24-letni Kuba Hartwich i 22-letni Adrian Glinka są twarzami sejmowego protestu osób niepełnosprawnych i ich opiekunów. Sami poruszają się na wózkach i są uzależnieni od pomocy rodziców, ale postanowili stanąć w obronie praw osób niepełnosprawnych. Są głosem tych, którzy mówić nie mogą. – Nie zależy mi na tym, żeby być bohaterem. Chciałbym zawalczyć o grupę osób niepełnosprawnych – podkreśla Kuba. Adrian dodaje: – Jesteśmy zmęczeni, ale determinacja jest coraz większa. Czujemy, że to wszystko pęka i jesteśmy coraz bliżej celu.
1. maja, czyli 14. dzień protestu osób niepełnosprawnych i ich opiekunów. Na ich twarzach widać już zmęczenie. Zdarza się, że nerwy im puszczają. Wsparcia i siły dodają im zbierający się przed Sejmem ludzie. Na wózku wyjeżdża do nich Adrian. Pozwolono mu podjechać do szlabanu. Chce podziękować za to, że przyszli. – Kiedy myśli się o tym, żeby zrezygnować z tego protestu, a potem widzi się te osoby przed Sejmem, to wiem, że robimy to po coś. Wiele osób nas popiera i jest z nami – przyznaje 22-latek.
Zgromadzeni wykrzykują: "Adrian, Kuba, Adrian, Kuba". Ci dwaj niepełnosprawni mężczyźni stali się symbolem walki o godne życie. Nie wstydzą się dziennikarzy, nie boją polityków. Argumentami, które zamykają usta ministrom, sypią jak z rękawa. – Oni są głównymi bohaterami tego całego protestu. To są bardzo świadomi, mądrzy, wrażliwi, wyjątkowi. Ale czują się bardzo poniżeni – stwierdza posłanka Nowoczesnej, Joanna Scheuring-Wielgus. Choć nikt przecież ich nie zmusza, by okupowali wraz z rodzicami Sejm. – Zarówno Kuba, jak i Adrian sami zdecydowali, że chcą być tutaj i walczyć o godne życie, nie tylko swoje, ale i innych – mówi nam Iwona Hartwich, mama Kuby.
Czego się domagają protestujący? Najbardziej zależy im na dwóch postulatach. Chcą, by zrównana została renta socjalna z najniższą rentą ZUS i by wprowadzono dodatek rehabilitacyjny w wysokości 500 złotych miesięcznie dla osób niepełnosprawnych, także pełnoletnich. Ostatecznie, protestujący zdecydowali się na ustępstwa. I zaproponowali, by rząd wypłacał niepełnosprawnym najpierw 300 złotych dodatku rehabilitacyjnego i by później tę kwotę podniósł o kolejne 100 złotych (w styczniu i czerwcu przyszłego roku).
"Moje ukłony dla prawdziwych twardzieli"; "Ci chłopcy są milion razy więcej warci niż premier, każdy z ministrów i prezydent razem wzięci" – czytamy na Twitterze. Internauci biją Kubie i Adrianowi wirtualne brawa. Dziennikarzom łzy napływają do oczu, kiedy ci wychodzą na konferencjach i muszą tłumaczyć, że nikt nie namawiał ich do tego protestu i że tych 500 złotych renty socjalnej (ich pierwszy i najważniejszy postulat) nie wydaliby na głupoty. Wiedzą, że to inwestycja w ich przyszłość. A te pieniądze pomogą im się usamodzielnić. I gdy zabraknie rodziców, to pozwolą żyć poza domem pomocy społecznej. Tego obaj najbardziej się boją.
Wojownicy
5. maja, dzień Walki z Dyskryminacją Osób Niepełnosprawnych, minister Elżbieta Rafalska wybrała, by wezwać niepełnosprawnych i ich opiekunów do zakończenia protestu. – Zapraszamy panią minister na rozmowy o konkretnym postulacie, o dojściu do tej kwoty (500 złotych renty socjalnej – red.). Proszę nas więcej nie pomijać. Dzisiaj jest Międzynarodowy Dzień Godności Osób Niepełnosprawnych. Naprawdę fajnie by było w końcu konstruktywnie porozmawiać, dojść do kompromisu i zakończyć ten protest – apelował Kuba. Później Adrian mówił dziennikarzom, że jest mu smutno, iż państwo kłamie im prosto w oczy. – Źle jesteśmy traktowani i pora to zmienić – podkreślał.
Kuba i Adrian są już bardzo zmęczeni – od 21 dni śpią na posadzce i mieszkają na sejmowym korytarzu. Ale nie zamierzają się stąd wyprowadzać, dopóki nie dostaną od rządu gwarancji, że co miesiąc będą otrzymywać 500 złotych renty (chodzi o gotówkę, a nie pomoc rzeczową). Ale póki co, docierają do nich takie głosy, jak ten Michała Dworczyka, że nie dostaną tych pieniędzy, bo to mogłoby "doprowadzić do nadużyć". Czy ten Marka Suskiego, że przecież na początku chcieli tylko na rehabilitację, a teraz "domagają się żywej gotówki, by pójść do kina czy na basen". – Negocjacje są trudne, praktycznie jednostronne. Bo nam się nie chce pomóc i dać tych 500 złotych. Nie chce się z nami rozmawiać. Rządzący przynoszą jakieś projekty, by dać nam pomoc rzeczową. Przecież my i nasi opiekunowie jesteśmy osobami, które mądrze tymi pieniędzmi będą zarządzać – zapewnia Kuba.
Doskonale wiedzą, że te zaledwie symboliczne 500 złotych pomogłoby im się usamodzielnić. Nie chcą po śmierci rodziców wylądować w DPS-ach. – Chodzi o to, by wynająć sobie asystenta, opiekunkę, normalnie żyć – tłumaczy Kuba. – Te pieniążki nie byłyby wydawane na głupoty, tylko na lepszą egzystencję – wtóruje mu Adrian. Na co konkretnie wydałby tę rentę? – Na pewno nie na przysłowiowe szpilki, których i tak nie mogę założyć – śmieje się Adrian. I wylicza już zupełnie na poważnie: – Wiadomo, opłaty. Na więcej rehabilitacji, na asystenta, na coś, co mogę zrobić dla siebie, np. na wyjście do kina, na uspołecznianie się. Nie chcemy siedzieć samotnie w domu – mówi Adrian.
Poeta, marzy o rodzinie
– Adrian jest wrażliwą duszą. Interesuje go poezja śpiewana – zdradza Joanna Scheuring-Wielgus. – Poezja obejmuje cząstkę mojego życia. Piszę wiersze, ale na razie do szuflady – mówi nam nieśmiało 22-latek, który porusza się na wózku. Ma nadzieję, że kiedyś będzie miał na tyle odwagi, by je z niej wyciągnąć i komuś pokazać. – Na pewno będę chciał opisać, co się dzieje tutaj, w Sejmie – zaznacza. Ale oprócz poezji, Adrian uwielbia siatkówkę. – Ta dyscyplina była pierwszą moją miłością, poza dziewczyną – mówił w nagraniu na Facebooku.
Poznali się w szkole, w której Adrian jest przewodniczącym samorządu. – Uczymy się w niej, jak się ubrać, ugotować, posprzątać – tłumaczy nam. Ale na tym nie koniec jego aktywności. Do listy jego codziennych zajęć należy jeszcze dopisać: harcerstwo, siłownię i fundację. – Ta fundacja ma motywować osoby smutne, niepełnosprawne – wyjaśnia. I z tym chciałby też związać swoją przyszłość. – Mam nadzieję, że skończę kierunek motywatora osób słabszych, niepełnosprawnych – podkreśla. I dziękuje, gdy prawię mu komplement, że dobry z niego mówca.
Adrian przestał już marzyć o tym, że zacznie chodzić. Ale bardzo chciałby kiedyś wyjechać z rodzinnego Olsztyna do Egiptu i Rzymu. – Nigdy nie leciał samolotem, a bardzo by chciał – zdradza Scheuring-Wielgus. Ale największe marzenie Adriana to założenie rodziny. –
Chciałbym mieć żonę i chociaż jedno szczęśliwe dziecko, zdrowe przede wszystkim – mówi z radością w głosie. Bo w ogóle rodzina, czyli mama i bracia, są dla niego najważniejsi. – Adrian jest bardzo związany z mamą, bo to ona sama go wychowywała. Ma jeszcze dwóch starszych braci – mówi nam posłanka Nowoczesnej.
I mężczyzna bardzo boi się, co będzie, gdy zostanie na świecie sam. – Mama jest taką moją wskazówką, która jest ze mną na co dzień i pokazuje mi, w którą stronę mam iść. Boję się, że kiedyś mogę zostać sam. Wiem, że będę musiał sobie z tym poradzić. Mam przyjaciół, choć to na pewno nie będzie to samo – dodaje Adrian.
Uwielbia walki MMA, chciałby spotkać Nawałkę
Kiedy na szklanym ekranie pojawia się Adrian, to pewne, że zaraz obok zobaczymy Kubę. Mężczyzna za dwa miesiące skończy 24 lata. Jest zaprawiony w boju – wspólnie z mamą – Iwoną Hartwich – przez 17 dni okupował Sejm już cztery lata temu. – To była nasza wspólna decyzja, by i teraz przyjechać do Warszawy i protestować. Nie mogłabym na siłę Kuby zaprowadzić do Sejmu, żeby protestował – mówi nam Iwona Hartwich.
Kuba cierpi na czterokończynowe porażenie mózgowe. Ma za sobą sześć operacji i porusza się na wózku. – Nie chodzi, nie jest samodzielny. W tych czynności dnia codziennego, muszę mu pomagać. Jestem jego rękoma, nogami – opowiada jego mama.
Iwona Hartwich jest bardzo dumna z syna i podkreśla, że to bardzo mądry facet. O tym mogliśmy przekonać się już wiele razy. Dyskutuje jak równy z politykami. Skończył liceum, ale do matury nie podszedł. Wszystko przez matematykę, która nie jest jego najmocniejszą stroną. W szkole nieraz spotkał się z dyskryminacją.
Kuba ma wiele pasji i marzeń. – Interesuję się sztukami walki, MMA, piłką nożną – mówi nam 24-latek. – Jeszcze nigdy nie był na Stadionie Narodowym, ale jeśli chodzi o KSW, to mąż zawsze stara się gdzieś z nim pojechać – dodaje Iwona Hartwich. – Chciałbym spotkać selekcjonera Adama Nawałkę i pojechać na mecz reprezentacji – rozchmurza się, kiedy o tym opowiada. Ale na tym nie koniec marzeń. Ma jeszcze jedno: – Marzę o tym, żeby w przyszłości państwo mnie tak wsparło, bym nie musiał się martwić o to, co będzie jak zabraknie moich rodziców. Żebym mógł założyć rodzinę i spokojnie sobie żyć – tłumaczył w filmie na Facebooku.
Kuba doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że już zawsze będzie potrzebował wsparcia. – Rzecz, której w życiu najbardziej się w życiu boję, to to, co będzie, jak naszych rodziców zabraknie. Z tym też wiązana jest ta moja walka w Sejmie – mówi Kuba. I nie odpuści, dopóki rząd się nie ugnie.
Cieszę się, że mogę mieć tę drugą połowę, aczkolwiek jeszcze takich wielkich deklaracji nie ma. Próbujemy, docieramy się.
Adrian Glinka
Harcerstwo mnie uczy pokory i tego, że jednak nie jest się niepełnosprawnym , to jest kwestia ułożenia sobie w głowie. I walki samym z sobą. Znajduję chwilę na siłownie. Pokazuję, że osoba niepełnosprawna może być pozytywnym wariatem.
Jakub Hartwich
w filmie zamieszczonym na FB
Codzienność: Wstajemy, jemy śniadanie, no i myjemy się. Rehabilitacja. Oglądam trochę seriali, serfuję po internecie. Wychodzimy na spacer. Ale są też dni, że jeżdżę na imprezy KSW . To są takie niezapomniane chwile.
Jakub Hartwich
W gimnazjum mi dokuczali i kazali powtarzać "jestem niepełnosprawny, jestem niepełnosprawny".
Iwona Hartwich
mama Kuby
Kuba chciałby poznać kogoś fajnego, w przyszłości założyć rodzinę, usamodzielnić się tak mocno, by nie być w tym przysłowiowym DPS-ie.