"Skończyła się dyktatura łże-mediów. Wasz fake news pokazał kim jesteście” – tak poseł PiS Dominik Tarczyński strofuje dziennikarzy Onetu po publikacji tajnych notatek na temat blokady spotkań polskich oficjeli na najwyższym szczeblu władzy w USA. Ta zakamuflowana groźba pokazuje w jak niebezpiecznym kierunku może pójść ustawa o zakazie rozpowszechniania fake newsów, nad którą pracuje Tarczyński. Za chwilę może się okazać, że dzięki nowemu prawu PiS będzie mógł de facto nałożyć kaganiec na krytycznych dziennikarzy.
"Onet robi to co esbecja i komuna"
Tym bardziej, że na potwierdzenie tez zawartych w swoim tekście ujawnili wewnętrzną notatkę MSZ sygnowaną przez Jana Parysa, która jest koronnym dowodem na prawdziwość tego co napisali. Ale politycy i publicyści związani z "dobrą zmianą” uważają, że Onet wyrychtował zwykłego fake newsa.
"To, co robi Onet i inne media należące do niemieckich właścicieli niczym się nie różni od tego, co robiła esbecja i komuna. Tacy dziennikarze są tylko i wyłącznie manipulacyjnymi sekciarzami, osobami, które powinny zapłacić za kłamstwa" – powiedział Tarczyński w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl.
Postponował też dziennikarzami Onetu w innych prawicowych mediach. "To jest skandal - antypolskie działanie nie mające nic wspólnego z dziennikarstwem. Jest to przedłużenie ramienia tych, którzy z nami walczyli od dawna - ramienia Moskwy i Niemiec. Tych, którzy źle życzą Polsce. I to jest fakt, który można poprzeć danymi i przykładami" – przekonywał Tarczyński w portalu niezależna.pl i zapowiadał, że będzie zabiegał o jak najszybsze przyjęcie ustawy, która surowo ukarze " takie działania”.
Poinformował, że przetłumaczył już niemiecką i węgierską ustawę dot. karania za fałszywe informacje podawane przez media i kończy prace nad swoją ustawą.
– Tacy ludzie, tacy pseudo-dziennikarze, takie pseudo-media będą karane tak jak karane są w całej Europie - zarówno w Niemczech, na Węgrzech, jak i w innych krajach. Nasza ustawa będzie mniej restrykcyjna, ponieważ na Węgrzech media, które podają fake newsy, muszą płacić 600 tysięcy euro. W Niemczech jest to pół miliona euro. Ja proponuję rozwiązanie mniej restrykcyjne, ale bardziej szczegółowe – zdradził Tarczyński.
Kto będzie decydował co jest fake newsem?
Zapowiedział, że złoży do marszałka Sejmu stosowny wniosek na najbliższym posiedzeniu izby. – Zobaczymy, jaka będzie decyzja. Oczywiście, są inne bardzo ważne projekty ustaw, ale biorąc pod uwagę to, co zrobił Onet, to co robią inne pseudo-media, trzeba to uchwalić jak najszybciej. Ja to obiecałem, przyrzekłem. To moje najważniejsze zobowiązanie, które złożyłem jako poseł PiS. I dotrzymam słowa – podkreślił.
– Generalnie uważam, że wprowadzanie ustaw dotyczących fake newsów jest błędem. To jest nieprofesjonalne z jednego prostego powodu. Takiego, że tak zwaną prawdą bądź nieprawdą można manipulować. Jak pokazują nie tylko polskie doświadczenia wiele zależy od interpretacji. A więc główne niebezpieczeństwo w przypadku fake newsów polega na tym, że dla kogoś jakaś informacja może być fake newsem, a dla kogoś innego prawdą – tłumaczy w rozmowie z naTemat prof. Dąbała.
– W Polsce mamy z tym do czynienia na codzień. Właściwie wszystko co dotyka kwestii związanych z kłamstwem medialnym w sensie ustawowym jest bardzo niebezpieczne. Moment skrajny to jest moment politycznego wykorzystywania zarzutów o rozpowszechnianie fake newsów – dodaje.
Głównym założeniem projektu ustawy jest to, żeby osoby, które dopuszczają się fake newsów, ponosiły za to konsekwencje finansowe. Wysokość kary będzie wyliczana indywidualnie. Ma to być uzależnione od tego, czy chodzi o portal, gazetę, czy telewizję, a także o wysokość wpływów z reklam. Poseł PiS chce by w Polsce za fake newsa obowiązywała kara do 1 mln euro, czyli ponad 4 mln zł.
– W różnych ustawach jest to różnie rozwiązane. Wszystko zależy od zasięgu, może to być internetowy portal informacyjny, gazeta, czy telewizja. Jeżeli ktoś na okładce na 1 stronie daje fake news i zarabia na tym milion złotych, to niech ten milion odda, który zarobił na kłamstwie i zapłaci jeszcze milion złotych kary. Taka jest moja propozycja. Uważam, że to jest rozsądne i sprawiedliwe – tłumaczył Tarczyński.
Kaganiec na dziennikarzy
Zdaniem Tarczyńskiego odpowiedzialność "w połowie" powinny także ponosić media, które powielą fake newsa. Zapytany, czy "nie ma dla niego większego znaczenia, czy notatka, na którą Onet się powołuje, istnieje czy jej nie ma, odpowiedział: "dla mnie nie ma znaczenia czy próbą usprawiedliwienia kłamstwa fake newsa jest jeden z dokumentów".
– Znaczenie ma natomiast to, co poszło w przekazie społecznym i jak społeczeństwo to odebrało. Istotne jest dla mnie to, co jest w tytule oraz w leadzie oraz to, co próbuje się w sekciarski sposób implementować w umysły Polaków i Europejczyków. I za to będą srogo płacić – stwierdził.
Pod rządami PiS dziennikarzom ograniczono już możliwość swobodnego poruszania się po Sejmie i coraz częściej zamiast sprostowań władza sięga po środki cywilnoprawne, grożąc procesami o niebotyczne odszkodowania. Coraz częściej dziennikarze zaczęli też być wzywani na przesłuchania, zastrasza się ich doniesieniami do prokuratury i wszczynaniem śledztw.
Warto podkreślić, że resort spraw zagranicznych chce ścigania osób odpowiedzialnych za publikację notatki o kryzysie dyplomatycznym na linii Polska-USA. "Dokument opisany przez portal Onet ma charakter niejawny; podjęliśmy działania w związku z możliwością popełnienia przestępstwa przeciwko ochronie informacji określonego w art. 266 Kodeksu karnego" – poinformowało Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Według profesora Dąbały, wątpliwości dotyczące zarzutów wobec materiałów w mediach powinny być rozwiązywane na drodze prawnej. – Powinno się to odbywać w sposób zindywidualizowany. Sąd przy wykorzystaniu ekspertów i wszystkich możliwych danych powinien określać, czy coś jest fake newsem, czy nie. Tylko tak można to zobiektywizować – podkreśla prof. Dąbała.
"Z wolnością słowa lepiej nie eksperymentować"
– Całe moje medialne doświadczenie pokazuje, że z wolnością słowa lepiej nie eksperymentować. Rozumiem intencje osób, które chcą to rozwiązywać na drodze ustawowej, ale one mogą wylać dziecko z kąpielą. Nie łączyłbym jednak tego z ludźmi a raczej z myślą, która może być albo rozsądna albo głupia. Dlatego jestem przeciwnikiem ustawowego regulowania wolności słowa – podkreśla medioznawca.
Pytanie, czy po uchwaleniu nowej ustawy poseł Tarczyński nie będzie musiał nakładać kar na samego siebie? Bo zdarzyło mu się powielać nieprawdziwe informacje, a nawet produkować fake newsy na własny temat - choćby w sprawie urlopu w Miami.