Skoda Rapid doczekała się skromnego liftingu. Wygląda trochę lepiej, chociaż w sumie to tak samo, ma nowe silniki... i tak dalej i tak dalej. Ja sam po teście tego samochodu przekonałem się jednak czegoś innego - czasami warto kupić auto klasę niżej, ale je mocniej doposażyć. To było bowiem moje drugie starcie z Rapidem. I dałem się miło zaskoczyć.
Rapid jaki jest, każdy widzi. Napisałem na wstępie, że to moje drugie podejście do tego samochodu. Pierwsze było dość nieszczęśliwe, ponieważ w zeszłym roku miałem... stłuczkę. Do lakierowania był jedynie tylny zderzak w moim prywatnym aucie, ale ponieważ ubezpieczyciel zrobił wszystko, żeby sprawa ciągnęła się w nieskończoność, przez miesiąc jeździłem autem zastępczym. Skodą Rapid.
To był w pewnym sensie skomplikowany miesiąc. Z jednej strony dostałem auto bardzo pojemne, z gigantycznym bagażnikiem. Z drugiej strony to była "najbiedniejsza" możliwa wersja. Plastikowe klamki (z tyłu jedna już była wyłamana), najprostsze radyjko, komputer pokładowy nie podawał nawet zasięgu.
I z tym większą przyjemnością spędziłem tydzień w testowanym aucie. Jak się pewnie domyślacie, wyposażenie było znacznie bogatsze. I nawet klamki były metalowe.
Niektóre rozwiązania zaskakują
Trzeba przy tym przyznać, że Rapid, choć nie jest zbyt emocjonujący, potrafi zaskoczyć. Oczywiście nie wyglądem, bo to stary, dobry Rapid. Po liftingu pojawiły się światła LED do jazdy dziennej, ale generalnie dla laika obie wersje są nierozróżnialne.
Więcej dzieje się natomiast pod maską. W czasie mojej niezbyt długiej kariery motoryzacyjnej widziałem już różne rzeczy, ale automatyczna, siedmiobiegowa skrzynia DSG połączona z turbodoładowanym... litrowym (!), trzycylindrowym (!!) silnikiem benzynowym to jest naprawdę coś bardzo egzotycznego.
Paradoksalnie ten zestaw naprawdę daje radę. To bardzo szybkie 95 (!) koni mechanicznych. 11,3 sekundy do setki nie powali nikogo na kolana, ale różnicę robi tutaj moment obrotowy. 160 Nm jest dostępne już od 1500 obrotów na minutę. Samochód ochoczo rozpędza się w ruchu miejskim, wyprzedzanie w trasie także jest jak najbardziej wykonalne. Oczywiście bez żadnych szaleństw, ale jak sam się przekonałem, można tym autem wrócić z Suwałk do Warszawy w trzy i pół godziny. Jadąc w miarę przepisowo, ale po drodze wyprzedzając całe chmary TIR-ów.
Jedyne do czego można się doczepić, to do skrzyni DSG. To dość absurdalne, ale siedmiobiegowa wersja, którą można dostać tylko w najmocniejszej odmianie Octavii RS, tutaj pracuje z silnikiem o pojemności pudełka do zapałek. I niestety DSG uparcie wachluje biegami tak, aby zbijać obroty do obszarów, w których silnik zaczyna przypominać o tym, że ma trzy cylindry. Jedziesz powoli, Rapid nagle wrzuca trójkę, 1200 obrotów i zaczyna go telepać. Dlatego najlepiej jeździć w trybie... Sport. Wtedy biegi są nieco przeciągnięte. W normalnym trybie wszystko sprawia wrażenie, jakby było obliczone na wizytę w serwisie tuż po gwarancji.
Przy okazji warto także zauważyć, że Rapid radzi sobie załadowany. Cztery osoby na pokładzie? Spoko, także da się jechać i to nawet wygodnie. Pełen bagażnik? Na luzie – a on naprawdę jest ogromny. 550 litrów i wielka klapa, dzięki czemu łatwo go załadować. I to wszystko przy przyjemnym spalaniu. Pięć litrów z hakiem na drodze krajowej, "siódemka" na drogach szybkiego ruchu, a w mieście wystarczy dziewięć litrów.
Dużo przestrzeni jest nie tylko pod tylną klapą. W środku też nie brakuje miejsca. Z przodu, na tylnej kanapie, wygodnie (w miarę) będzie każdemu. Bolą tylko plastiki, na tylnej kanapie można się poczuć wręcz jak na początku XXI wieku. Ale ta cena (o tym później) nie bierze się znikąd.
Bez pozytywnych zaskoczeń, bez niemiłych niespodzianek
Czyli Rapid jest duży i nowoczesny. Daje wszystko, czego może potrzebować normalny kierowca, tylko trochę taniej. I to chyba najcenniejsza lekcja, którą wyciągnąłem z jazdy nowym (bo to auto po liftingu) Rapidem. Czasami nie warto się szarpać na auto z wyższego segmentu, które automatycznie będzie droższe. Bardzo często taniej można dostać to samo w segmencie niżej.
Taki własnie jest Rapid. Samochód pozycjonowany przecież niżej niż Octavia, a miałem do dyspozycji nowoczesny silnik (mimo wszystko tak to trzeba nazwać), system multimedialny, automatyczną skrzynię biegów, kamerę cofania, podgrzewane fotele... Słowem wszystko, czego może oczekiwać kierowca, który chce mieć po prostu w miarę komfortowe auto. W niczym nie przypominał tego Rapida, którego "miałem" w zeszłym roku.
I naprawdę dałem się "kupić", tak jak mój redakcyjny kolega, który na dniach testował nowego Rapida, ale w wersji Spaceback. To po prostu fajne auto, którym spokojnie mogę się poruszać po świecie, o ile wyrzucę z głowy myśl, że mój samochód jest nudny i wyglądam w nim jak przedstawiciel handlowy... Jeszcze ten biały lakier, zgroza.
W tym przypadku cena zresztą czyni cuda. Można przymknąć oko na ten dziwnie współpracujący automat w połączeniu z litrowym silnikiem od kosiarki, jeśli ten zestaw koniec końców daje przyzwoite osiągi zwłaszcza w trybie Sport(albo po prostu wziąć manuala i jeszcze mniej zapłacić). Plastiki może i chwilami porażają, ale po jakimś czasie można przywyknąć. Zwłaszcza, że drogo nie jest.
Rapida ze skrzynią DSG i tym silnikiem w promocji można teraz kupić za 60 tysięcy złotych. W tej cenie są choćby światła LED do jazdy dziennej czy czujniki parkowania. A jak ktoś zapragnie więcej, to może sobie dołożyć choćby pakiet Care Connect. Rapid wtedy sam wezwie pomoc w razie kolizji, połączy się z infolinią Skody po wciśnięciu jednego guzika czy da się zlokalizować na smartfonie właściciela. Albo poinformuje o uruchomieniu alarmu antykradzieżowego. A to wszystko za... 1650 złotych. Po co o tym wspominam? Żeby jeszcze raz podkreślić - dzisiaj można taniej kupić wszystko to, co było zawsze w droższych autach. Wystarczy spojrzeć segment niżej.