
Wiemy już z szumnych komunikatów Ministerstwa Edukacji Narodowej, że w szkołach jest świetnie. Reforma idzie pełną parą i choć całe rodziny rwą włosy z głowy ministerstwo i tak nigdzie nie widzi problemów. Dzieciakom krzywda się nie dzieje, nauczyciele nie tracą pracy, nie ma żadnych zwolnień. Tylko jakimś cudem i rodzice, i nauczyciele, co chwila odkrywają niechciane skutki reformy. Na przykład młodzi nauczyciele niektórych podstawówek właśnie się skarżą, że mogą stracić pracę. Bo odgórnie kazano zatrudniać nauczycieli z wygaszanych gimnazjów.
On, niestety, do nich nie należy i podkreśla, że właściwie już dziś czuje się, jakby był bez pracy. – Pani dyrektor zapewniła, że na razie nie ma powodów do obaw, na tę chwilę mam etat. Ale powiedziała wprost, że w przyszłym roku pracy może już nie być i najlepiej jakbym już teraz rozglądał się za nową. Jeśli w mojej szkole pojawi się nauczyciel, który przyjdzie z wygaszanego gimnazjum, oraz będzie posiadał stopień nauczyciela mianowanego lub dyplomowanego, automatycznie zajmuje moje miejsce oraz miejsce innych stażystów czy nauczycieli kontraktowych – tłumaczy.
Z nauczycielem pracującym w tej szkole do 31 sierpnia umowy już nie podpiszą, o czym możemy dowiedzieć się nawet ostatniego dnia wakacji. Pani dyrektor ma obowiązek przyjąć obcego dla niej nauczyciela z wygaszanego gimnazjum.
Pod jego wpisem nauczyciele piszą, że to "efekt durnej reformy". "Niestety tak jest wszędzie, najpierw lecą ci na zastępstwie, potem na czas określony, potem od najniższego stażu, dobry dyrektor coś wykombinuje, taki co się boi wszystkiego lub mu nie zależy niestety już nie" – komentuje jedna z nich. Ktoś inny pisze, że rok temu stracił pracę w taki sam sposób. I jeszcze taki wpis: "Tak jest , możecie podziękować pani Zalewskiej za to jeśli stracicie pracę".
Żeby było zabawniej, nikt przy takim rozwiązaniu nikogo nie zwalnia, tylko nie przedłuża umowy. A co za tym idzie, statystyki na temat potencjalnie zwalnianych nauczycieli, pozostają nienaruszone.
Dyrektorzy szkół niechętnie o tym mówią. – W ubiegłym roku były wytyczne, żeby przyjąć zwolnionego nauczyciela z zewnątrz kosztem mojego nauczyciela stażysty, mimo że na przykład jestem zadowolony z jego pracy, a on chciałby dalej u nas pracować – mówi nam dyrektor jednej z podstawówek w województwie mazowieckim. Akurat on nie miał takiego dylematu, żaden nauczyciel z gimnazjum do niego się nie zgłosił. W tym roku nie słyszał o żadnych nowych zaleceniach, ale podkreśla, że jakby były to nie będzie ich słuchał. Bo nie będzie zatrudniał kogokolwiek skoro ma świetną kadrę.
Wydaje się, że nie ma tu złotego środka. Sytuacja wydaje się totalnie patowa – przynajmniej tam, gdzie pojawiły się takie zalecenia. Żal i jednych, i drugich. Każdy walczy o pracę. Jednym na starcie podcina się skrzydła.
