Ponad 5 lat od postawienia zarzutów – jest wyrok. Sąd uznał, że prof. Uniwersytetu Wrocławskiego, socjolog Piotr Ż. ani nie gwałcił studentek, ani nie próbował gwałcić, ani nie składał im seksualnych propozycji. W uzasadnieniu wyroku sąd przyznał, że oskarżenia wobec wykładowcy zostały spreparowane przez kobietę, która chciała ukryć zdradę przed swoim partnerem. Sam profesor, gdy tylko sprawa wypłynęła, sugerował, że za wszystkim mogą stać służby specjalne, bo odmówił on współpracy z nimi.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Spośród 29 stawianych wykładowcy zarzutów, wrocławski sąd uznał 7 za zasadne i skazał go na karę grzywny w wysokości 8 tys. zł. Zarzuty te dotyczyły uzależniania przez profesora lepszej oceny od tego, czy studentka się z nim spotka. Pozostałe zarzuty dotyczące m.in. udziału w gwałcie zbiorowym czy gwałcenia studentek sąd uznał za pomówienia – relacjonuje "Gazeta Wrocławska".
Poszkodowana z nieformalnego związku Piotr Ż. to osoba doskonale znana we Wrocławiu. W 2013 r., gdy padło wobec niego oskarżenie, był nie tylko nauczycielem akademickim Instytutu Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego, ale również lokalnym radnym SLD. Sprawa zaczęła się od zawiadomienia, które złożyła kobieta, która planowała doktorat na uczelni. Według jej wersji, miała zostać zgwałcona przez profesora Ż. i jego znajomego (on też został uniewinniony w zakończonym właśnie procesie).
Później okazało się, że sprawa jest dość mocno zawikłana – oskarżająca profesora kobieta, to jego była partnerka, z którą był w nieformalnym związku. Jej stałym partnerem był zaś mężczyzna, który odkrył korespondencję między kochankami. A że miał wśród znajomych emerytowanych policjantów, to sprawa trafiła do organów ścigania. Kobieta - jak dowiódł sąd - wymyśliła gwałt, aby wytłumaczyć się przed swoim partnerem z relacji z kochankiem z uniwersytetu.
Nie seksualne propozycje, lecz korupcja
Sąd od początku z dystansem podchodził do rewelacji rzekomej poszkodowanej. Gdy w 2013 r. prokuratura wnioskowała o aresztowanie naukowca, ten zdecydował, że profesor może czekać na proces na wolności i nie uwzględnił zażalenia w tej sprawie. Adwokat Piotra Ż. podkreślił, że policja przesłuchała aż 3 tys. studentek profesora socjologii i tylko w siedmiu przypadkach uznał, że doszło do przestępstwa, ale o zupełnie innym charakterze.
Zdaniem sądu w siedmiu przypadkach profesor Ż. uzależnił studentkom zaliczenie przedmiotu lub postawienie wyższej oceny od tego, czy się z nim spotkają. Sąd uznał to za żądanie korzyści osobistej i wymierzył karę grzywny w wysokości 8 tys. zł. Te żądania miały brzmieć: "Mam czytać pracę, czy da mi pani swój telefon?", "będzie czwórka, ale pójdziemy na kawę" lub "możemy to w inny sposób załatwić".