Sprawa Tomasza Komendy, który został niesłusznie skazany i 18 lat spędził w więzieniu, mocno poruszyła całą Polską. To jednak nie jedyny taki przypadek. W 2011 roku, po 12 latach, na wolność wyszedł Czesław Kowalczyk, niesłusznie skazany za morderstwo. Miał wtedy 45 lat. Jak sobie poradził? Z czym miał problem? Co zrobił z odszkodowaniem, które wywalczył? I jak ułożył sobie życie? – Nie miał nic. Dziś jest szczęśliwy – mówi nam jego żona Aleksandra Kowalczyk. Gdy rozmawiamy, jej mąż właśnie pływa jachtem po Atlantyku. Wróci za dwa miesiące. Ich historia jest nieprawdopodobnie optymistyczna.
To była równie wstrząsająca sprawa, podobna do tej z udziałem Tomasza Komendy. Czesław Kowalczyk miał 33 lata, gdy trafił do więzienia niesłusznie skazany za zamordowanie 26-letniego Adama K., instruktora jazdy konnej. Dostał dożywocie, zamienione na 25 lat. W więzieniu spędził ponad 12 lat, z czego pięć w izolacji.
Na wolność wyszedł w 2011 roku, sąd uniewinnił go prawomocnym wyrokiem 21 sierpnia rok później. W 2016 roku otrzymał rekordowe w Polsce odszkodowanie w wysokości 2 mln 700 tys. zł. Gdy go aresztowano, jego syn miał cztery lata. Po wyjściu z więzienia, partnerka z synem już na niego nie czekała. Dziś Czesław Kowalczyk ma nową rodzinę. Za pieniądze z odszkodowania kupił katamaran i zaczął prowadzić swoją firmę.
Aleksandra Kowalczyk: My też. Mój mąż bardzo mocno to śledzi i bardzo to przeżywa. Nawet chciał się z nim skontaktować, poznać ze swoim adwokatem, który wygrał jego proces i walkę o odszkodowanie. Pokazać, że miał taką możliwość, że to mu pomogło, i że warto o to walczyć. Jego prawnik ma doświadczenie, byłoby łatwej.
Naprawdę Pani mąż o tym pomyślał?
Tak. Myślę, że Czesław zrobi wszystko, by spotkać się z panem Komendą i mu pomóc. Ale najpierw musi wrócić do Polski, to potrwa jeszcze dwa miesiące. Myślę, że w maju wsiądziemy w samochód i będziemy go szukać. Znając mojego męża, tak zrobi.
Gdyby doszło do takiego spotkania, co Pani mąż by mu powiedział?
Że ma przed sobą żywy przykład tego, że po więzieniu można normalnie funkcjonować i można wrócić do normalnego życia. A nawet bardziej niż normalnego. Do życia nieprzeciętnie dobrego.
Mój mąż jest fantastycznym człowiekiem, nie ma drugiego takiego. Jest niepoprawnym optymistą i nie wiem, jak on to robi. Po tym, przez co przeszedł? Nie mam pojęcia, jak przetrwał w więzieniu. W tym czasie przez 5 lat z nikim nie rozmawiał, nie widział siebie w lustrze. Przez 5 lat był zamknięty w małej celi. Każdy by zwariował. Gdy wyszedł z więzienia nie miał nic, wszystko było zrujnowane. A jednak dziś jest szczęśliwym człowiekiem. Ja bywam szczęśliwa, on mówi, że jest szczęśliwy. I bardzo lubi się przytulać, jest jedną wielką przytulanką.
Zacznijmy od początku, Czesław Kowalczyk wyszedł z więzienia po 12 latach w 2011 roku. Państwo jeszcze się wtedy nie znaliście.
Nie znaliśmy się. W więzieniu spędził 12 lat, 3 miesiące, 9 dni – zawsze o tym mówi. Gdy okazało się, że jest niewinny, po prostu wystawili go za bramę, dali 12 złotych na drogę i raz w tygodniu kazali się meldować na policji. Rodzina też była zrujnowana, bo wszystko wydali na adwokatów. Dom, w którym mieszkał, przejęli bezdomni. Jak wrócił, było tam wysypisko śmieci, nic nie zostało. Wszystkie dokumenty trzeba było odnawiać. Nawet tu była ruina. Nie miał nic.
Tylko pojedynczy przyjaciele, którzy zostali, bardzo mu pomagali. A potem my się spotkaliśmy. To był zbieg okoliczności, że dobrych ludzi miał po drodze, którzy pomogli mu w najgorszym czasie. I że może na nich liczyć. Bez nich w więzieniu by nie przetrwał. Mam nadzieję, że pan Komenda też takie osoby ma wokół.
Czesław Kowalczyk
"Gazeta Wyborcza" - "Duży Format", 2014
"Tylko że nie miałem nic. Wyszedłem z domu z ogrodem, a wróciłem do ruiny zasypanej śmieciami po pas. Wszystko, co mogli, wyrwali: okna, drzwi, wannę, umywalkę, wypruli kable ze ścian. Nawet bramę wywieźli na złom. W ogrodzie - góry odpadów: plastiki, szmaty, sprzęt AGD, buty, cztery metalowe wózki z Tesco, sedes". Czytaj więcej
Kiedy się poznaliście?
Dwa miesiące po jego wyjściu z więzienia.
Jak wtedy wyglądał?
Strasznie. Miał sińce pod oczami, na głowie wielki kaszak. Był obcięty na więźnia, bardzo króciutkie włosy. Miał braki w uzębieniu, bo tam nie leczą zębów, tylko je wyrywają.
Wiedziała Pani, kim jest?
W życiu! Gdybym wiedziała, prawdopodobnie nigdy nie spotkałabym się z kimś takim.
Zdradzi Pani jak doszło do spotkania?
Jestem agentem ubezpieczeniowym. Jego przyjaciel, a mój klient, poznał nas ze sobą. Zapytał mnie, czy może dać mu mój numer telefonu. Byłam wtedy sama. Powiedział: "Mam super kolegę, może byście się spotkali". Potem dowiedziałam się, że jak szedł na to spotkanie ze mną, to koledzy dali mu wszystkie ubrania, bo on nic nie miał. Jak wyszedł z więzienia, nie wziął nic. Wyszedł w kapciach i starym garniturze.
Kolega nie uprzedził Pani, że pan Czesław był w więzieniu?
A skąd! Nie miałam pojęcia, że spotkam się z taką osobą. Gdyby mi o tym powiedział, to prawdopodobnie w ogóle nie doszłoby do spotkania. Bo jaki jest stereotyp człowieka, który siedział w więzieniu? Jestem dojrzałą kobietą, raczej nie spotykałabym się z kryminalistą. Kolega pewnie o tym wiedział, więc mi o tym nie powiedział. A mnie najbardziej interesowało, czy ma włosy (śmiech) i jak ma na imię. Jak powiedział, że "Czesław" to się śmiałam, że to jakiś dowcip.
A jednak spotkanie się udało, skoro jesteście Państwo małżeństwem.
Kilka razy się spotkaliśmy, fantastycznie nam się rozmawiało. On był wyjątkowo ciepły. Bardzo spokojny, ciepły, miły, nieprzeciętnie inteligentny, oczytany, człowiek. Acha, i jeszcze jego kolega powiedział mi, że on w ogóle nie ma pieniędzy. Ale w swojej naiwności ja w ogóle nie znałam osób, które w ogóle nie mają pieniędzy. Pomyślałam, że może zbankrutował, że może żona go oszukała. Ale nie wyobrażałam sobie, że można nie mieć nawet 20 złotych. Ale to nie było dla mnie ważne.
Czesław Kowalczyk
"Gazeta Wyborcza" - "Duży Format", 2014
"Zacząłem łapczywie czytać książki i uczyć się angielskiego. Tylko że w więzieniu dominują lektury z czasów Lenina i "żółte tygrysy". Jeśli chcesz dostać książki z wolności, musisz napisać wniosek i podać autora oraz tytuł. (...) Czytałem też na głos. Bałem się, że po latach izolowania nie będę umiał myśli zamieniać w zdania. Myślę, że w areszcie przeczytałem ponad tysiąc książek".Czytaj więcej
Jak się pani dowiedziała, że był w więzieniu?
Po kilku spotkaniach, zaprosiłam go do domu. Siedzimy i on nagle mówi, że musi opowiedzieć mi historię swojego życia. Myślę: "No tak, teraz będę słuchać, że żona go nie rozumie". A on zaczyna, że siedział w więzieniu za morderstwo, którego nie popełnił…Słucham i totalnie mi to do niego nie pasuje. Ideał. I on mi takie rzeczy opowiada. Strasznie się zdenerwowałam. Jestem sama w domu, syn na wyjeździe. Co ja teraz zrobię?
Pojawił się lekki strach?
Nawet nie lekki! Byłam spanikowana. Ale ja mam bardzo dobrą intuicję i postanowiłam jej zaufać. I wie pani co? Za miesiąc on już u mnie mieszkał. Ale nie wiem, jak zareagowałyby inne kobiety.
A Pani rodzina, syn? Wiedzieli od początku?
Nie. Nikt nie wiedział. Chcieliśmy, żeby go poznali, jakim jest człowiekiem. Mój syn z nami mieszkał, rodzice przyjeżdżali, cała rodzina się w nim zakochała.
On wtedy nie był jeszcze uniewinniony, dopiero po roku go uniewinnili. Gdy to się stało, kupił szampana. I nagle syn dzwoni od kolegi i mówi do mnie: "Mama, ja widzę Czesława w telewizji?". Był wściekły, że mu nie powiedzieliśmy. Za chwilę mama dzwoni, potem ciocia, moja siostra, wszyscy. Mocno nas zrugali, że nie powiedzieliśmy.
Mama Czesława też. Poodsuwały się od niej różne koleżanki. Szybko rozeszła się wieść, że ma syna mordercę. Sama mi opowiadała, że jak szła ulicą, to ludzie przechodzili na drugą stronę. Taki Chełm mały. Jak Czesław został uniewinniony przeniosła się do Gdańska, mieszka blisko nas.
Jak mąż radził sobie w pierwszych miesiącach na wolności?
Nie do końca rozumiałam wtedy problem, tak mi się dziś wydaje. Żyłam w zwykłym świecie. Praca, dom, dziecko, kredyt, pies, i nagle taka historia. Przez pierwsze pół roku był wyciszony, wycofany, taki trochę nieobecny. To nie był taki Czesław, jakiego znam dzisiaj. Jak wyszedł z więzienia, to chciał mieć pół roku przerwy. Mówił, że robi sobie pół roku wakacji na dojście do siebie. Od przyjaciela Jurka dostał rower i codziennie, cały dzień, na nim jeździł po mieście, po lasach, odwiedzał znajomych.
Najgorsza była utrata syna, który miał 4 lata, gdy poszedł do więzienia. Bardzo, bardzo musiał o niego walczyć. Teraz mają fantastyczne relacje. Jego syn jest cudownym człowiekiem, bardzo podobnym do Czesława.
Czesław Kowalczyk do syna:
"Gazeta Wyborcza" - "Duży Format", 2014
"Wysłałem Ci też list, który pisałem przez dziesięć lat w więzieniu. Właściwie cały zeszyt. Mama stwierdziła, że Ci go nie da, bo "mógłby uszkodzić Twoją kruchą psychikę". Rozumiem, że ułożyliście sobie życie beze mnie. Aż nagle pojawiam się i burzę Wasz ład. Jak ujęła to mama: "Nie było cię naście lat, a teraz zabiegasz o atencję syna. Nie masz do tego prawa". Ale serce nie sługa. Nie potrafię inaczej". Czytaj więcej
Oczywiście, jak go zamykali to nie było ani internetu ani telefonów komórkowych, ani tak wielu kanałów w telewizji. Wszystko było inne. Od kolegów dostał pierwszy samochód. Pamiętam, jak pojechaliśmy go odebrać i on jechał za mną. Dziś jest świetnym kierowcą, ale wtedy już nie wiedziałam, jak wolno mam jechać, żeby mnie dogonił. Bał się nawet ruchu ulicznego, który był większy niż kiedyś.
Potem przerabialiśmy komputer. Musiał się wszystkiego nauczyć, ale jest cholernie uparty i cholernie zdolny i szybko mu to poszło. Dziś na katamaranie montuje filmy z drona w specjalnym programie, obsługuje FB i nie ma żadnego problemu z elektroniką. A wtedy był.
Jak reagował na te wszystkie nowinki?
Myślę, że wielu rzeczy się bał, ale nie chciał się do tego przyznać. Nawet mnie to denerwowało. Bo tłumaczyłam raz, drugi, trzeci. Z pocztą elektroniczną w ogóle był cyrk. Nie rozumiał, że jest internet, ze można się zalogować z każdego komputera i odebrać pocztę. Na początku to była czarna magia.
Czesław nie znał nawet wartości pieniądza. Nie wiedział, co ile kosztuje. Równie dobrze mógł zapłacić za obiad tysiąc czy sto złotych. Dla niego nie miało to znaczenia.
Zostały mu jakieś nawyki z więzienia?
Nie wyłączał światła. W więzieniu spędził 5 lat w samotności i non stop miał zapalane światło. Cały czas był obserwowany. Drzwi nie zamykał i do dziś często tego nie robi. Bo w więzieniu to strażnicy wpuszczali go i wypuszczali z celi.
Czesław Kowalczyk
"Gazeta Wyborcza" - "Duży Format", 04. 2014
"Od wyjścia z więzienia minęły trzy lata. Moja partnerka skarży się, że nie gaszę światła i nie zamykam drzwi. Cóż, przez 12 lat robili to za mnie inni. Codziennie wstaję na apel. O 6.30 umyty i ubrany, tak mocno mam to zakodowane. Czytaj więcej
A jak radził sobie ze znalezieniem pracy?
Zmusiłam go, żeby się zarejestrował w Urzędzie Pracy. I pojechał tam, miał nawet telefony w sprawie pracy, ale proszono, żeby dostarczył CV. A on na to : Nie mam co napisać, bo przez ostatnie 12 lat spędziłem w więzieniu. Wszystkie telefony natychmiast się rozłączały. To był bardzo duży problem. Nikt nie chciał z nim dłużej rozmawiać. I to dla pana Komendy też może być problem.
Jak Pani mąż sobie z tym poradził?
Tu również koledzy mu pomagali, próbował różnych biznesów ze znajomymi, różnych rzeczy się imał, żeby mieć pieniądze. Mógł pracować u nich.
Czesław Kowalczyk
"Gazeta Wyborcza" - "Duży Format", 2014
"Musiałem się z czegoś utrzymać, więc szukałem pracy. Ale jak mówiłem, kim jestem, to po pierwszym zdaniu już nie było drugiego. Piętno mordercy to jedno, ale ja byłem jak UFO. Nie znałem wartości pieniądza, nie rozumiałem, jak działa internet bezprzewodowy. Pierwsza książka, którą kupiłem to "Komputer dla seniora". Czytaj więcej
A potem przyszło odszkodowanie.
Przyszło po latach. Czesław spełnił dzięki niemu swoje marzenie z dzieciństwa. Kupił katamaran, chce wozić turystów. To dopiero nasz pierwszy rok. Teraz jest na Atlantyku. Cały czas mówi, że chce opłynąć świat dookoła i sprawdzić, czy kula ziemska jest okrągła.
Oczekiwaliście Państwo jednak wyższej kwoty. 15 milionów?
Tak. Ale nie udało się, bo nikt nie potrafił tego ocenić. Czesław musiał napisać, ile wydał na zęby, jaki dom stracił i wiele innych rzeczy. Ale nikt mu nie wróci tych najlepszych lat. Jak go zamknęli miał 33 lata, wyszedł, miał 45. Jak można zapłacić za miłość syna, za zrujnowany dom? Za matkę, która przeszło piekło?
On w ogóle w tym więzieniu nie powinien być. Nie uczył jeździć syna na rowerze, nie czytał mu na dobranoc. Kto za to zapłaci? Powinien być jakiś taryfikator. Może ktoś by wcześniej pomyślał, że jak ma zapłacić milion za jeden rok, to może by się zastanowił, czy to naprawdę chodzi o sprawcę.
Trzy miliony to dużo?
Tak, dla osoby, która ma poukładane życie. Ma rodzinę, pracę, dom, kredyt. Ale dla osoby, która nie ma nic? To jest nic. Mamy nadzieję, że biznes z katamaranem wyjdzie, że będzie stały dochód. Bo pieniądze z odszkodowania kiedyś się skończą.
Myślę, że na pewno jest zagubiony. Że cela jest mu bliższa niż to, co ma teraz. Wszystko jest dla niego nowe. W celi wszystko znał. To jest tak jak z nowościami. Jak się czegoś uczymy, to też nam ciężko. Czy zaczynamy nową pracę, naukę obcego języka. A on ma cale życie. Dla niego musi to być ogromny stres. Duża rola rodziny i prawdziwych przyjaciół, tak jak miał Czesław. Przez pierwszy okres to jest takie trochę prowadzenie za rękę.
Przepraszam, w tym całym dramacie, Państwa historia brzmi z bajki…. Czy Pani mąż w ogóle miał chwile zwątpienia? Musiał szukać pomocy psychologa?
Nie. To bardzo silny człowiek, i fizycznie, i psychicznie. Ogromny optymista, nie znam drugiego takiego, jakim jest mój mąż. Ja przy nim zupełnie się zmieniłam. To on mnie uczy optymizmu. On mi mówi: nie marudź, ciesz się, że słońce świeci. Czesław wie czego chce. On jest jak dąb, zawsze można się na nim oprzeć.