– Tomek potrafi przesiedzieć w jamie w takich warunkach sześć dni – mówi w rozmowie z naTemat Witold Mackiewicz, ojciec Tomasza, czyli himalaisty, który utknął na szczycie Nanga Parbat. Według niego jego syn nadal żyje i trzeba zorganizować mu pomoc.
Akcja na razie nie jest szeroko nagłośniona w mediach, ale rzeczywiście coś jest na rzeczy. Powstała bowiem prywatna grupa, która ma na celu sprawdzenie, co się stało z Tomaszem Mackiewiczem i ewentualne sprowadzenie go na dół.
Grupa powstała w Warszawie, a jak napisał na Twitterze Michał Lisiecki, właściciel tygodnika "Wprost", sprawą zainteresowało się już polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
W grupę zaangażowani są "przyjaciele i rodzina" Tomasza Mackiewicza. Potwierdza to w rozmowie z naTemat sam ojciec himalaisty, Witold Mackiewicz. – Jak najbardziej jestem w tej grupie. Wspieramy się wzajemnie, ale przede wszystkim oni (inni członkowie grupy – red.) mnie. Prowadzimy szereg inicjatyw, ja w tej chwili wysyłam pismo do kancelarii prezydenta. Wszystko jest w dobrych rękach – mówi.
Jeszcze mają pomysły
Mackiewicz przekonuje, ża na ten moment nie można jednoznacznie stwierdzić, że jego syn nie żyje, ponieważ nie sprawdzono tego. – Nie wykorzystano wszelkich możliwości technicznych, które istnieją. A trzeba je wykonać, żeby być pewnym, że jest albo tak, albo tak. Na razie jest niedosyt – podkreśla. Tymczasem pierwsza akcja została już zakończona.
Pan Witold przypomina także, że w trakcie jednej z poprzednich wypraw na Nanga Parbat jego syn również miał problemy. Spędził wtedy kilka dni w jamie, ukryty przed wiatrem. – Tomek jest człowiekiem twardym, on sześć dób potrafi w jamie przesiedzieć na takiej wysokości. I zszedł (w trakcie poprzedniej wyprawy – red.) sam, ale miał nogę zdrową. Teraz podobno ma odmrożenia i skaleczenie. Także dopóki nie będzie pewności, że Tomek nie żyje, nie możemy przestać. Musimy walczyć o niego wszystkimi możliwymi sposobami – uważa.
Na przekór wszystkim
Pytanie, czy jest o kogo walczyć. Elisabeth Revol, która została uratowana przez Adama Bieleckiego oraz Denisa Urubko, sama była w ciężkim stanie. Z powodu odmrożeń na kończynach nie była w stanie samodzielnie schodzić ze szczytu, ratownicy musieli ją spuszczać na linie w dół.
Francuskie media pokazały także zdjęcia odmrożeń na stopach i dłoniach himalaistki. I choć w innym wywiadzie Denis Urubko stwierdził, że to silna kobieta, która ma szanse wrócić za rok w góry, jej stan jest naprawdę poważny. Sama Revol poinformowała także, że kiedy opuszczała Mackiewicza, Polak był już w stanie agonalnym.
Witold Mackiewicz nie przyjmuje jednak takich wyjaśnień. – Tomek nie został sprawdzony. Uznano, że Revol powiedziała coś i tak jest. A ona nie jest ani lekarką, ani ekspertem. Sama była w złej kondycji i mogła mieć halucynacje. Mogła mieć różne zakłócenia związane z tą sytuacją. Nadzieja umiera ostatnia. Ja jestem przekonany, że Tomek żyje – podkreśla.
Jak pomóc siedem kilometrów nad ziemią
Pojawia się kolejna kwestia: jak pomóc Mackiewiczowi, który utknął pod szczytem Nanga Parbat. Ojciec himalaisty wizję ma dość... szaloną. Ale zapewne takich pomysłów wymaga sytuacja.
– Robimy wszystkiego, żeby dowieść, że żyje. Żeby ewentualnie drony podrzuciły mu środki do dalszego przetrwania, a później przyjdzie czas na to, żeby go sprowadzić w dół – twierdzi Mackiewicz.
Siostra himalaisty, Małgorzata Sulikowska, nie komentowała w rozmowie z nami pomysłu. Przekazała nam jedynie, że nie ma wiedzy na ten temat, a że na górze panują bardzo złe warunki pogodowe.