Polityka zawsze była ostatnią rzeczą, którą chciałem się zajmować. Głównie dlatego, że w polityce trzeba być bardzo elastycznym, a sędziowskie kręgosłupy są dosyć twarde. Ale to prawda, że wiele osób podpowiada mi wejście do polityki. Twierdzą, że mam potencjał... – mówi #TYLKONATEMAT Waldemar Żurek. Od niedawna były już rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa ujawnia nam, jak zmieniło się jego życie, oraz zdradza plany na przyszłość.
Na razie wybieram zaległy urlop wypoczynkowy, ale nadal mam sporo pracy w mediach. Nie wypowiadam się już jako rzecznik KRS, ale pozostaję członkiem Forum Współpracy Sędziów i Stowarzyszenia Sędziów "Themis", więc dziennikarze wracają do mnie w tym kontekście. Staram się też nadrabiać zaległości, które mi się nagromadziły przez te lata spędzone w KRS.
Ataków jest trochę mniej?
Owszem. Poza jakimiś pojedynczymi atakami hejtu, ostatnimi czasy częściej spotykam się raczej z wyrazami sympatii. I muszę przyznać, że odbieram to z radością. Inna sprawa, że dużo tych wszystkich obelg przychodziło poprzez biuro KRS. Od kiedy w Radzie już nie pracuję, te wiadomości nie są mi przekazywane. Nie wiem więc, czy jeszcze tam jakiś hejt spływa.
Po urlopie będzie miał pan więcej czasu na pracę w macierzystym, krakowskim sądzie. Tylko, że tam chyba macie problem z kiepskim morale wśród kadry sędziowskiej...
No to jest pewien problem. Mamy sytuację, w której ktoś przychodzi na stanowisko prezesa sądu wprost z Ministerstwa Sprawiedliwości i wspierał reformę, na którą sędziowie się nie godzą, a dodatkowo ta osoba i dobrana przez nią kadra to nie legitymują się autorytetem wśród środowiska. Ci ludzie są bardzo silnie kojarzeni z Ministerstwem Sprawiedliwości i wykonują ruchy, które nie tworzą dobrej atmosfery w naszym sądzie. Plombowanie sal i chowanie kluczy, czy bliżej nieokreślone służby specjalne działające w gabinecie prezesa bez poinformowania nas o podstawie prawnej... To z pewnością nie buduje dobrego morale. Jednak sędziowie nadal starają się pracować, jak najlepiej.
A skoro mówimy o pracy sądu, to chciałbym dodać, że wiele chaosu – nie tylko u nas – dodaje ten nowy system losowego przydziału spraw. To rozwiązanie nie funkcjonuje w sposób optymalny. Sędziowie nie są w stanie poukładać sobie dnia pracy. Ostatnio koleżanka opowiadała mi na przykład o tym, że miała 20 wokand w miesiącu i po prostu nie wiedziała, jak znaleźć czas na pisanie uzasadnień.
Jak wygląda pańska osobista pozycja po tym wszystkim? Jak rozwijają się te liczne postępowania i kontrole, które wobec pana uruchomiono w ostatnich miesiącach?
Niektóre kontrole jeszcze się toczą. I to z pewnością nie jest sytuacja przyjemna. Człowiek żyje i pracuje uczciwie, a co chwila musi otwierać kolejne koperty z coraz to nowych instytucji, które chcą go prześwietlać... To niestety uderza nie tylko we mnie, ale i w moją rodzinę. Żona jest w zaawansowanej ciąży, a musi taki stres przeżywać. To najtrudniejsza część tego wszystkiego, co się dzieje.
Ktoś napisał anonim o treści "sędzia Żurek mało pracuje w Krakowie, a za dużo w Warszawie" i już w Ministerstwie Sprawiedliwości uruchomiono w trybie pilnym kontrolę ostatnich dwóch lat mojej pracy. Jakaś prawicowa gazeta zainicjowała postępowanie dyscyplinarne, resort uruchomi kolejną kontrolę, a na dokładkę czymś zainteresowała się prokuratura. Ostatnio nawet Urząd Skarbowy postanowił czegoś na mnie poszukać. Jak to wszystko się zgrywa, trudno to wytrzymać. Nawet, gdy jest się pewnym swojej uczciwości.
A to nie wszystko. Na przykład prokuratura zajęła się sprawą obrzuceni jajkami mojego domu rodzinnego gdzie teraz mieszkają sami rodzice. Uczciwie wspomniałem o tym, gdy mnie przesłuchiwano i pytano, czy ktoś z członków mojej rodziny doznał ataków. Moi rodzice tego nie zgłaszali, a ja wskazywałem by dano im spokój, o co mnie prosili. ale i tak ich wezwano do prokuratury, na osobne godziny. Po roku od momentu, gdy o tym wspomniałem. To są starzy ludzie. Mama ma 75, a ojciec w tym roku 80 lat. Oni proszą mnie, bym „ wycofał się z wystąpień publicznych”, bo już po prostu nie wytrzymują nerwowo.
Niedawno dał pan do zrozumienia, że bierz pod uwagę wyrzucenie z zawodu.
Zawsze dobrze sobie radziłem w sądzie jako sędzia liniowy. Sala rozpraw nigdy nie stanowiła dla mnie problemu. Nie mam problemu z powrotem do pracy na sali po okresie spędzonym w KRS, bo i tak ciągle orzekałem, choć oczywiście w niepełnym wymiarze. Praktycznie w każdy weekend byłem w sądzie w Krakowie. Jestem sędzią z krwi i kości i nie mam obaw przed powrotem do pracy na pełnych obrotach. Chociaż wiem jaki to dzisiaj wysiłek, gdy w systemie brakuje kilkuset etatów które celowo wstrzymuje minister.
Obawiam się jednak problemów, bo nie wierzę w przypadki. Z jakiegoś powodu uruchomiono tyle tych postępowań. Pamiętam, co mówił wiceminister Warchoł o sędziach, którzy zapowiadali stosowanie Konstytucji wprost. On zapowiadał, że to się skończy postępowaniami dyscyplinarnymi. Wiadomo, jakie są zapowiedzi Krystyny Pawłowicz wobec sędziów, którzy nie zgadzają się z "reformami", czy zarzuty jakie nam stawiała gdy spotkaliśmy się z Komisją Wenecką na prośbę naszego Ministra Spraw Zagranicznych. A "reedukacja sędziów w obozach w Korei Północnej"? Pamiętamy zachowanie Patryka Jakiego wobec sędzi podczas rozprawy w sprawie, w której wiceminister sprawiedliwości był stroną. Nadal mam też w pamięci słowa Stanisława Piotrowicza, który w KRS stwierdził, że chcę "pozbyć się legitymacji sędziowskiej".
Izba dyscyplinarna w nowym SN da możliwość pozbywania się niewygodnych dla władzy sędziów. Bo chyba nie sądzi pan, że do tej izby będą powoływani sędziowie z autorytetem i tytułem profesorskim...? Skoro w sądach rejonowych czy okręgowych na stanowiska funkcyjne – poza nielicznymi wyjątkami – obsadza się ludzi be autorytetu i dorobku, to obawiam się, że podobnie będzie wyglądał dobór kadr w "zreformowanym" Sądzie Najwyższym. A tak dobiera się kadry z jakiegoś powodu. Liczę się więc z taką ewentualnością, że i mnie ktoś zechce usunąć z zawodu. Mogę jednak zapewnić, że wykorzystam wtedy wszystkie środki prawne, by się bronić.
A co, jeśli jednak uda się pana pozbawić legitymacji sędziowskiej? Wielu od dawna widzi Waldemara Żurka w roli polityka. Rozważa pan dołączenie do jakiejś partii lub nowego projektu?
Wie pan, polityka zawsze była ostatnią rzeczą, którą chciałem się zajmować. Głównie dlatego, że w polityce trzeba być bardzo elastycznym, a sędziowskie kręgosłupy są dosyć twarde. Ale to prawda, że wiele osób podpowiada mi wejście do polityki. Twierdzą, że mam potencjał...
No właśnie. Nie szkoda tego potencjału i wyrobionej pozycji marnować? Miałby pan idealny start z punktu widzenia marketingu politycznego.
Może i to prawda, ale ja na pewno dobrowolnie ze stanu sędziowskiego nie odejdę. Przez lata pracy w KRS posiadłem bardzo cenną wiedzę. Nie zamierzam ukrywać, że te wszystkie spotkania z politykami w Radzie i Sejmie to była bardzo dobra szkoła, pozwalająca na zbudowanie dużego kapitału czy umiejętności. Jednak jestem chyba osobą, która zbyt ceni sobie otwartą i kulturalną dyskusję nawet z najzacieklejszymi przeciwnikami. Obawiam się więc, że z tym podejściem miałbym w polityce problem. Bo tam dominują teraz bezpardonowe ataki i obrzucanie się błotem czy zgniłe kompromisy.
Już wiem, że nie da się niczego w moim życiu wykluczyć i nie zamierzam się zarzekać, ale na chwilę obecną nie zamierzam angażować się w żaden projekt pachnący polityką. Dochodzą mnie podszepty z różnych stron, jednak na razie tych propozycji nie rozważam. Największą wartością jest teraz mój krakowski sąd i działalność w Stowarzyszeniu Sędziów "Themis" czy Forum Współpracy Sędziów.