Zdjęcie z roku 2011 wykonane po powrocie grupy polskich prokuratorów z Moskwy. Od lewej siedzą płk Zbigniew Rzepa, gen. Krzysztof Parulski, prokurator generalny Andrzej Seremet, płk Ryszard Filipowicz, ppłk  Karol Kopczyk, mjr Jarosław Sej.
Zdjęcie z roku 2011 wykonane po powrocie grupy polskich prokuratorów z Moskwy. Od lewej siedzą płk Zbigniew Rzepa, gen. Krzysztof Parulski, prokurator generalny Andrzej Seremet, płk Ryszard Filipowicz, ppłk Karol Kopczyk, mjr Jarosław Sej. Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta
Reklama.
Zapłata za Smoleńsk
Praca w smoleńskim zespole śledczym to całkiem intratna posada. Oczywiście wszystko owiane jest tajemnicą, ale wiadomo, że ci, którzy dążą do prawdy, muszą być sowicie wynagradzani – co miesiąc mają otrzymywać grubo ponad 20 tys. zł. O tych szacunkach parę miesięcy temu pisała "Gazeta Wyborcza". Same wynagrodzenia prokuratorów z zespołu to od 18 do 22 tys. zł (w zależności, czy są delegowani z prokuratury regionalnej czy okręgowej). Do tego dochodzą 3 tys. zł za pracę poza miejscem zamieszkania (większość śledczych do zespołu została przydzielona m.in. z Wrocławia, Łodzi czy Lublina) oraz różne dodatki.
Kto dokładnie jest w tzw. zespole śledczym nr 1? O oficjalne informacje nie jest łatwo. Gdy na początku 2016 r. Zbigniew Ziobro dokonał wymiany niemal całego składu, o wszystkim informowano półoficjalnie. Nowe nazwiska szybko poznał wówczas jeden z głównych dziennikarzy dobrej zmiany, Cezary Gmyz. Na Twitterze podał skład zespołu, ale nie pełen – wiadomo, że w gronie tym są też osoby, których dane pozostają tajne.
Czy to wszyscy? Na pewno nie. Ale zacznijmy od tego, który jest nad nimi – to zastępca Zbigniewa Ziobry, prokurator Marek Pasionek. Za "pierwszego PiS-u" był wiceministrem w Kancelarii Premiera podległym koordynatorowi służb specjalnych Zbigniewowi Wassermannowi. W 2010 r., już za rządów koalicji PO-PSL, gdy nastąpiła katastrofa smoleńska był w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej osobą nadzorującą śledztwo smoleńskie. Nadzorował je w kluczowym momencie – przez pierwszy, najistotniejszy, ponad rok dochodzenia.
Sprawa z podwójnym dnem
Dlaczego został odsunięty? Oficjalnie dlatego, że ujawnił tajemnicę służbową. Chodziło o to, że bez wiedzy i zgody przełożonego kontaktował się z przedstawicielami wywiadu w USA – z jednej strony miał prosić Amerykanów o pomoc w śledztwie, z drugiej zaś ujawnić szereg informacji z polskiego dochodzenia. Mówiło się jednak, że w odsunięciu Pasionka jest drugie dno – prokurator miał zamiar bowiem postawić zarzuty ówczesnemu ministrowi obrony Bogdanowi Klichowi oraz Tomaszowi Arabskiemu w wątku dotyczącym organizacji lotu 10 kwietnia 2010 r. A dodatkowo w tle był konflikt prokuratora Pasionka z szefem Naczelnej Prokuratury Wojskowej gen. Krzysztofem Parulskim.
Śledztwo przeciwko Pasionkowi zostało umorzone, a on sam po zmianie władzy powrócił do badania sprawy katastrofy smoleńskiej – tym razem jako zastępca Prokuratora Generalnego. Ponieważ reforma Zbigniewa Ziobry oznaczała m.in. likwidację prokuratury wojskowej. To oznaczało, że tzw. zespół smoleński należało skompletować od nowa, już poza Wojskową Prokuraturą Okręgową w Warszawie. W kwietniu 2016 r. dochodzenie zostało przejęte przez nowy twór – Prokuraturę Krajową. Ale zanim doszło do likwidacji Naczelnej Prokuratury Wojskowej, Antoni Macierewicz wykorzystał ostatnie chwile i pozwolił sobie na małą zemstę.
Misiewicz ogłosił rozkaz
Ponieważ śledczy, którzy dotąd zajmowali się sprawą Smoleńska, mieli stopnie wojskowe, podlegali szefowi MON. Ten zaś postanowił niektórych z nich upokorzyć, wysyłając ich do jednostek wojskowych gdzieś pod ukraińską lub rosyjską granicą. Ówczesny rzecznik ówczesnego ministra obrony wyjaśniał, że prokuratorzy od Smoleńska przede wszystkim są żołnierzami, więc obowiązuje ich rozkaz.
Bartłomiej Misiewicz

Prokuratorzy Naczelnej Prokuratury Wojskowej są przede wszystkim żołnierzami zawodowymi i w związku z tym, oprócz pełnienia funkcji prokuratora muszą być dyspozycyjni, stosownie do zadań stawianych im przez ministra obrony narodowej. Jednocześnie nadmieniam, że z uwagi na szeroko pojęte dobro Sił Zbrojnych RP nie podaje się do publicznej wiadomości szczegółowego przebiegu służby żołnierzy zawodowych.

wypowiedź dla TVN24 z 18.03.16
Informacja o odesłaniu sześciu lub siedmiu prokuratorów do jednostek wojskowych w Hrubieszowie czy Bartoszycach pojawiła się w połowie marca 2016 r. 4 kwietnia oficjalnie Naczelna Prokuratura Wojskowa przestała istnieć, więc i wojskowi śledczy przestali podlegać ministrowi Macierewiczowi. Przeszli pod skrzydła Zbigniewa Ziobry, a ten - przynajmniej dla części z nich - okazał się łaskawy.
Gierki między Ziobrą a Macierewiczem
Na najwięcej łask liczyć mógł najważniejszy w śledztwie – referent podpułkownik Karol Kopczyk. Ta nominacja była bardzo zaskakująca – jakże bowiem prokuratura ma zerwać z dotychczasowym postępowaniem, które było poddawane przez PiS ostrej krytyce, skoro referentem pozostaje ten sam człowiek, co za rządów PO-PSL? Zbigniew Ziobro obsadzając ppłk. Kopczyka w zespole smoleńskim bez wątpienia zagrał na nosie Antoniemu Macierewiczowi.
Pod największą presją ze strony MON znalazło się czterech oficerów, którzy w latach 2010-15 byli twarzami śledztwa: występowali na konferencjach prasowych i udzielali odpowiedzi mediom. Na celowniku Macierewicza znaleźli się: płk Waldemar Praszczyk z Naczelnej Prokuratury Wojskowej, płk Zbigniew Rzepa (również z NPW) oraz ppłk Janusz Wójcik i mjr Marcin Maksjan z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
W kamasze
Praszczyk dostał przydział do 2. Pułku Rozpoznawczego w Hrubieszowie, Rzepa do 2. Brygady Zmechanizowanej w Złocieńcu, Wójcik do 9. Pułku Rozpoznawczego w Lidzbarku Warmińskim, a Maksjan do 10. Brygady Kawalerii Pancernej w Świętoszowie. Przeniesieni śledczy smoleńscy odwołali się od tej decyzji i ostatecznie zostali skierowani do pracy w prokuraturach rejonowych, czyli na najniższym szczeblu. Jeszcze parę miesięcy temu niektóre media informowały, że niektórzy z tych prokuratorów pozostali w wojsku.
logo
Zdjęcie z 2011 r. z konferencji prokuratorów wojskowych po powrocie z Moskwy. Od lewej płk Zbigniew Rzepa, gen. Krzysztof Parulski, prokurator generalny Andrzej Seremet, płk Ryszard Filipowicz, ppłk Karol Kopczyk, mjr Jarosław Sej. Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta
1 marca wysłaliśmy do Prokuratury Krajowej listę 10 prokuratorów, którzy byli w tzw. zespole smoleńskim z prośbą o informację, czy nadal pracują w prokuraturze, a jeśli tak, to w jakiej jednostce. Liczyliśmy, że do 8. rocznicy katastrofy smoleńskiej uda się to ustalić. W gronie tym są nazwiska bardziej i mniej znane z pierwszych konferencji po katastrofie smoleńskiej: Rzepa, Maksjan, Szeląg, Sej, Sawa czy Szeląg. Prośbę o udzielenie odpowiedzi ponawialiśmy wielokrotnie - i drogą mailową, i w rozmowach telefonicznych. W końcu w maju, po ponad dwóch miesiącach oczekiwania, otrzymaliśmy odpowiedź dwuzdaniową podpisaną przez rzeczniczkę Prokuratury Krajowej Ewę Bialik.

Uprzejmie informuję, iż wymienieni przez Pana prokuratorzy, którzy w większości przeszli do rezerwy, pracują w powszechnych jednostkach organizacyjnych prokuratury. Jedynie gen. bryg. rez. Krzysztof Parulski z dniem 31 stycznia 2013 roku został odwołany ze stanowiska prokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej i zwolniony z zawodowej służby wojskowej i nie pracuje w jednostkach organizacyjnych prokuratury.

Ewa Bialik Rzecznik Prasowy Prokuratury Krajowej
Wynika z niej tyle, że żaden z prokuratorów ukaranych przez Antoniego Macierewicza odesłaniem do odległej jednostki wojskowej w armii nie pozostał. Wszyscy, poza gen. Parulskim, nadal pracują w prokuraturze. Ale gdzie konkretnie? Tego rzeczniczka Prokuratury Krajowej nie ujawniła.
Akcja degradacja
Zresztą i sami prokuratorzy związani ze smoleńskim śledztwem wolą raczej, by nie robić wokół siebie rozgłosu. Niektórzy odeszli w stan spoczynku, inni pracują w prokuraturach rejonowych choćby dla Warszawy Śródmieścia czy Mokotowa. Niby nie jest to aż taka taka za prowadzenie śledztwa smoleńskiego nie po myśli obecnej władzy, jaką wymierzył im Antoni Macierewicz, ale i łaskawości też niewiele spotkali. Dla nich to bez wątpienia olbrzymia degradacja - jeszcze niedawno byli na poziomie Prokuratury Krajowej, dziś są na poziomie Prokuratury Rejonowej. Inne zarobki i zupełnie inna skala wyzwań. Miejsce w Prokuraturze Krajowej dziś zaś zajmują inni, ci wymienieni na samym początku, czyli nowi ludzie od Smoleńska: Marek Kuczyński, Krzysztof Schwartz, Robert Bednarczyk i Jerzy Gajewski. Awanse nastąpiły - przełomu w dochodzeniu nie widać.