Wiemy już z szumnych komunikatów Ministerstwa Edukacji Narodowej, że w szkołach jest świetnie. Reforma idzie pełną parą i choć całe rodziny rwą włosy z głowy ministerstwo i tak nigdzie nie widzi problemów. Dzieciakom krzywda się nie dzieje, nauczyciele nie tracą pracy, nie ma żadnych zwolnień. Tylko jakimś cudem i rodzice, i nauczyciele, co chwila odkrywają niechciane skutki reformy. Na przykład młodzi nauczyciele niektórych podstawówek właśnie się skarżą, że mogą stracić pracę. Bo odgórnie kazano zatrudniać nauczycieli z wygaszanych gimnazjów.
Paweł M. drugi rok pracuje jako nauczyciel w szkole podstawowej. I twierdzi, że w związku z reformą edukacji może stracić pracę. Nie dlatego, że dyrekcja jest niezadowolona z jego wyników, że nie sprawdza się, czy brakuje etatów. Jego zdaniem to przez polecenia z góry, które zakładają zastąpienie nauczycieli młodych, pracujących na czas określony tj. do 31 sierpnia, pracownikami z wygaszanych gimnazjów.
– Mieliśmy zebranie rady pedagogicznej, na którym pani dyrektor powiedziała, że odgórnie dostała zalecenie przyjęcia wszystkich nauczycieli z wyższym stażem, którzy będą zmieniali szkołę z wygaszanych gimnazjów. Ci, którzy kończą pracę w gimnazjach, muszą znaleźć pracę w podstawówkach. Jedynie nauczyciele zatrudnieni na czas nieokreślony mogą spać spokojnie – mówi naTemat.
Zapytał na FB, jak jest w innych szkołach
On, niestety, do nich nie należy i podkreśla, że właściwie już dziś czuje się, jakby był bez pracy. – Pani dyrektor zapewniła, że na razie nie ma powodów do obaw, na tę chwilę mam etat. Ale powiedziała wprost, że w przyszłym roku pracy może już nie być i najlepiej jakbym już teraz rozglądał się za nową. Jeśli w mojej szkole pojawi się nauczyciel, który przyjdzie z wygaszanego gimnazjum, oraz będzie posiadał stopień nauczyciela mianowanego lub dyplomowanego, automatycznie zajmuje moje miejsce oraz miejsce innych stażystów czy nauczycieli kontraktowych – tłumaczy.
Zaniepokojony sytuacją, zamieścił post na grupie nauczycielskiej na Facebooku. Zapytał, czy inni młodzi nauczyciele są w podobnej sytuacji.
Jak twierdzi, u niego w szkole na Radzie Pedagogicznej informacja wywołała ogólne zdziwienie. Okazuje się, że nauczyciel może się sprawdzać, uczniowie go uwielbiają, jest powszechnie doceniany, ale w tym momencie może nie mieć to żadnego znaczenia, przyjdzie ktoś nieznany dla środowiska nauczycieli, uczniów i rodziców. – Wszyscy rozłożyli ręce – mówi o radzie, gdzie usłyszał taką informację.
"Tak, to efekt reformy"
Pod jego wpisem nauczyciele piszą, że to "efekt durnej reformy". "Niestety tak jest wszędzie, najpierw lecą ci na zastępstwie, potem na czas określony, potem od najniższego stażu, dobry dyrektor coś wykombinuje, taki co się boi wszystkiego lub mu nie zależy niestety już nie" – komentuje jedna z nich. Ktoś inny pisze, że rok temu stracił pracę w taki sam sposób. I jeszcze taki wpis: "Tak jest , możecie podziękować pani Zalewskiej za to jeśli stracicie pracę".
– Tak, to jest efekt reformy. Cały czas mamy rozciągnięte w czasie skutki reformy. W tej chwili dotykają nauczycieli szkół podstawowych, w przyszłym roku dotkną rodziców podwójnego rocznika, który będzie ubiegał się o miejsca w liceach – reaguje w rozmowie z naTemat Urszula Kruczek, prezes ZNP w Świebodzicach, rodzinnym mieście minister Anny Zalewskiej.
Potwierdza, że to, o czym mówi pan Paweł, jest możliwe. – Może się tak zdarzyć, że jeśli jest nauczyciel, który ma umowę na czas określony – najczęściej stażysta lub kontraktowy – to umowa nie zostanie przedłużona, a zostanie zatrudniony nauczyciel gimnazjum. Pierwszeństwo mają nauczyciele gimnazjów likwidowanych, gdyż gmina stara się zapewnić im zatrudnienie. Nie ma odgórnych zaleceń w tej kwestii, nie było żadnego oficjalnego pisma, ale gminy mogą takie decyzje podejmować, gdyż zostało obiecane, że nauczyciele gimnazjów będą mieć zatrudnienie – tłumaczy nam Urszula Kruczek.
Potwierdza też, że nawet wtedy, gdy młody nauczyciel ma świetne wyniki, nauczyciel z gimnazjum i tak ma pierwszeństwo.
"Niestety, usłyszałam to samo" Na wpis pana Pawła prywatnie zareagowała jedna z nauczycielek, która niedawno w swojej szkole usłyszała podobne słowa. Pani Agnieszka uczy pierwszy rok w jednej ze szkół podstawowych na zachodzie Polski. "Niestety tak jak u pana Pawła, usłyszałam, że pierwszeństwo do godzin, które mam w tej chwili, mają nauczyciele z wygaszanego gimnazjum. Jeśli się tacy nie znajdą – zostanę....Ale w mojej szkole pierwszeństwo mają nauczyciele z gimnazjów" – odpisała na nasze zapytanie. Jej zdaniem to nie dyrekcja o tym decyzje, tylko zarząd gminy. "Wielu nauczycieli jest w takiej samej sytuacji" – napisała.
Z ich relacji wynika, że na młodych nauczycieli padł blady strach. Pan Paweł M. mówi, że swoją pracę uwielbia. Zanim dostał się do tej szkoły, składał dokumenty w wielu innych. Pracę w edukacji znalazł dopiero po 4 latach od ukończenia studiów. Na własnej skórze odczuł, że pracy dla młodych nauczycieli za bardzo nie ma.
"Mam nadzieje, ze nikt nie znajdzie się na moje godziny i będę miała możliwość nadal pracować, gdyż zrobiłam studia kierunkowe, ze specjalizacją nauczycielską. Nie robię nawet awansu – gdyż nie mam na tyle godzin” – pisze nam pani Agnieszka. Prosi o zachowanie anonimowości. Twierdzi, że gdy w ubiegłym roku szukała zatrudnienia, to wszędzie dyrekcja mówiła jej, że czekają na znak czy nauczyciele z gimnazjów mają pracę. Jeździ teraz po szkołach w poszukiwaniu godzin pracy, ale wszędzie słyszy to samo.
"Nikt nie będzie zwolniony"
Żeby było zabawniej, nikt przy takim rozwiązaniu nikogo nie zwalnia, tylko nie przedłuża umowy. A co za tym idzie, statystyki na temat potencjalnie zwalnianych nauczycieli, pozostają nienaruszone.
– Nauczyciel, któremu nie przedłuży się umowy, nie jest liczony jako nauczyciel, który stracił pracę. Po prostu wygasa mu umowa. Młodzi nauczyciele zatrudnieni na czas określony to spora grupa, która nie znajduje się w żadnej statystyce. Dlatego ministerstwo może potem powiedzieć, że nic nie wie o żadnych zwolnieniach. Ich po prostu nie ma. Kończy się okres zatrudnienia i ci nauczyciele wypadają ze statystyk. Bo de facto nie zostali zwolnieni – uważa Urszula Kruczek
Na to również zwracają uwagę nasi rozmówcy. – Myślę, że do mediów będzie podawana informacja, że ci nauczyciele, którzy pracowali w gimnazjach, przeszli do podstawówek, natomiast w podstawówkach nikt nie stracił pracy. Umowa wygasa, nikt nie jest zwolniony. Tłumaczenie sytuacji w mediach będzie następujące: I tak nie planowaliśmy podpisać z panem umowy, chcieliśmy poszukać kogoś innego na pana miejsce. Zapewne dla opinii publicznej tak będzie wyglądała przekazana informacja – mówi pan Paweł.
Pani Agnieszka: "Wydaje mi się, że w związku ze zmianą reformy oświaty, chcą udowodnić, że żadnen z naczycieli gimnazjów nie stracił pracy".
Nie chcą płacić odpraw
Dyrektorzy szkół niechętnie o tym mówią. – W ubiegłym roku były wytyczne, żeby przyjąć zwolnionego nauczyciela z zewnątrz kosztem mojego nauczyciela stażysty, mimo że na przykład jestem zadowolony z jego pracy, a on chciałby dalej u nas pracować – mówi nam dyrektor jednej z podstawówek w województwie mazowieckim. Akurat on nie miał takiego dylematu, żaden nauczyciel z gimnazjum do niego się nie zgłosił. W tym roku nie słyszał o żadnych nowych zaleceniach, ale podkreśla, że jakby były to nie będzie ich słuchał. Bo nie będzie zatrudniał kogokolwiek skoro ma świetną kadrę.
Po co to wszystko? – Nie chcą płacić odpraw gimnazjalnym nauczycielom. To jasne – odpowiada.
Nauczyciele, z którymi rozmawiamy, twierdzą, że zalecenia przyszły z gminy. Ale najwyraźniej nie pojawiły się w każdej. Wójt Starych Babic, którego prosimy o opinię, jest wręcz oburzony taką praktyką. – Ja się brzydzę zakulisowymi naciskami. Nie mogę ręczyć za wszystkich. Ale nie wierzę, by którykolwiek z kolegów, których znam bliżej, coś takiego zrobił – mówi na Temat Krzysztof Turek.
Sytuacja patowa
Wydaje się, że nie ma tu złotego środka. Sytuacja wydaje się totalnie patowa – przynajmniej tam, gdzie pojawiły się takie zalecenia. Żal i jednych, i drugich. Każdy walczy o pracę. Jednym na starcie podcina się skrzydła.
– Tak, jest to sytuacja patowa. I bardzo niedobre rozwiązanie. Nauczyciele z gimnazjów znajdują się w klinczu. Mogą starać się też o pracę w liceach, ale organem prowadzącym dla podstawówek i gimnazjów jest gmina, a dla szkół średnich starostwo. I każdy organ pilnuje swoich. Dlatego jeśli gmina chce ich zatrudnić, to pracę będą tracić nauczyciele zatrudnieni na czas określony w szkołach podstawowych – tak to widzi Urszula Kruczek.
Z nauczycielem pracującym w tej szkole do 31 sierpnia umowy już nie podpiszą, o czym możemy dowiedzieć się nawet ostatniego dnia wakacji. Pani dyrektor ma obowiązek przyjąć obcego dla niej nauczyciela z wygaszanego gimnazjum.