Sytuacja prokuratora Marka Pasionka jest nie do pozazdroszczenia. Ten 56-letni prawnik, zastępca Zbigniewa Ziobry oddelegowany do sprawy smoleńskiej, znajduje się między młotem a kowadłem. Z jednej strony jest "zamachowa" podkomisja Macierewicza, a z drugiej rzeczywistość, czyli dowody. A Pasionek, kojarzony z PiS, ma opinię dobrego prokuratora.
Pasionek rozpoczął karierę prawniczą w 1989 roku, po studiach na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Zaczynał od prokuratury rejonowej w Gliwicach, by w 1995 roku przejść do prokuratury okręgowej w Katowicach, gdzie zajmował się zwalczaniem przestępczości zorganizowanej. Pięć lat później minister sprawiedliwości powołał go na prokuratora w Prokuraturze Apelacyjnej w Katowicach - tam również zajmował się ściganiem mafii. Tym ministrem, który powołał Pasionka, był Lech Kaczyński.
Śledztwo specjalne
10 lat później Pasionek wszedł w skład zespołu prokuratorów badających śmierć jego i 95 innych osób w katastrofie lotniczej w Smoleńsku. Wcześniej prokurator Pasionek dostał Srebrny Krzyż Zasługi od prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego (na wniosek ministra sprawiedliwości, 2004), a od końca 2005 r. do niemal połowy 2007 r. był podsekretarzem stanu w rządzie PiS za premiera Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego. Czym się zajmował? Był zastępcą Zbigniewa Wassermanna, koordynatora ds. służb specjalnych.
Kilka lat później Wassermann zginął w katastrofie lotniczej w Smoleńsku, a Pasionek, od 5 maja 2010 r. nadzorujący śledztwo smoleńskie, wykorzystał swoje kontakty w służbach, by zainteresować sprawą obcy wywiad. Bez wiedzy swojego zwierzchnika, prokuratora Parulskiego, Pasionek spotkał się z agentem FBI, licząc na to, że ten pomoże mu zweryfikować m.in. hipotezę sztucznej mgły i rozbicia samolotu przez zdalne sterowanie. Za to nieuzgodnione z szefostwem spotkanie został odsunięty od sprawy smoleńskiej. Ostatecznie śledztwo przeciwko niemu zostało umorzone, ale on sam był już znowu tylko szeregowym prokuratorem w prokuraturze wojskowej.
Dobra zmiana dla prokuratora
Wszystko zmieniło się po wyborach wygranych przez PiS w 2015 r. Partia pamiętała o Pasionku - zrobiła z niego zastępcę prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry ds. przestępczości zorganizowanej i korupcji. Jednocześnie od 2016 r. nowa władza powierzyła Pasionkowi nadzorowanie wznowionego śledztwa smoleńskiego. Prokurator w oryginalny sposób uzasadnił decyzję o ekshumowaniu 83 ofiar katastrofy - tych, których ciał bliscy nie skremowali.
W połowie marca 2017 r. prokuratorowi zabrano wszystkie inne zadania - odtąd ma koncentrować się tylko i wyłącznie na ponownym śledztwie ws. katastrofy smoleńskiej. 3 kwietnia Pasionek poinformował, że prokuratura zarzuca rosyjskim kontrolerom umyślne spowodowanie katastrofy polskiego samolotu. Zastrzegł jednak, że to nie wyklucza to prawdziwości innych teorii, choć podkreśla również, że prokuratura o niczym jeszcze nie przesądza.
Duża chmura, mały deszcz
"Powiodła się próba umiędzynarodowienia śledztwa. Sekcje po ekshumacjach prowadzone są przez światowej klasy specjalistów. Ujawniono kolejne nieprawidłowości. Chodzi nie tylko o przypadek zamiany ciał, ale w trumnach znajdują się szczątki innych osób" – mówił na konferencji prasowej prokurator Pasionek. Szumne określenie "umiędzynarodowienie śledztwa" to oddanie próbek zagranicznym laboratoriom, by zweryfikowały badania polskich ekspertów. Sekcje ofiar katastrofy, z ciałami Lecha i Marii Kaczyńskich włącznie, nie przyniosły jak dotąd"zamachowego" przełomu - szczątki noszą ślady obrażeń charakterystycznych dla ofiar wypadku komunikacyjnego.
– Dziwię się, że PiS powierzył to zadanie akurat Pasionkowi. Przecież w 2010 roku sam nadzorował śledztwo smoleńskie, co stawia pod znakiem zapytania jego obiektywizm w tej sprawie. Będzie sam sprawdzał prawidłowość swoich działań? – zastanawia się rozmówca naTemat, związany ze światem lotniczym. Nie dziwi się jednak temu, że mimo sprzeciwu części rodzin prokuratura zarządza kolejne sekcje ofiar katastrofy, choć nie ma żadnych podstaw by wątpić w to, że w Smoleńsku doszło do wypadku. – Prokuratorzy nie chcą powtórzyć błędów poprzedników, którzy nie zbierali dokumentów na oczywistości. Z perspektywy czasu widać, że trzeba było zrobić w Polsce sekcje zwłok tuż po wypadku, ale warto też pamiętać, że znacznie opóźniłoby to pogrzeby – tłumaczy.
Z kolei inna osoba zbliżona do poprzedniego śledztwa, która też prosi o zachowanie anonimowości, ma bardziej radykalne stanowisko na temat nieprawidłowości dotyczących ciał, które wytyka Pasionek. – Czy ci wszyscy, którzy tak się oburzają fragmentami cudzych ciał w trumnach wiedzą, jak wyglądała ta ludzka miazga? I teraz polscy patomorfolodzy mieli przez kilka miesięcy po katastrofie bawić się w układanie puzzli z DNA? Przecież rodziny by ich rozszarpały za to, że nie mogą zrobić pogrzebu, już nie mówiąc o tym, że nawet jeśli by się na to zdecydowano, to i tak nie byłoby to do końca możliwe.
Misja niewykonalna
Prokurator Pasionek podkreśla, że cały czas trwają starania, by odzyskać wrak tupolewa z Rosji, choć - jak sam podkreśla - ten kraj jest trudnym partnerem. Co zrobi, jeśli sprowadzi go do Polski? Plan to zrekonstruowanie samolotu - coś, co zdarzyło się zaledwie kilka razy w historii w przypadkach, gdy nie było innej możliwości ustalenia przyczyny katastrofy (jednym z nich była katastrofa PanAm nad Lockerbie w 1988 r.).
Prokuratorzy chcą także odtworzyć mechanizm powstawania urazów u ofiar katastrofy, a także wskazywać kolejne przypadki zamienionych ciał czy zmieszanych szczątków. Jednak cały czas śledczym towarzyszy polityczna presja. Obecna władza od 7 lat lansuje tezy zamachowe, a dowodów na te rewelacje jak nie było, tak nie ma. Sam Pasionek przyznaje, że polityka wkradła się do śledztwa smoleńskiego tuż po katastrofie. Pytanie brzmi, czy sam pozostanie prokuratorem, czy podryfuje w stronę zaspokajania partyjnych interesów.
W Ameryce do dzisiaj zastanawiają się, ile osób strzelało do Kennedy'ego, czy samoloty naprawdę uderzyły w World Trade Center i czy Neil Armstrong wylądował na Księżycu.