowe. Po drugie, wystarczy zajrzeć na Wikipedię, żeby zobaczyć, że helikoptery, którymi dysponuje pakistańska armia, nie są w stanie wznieść się tak wysoko, jak znajdował się Mackiewicz. Mogą wzlecieć co najwyżej na wysokość 6000 metrów.
I nie jest tak, że Pakistańczycy mają przestarzałe maszyny. Mało który śmigłowiec na świecie jest w stanie wznieść się wyżej. Najczęściej nie są to helikoptery seryjne, a specjalnie modyfikowane. Eurocopter AS350 B3, który w maju 2005 roku doleciał do szczytu Mount Everest, normalnie wznosi się na wysokość… 4650 metrów. Od tamtej pory nikt tego rekordu nie pobił.
Ktoś może powiedzieć, że skoro w Pakistanie są tak wysokie góry, to tamtejsza armia powinna mieć taką maszynę na stanie. Ale tak w zasadzie to… po co? To jest armia, a nie TOPR. Nie mają w tym żadnego interesu, nie wiem dlaczego tamtejsi generałowie mieliby trzymać taki helikopter "na zapas". Mają większe problemy ze względu na napięte stosunki z Indiami.
Wreszcie dochodzi pogoda. A niech nawet ci Pakistańczycy mają helikopter lecący w górę na 10 kilometrów, co to da, jeśli są fatalne warunki pogodowe? Nie bez powodu ekipa ratunkowa spod K2 została "wysadzona" na wysokości około pięciu kilometrów. A poza tym unieść się na jakąś wysokość, a przeprowadzić na tej wysokości jakąś akcję, to też inna historia. Tam, gdzie został Mackiewicz, nie da się wylądować, wysadzić ratowników, zabrać poszkodowanego i odlecieć.
Ta dyskusja już się odbyła
Podobne pytania pojawiały się w 2013 roku, kiedy na Broad Peak zimą zaginęli dwaj polscy himalaiści: Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski. – W masywie Broad Peak nie ma możliwości przyziemienia wyżej niż ponad bazą na 4950 m. (…) Wezwanie helikoptera i jego start nie są proste. Nie ma szans, żeby helikopter ruszył natychmiast. Start jest poprzedzony długą procedurą. 7 marca pogoda na dużej wysokości nie jest lotna i nie będzie w ogóle lotna w dniach następnych – tak tłumaczył wtedy Artur Hajzer w rozmowie z serwisem Sport.pl, dlaczego nikt nie pomógł zaginionym.
Innymi słowy – ubezpieczyć można się od wszystkiego. Tylko nie wszędzie można pomóc.