Właściwie zawsze jest w cieniu. Niemal nigdy nie zabiera publicznie głosu. Gdy na gali 5-lecia istnienia Telewizji Republika przyszło mu odczytać list od Jarosława Kaczyńskiego, tremę było widać i słychać – co chwilę zdarzały mu się językowe potknięcia. Kim jest Krzysztof Sobolewski, którego we wtorkowy wieczór spotkał niezwykły zaszczyt reprezentowania samego prezesa PiS? Jego partyjna kariera jest raczej dość niezwykła.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Gdy zerkniemy na profil Krzysztofa Sobolewskiego na Twitterze, można odnieść wrażenie, że polityk nie robi właściwie nic innego, tylko na okrągło siedzi w mediach społecznościowych. Własnych wpisów zamieszcza raczej niewiele. Najczęściej jedynie podaje dalej partyjne komunikaty z centrali PiS, z różnych ministerstw oraz od poszczególnych posłów. Często też publikuje wpisy dotyczące sportu.
W środowy poranek i przedpołudnie Sobolewski na Twitterze podał dziesiątki wpisów – a to Patryka Jakiego, a to Beaty Mazurek, a to Marcina Horały. Nie zamieścił natomiast żadnego tweeta dotyczącego wydarzenia z poprzedniego wieczora. Może zdawał sobie sprawę, że wypadł na nim nie najlepiej? Z okazji 5. rocznicy rozpoczęcia nadawania Telewizji Republika odbyła się gala, na której ogłoszono nazwiska laureatów nagród m.in. Jana Pietrzaka (kategoria "Kultura"), Antoniego Macierewicza (nagroda widzów), Mateusza Morawieckiego (kategoria "Polityk") czy Victora Orbana ("Przyjaciel Polski").
Kto by pomyślał
Statuetkę "Osobowości 5-lecia" otrzymał Jarosław Kaczyński. Prezes PiS rzecz jasna nie mógł jej odebrać osobiście, od dłuższego czasu przebywa bowiem w szpitalu. Musiał go ktoś zastąpić. Kto? Wydawałoby się, że naturalnym byłoby, aby w imieniu Jarosława Kaczyńskiego nagrodę odebrał nr 2 w PiS Joachim Brudziński, blisko związany z prezesem Mariusz Błaszczak czy też rzeczniczka partii Beata Mazurek. Można było sobie wyobrazić wiele osób na tym miejscu, ale o Krzysztofie Sobolewskim raczej pomyślał mało kto.
– Szanowni państwo, bardzo dziękuję w imieniu pana prezesa. Z wiadomych państwu powodów nie ma pana prezesa wśród nas – zaczął Sobolewski z wyraźnym onieśmieleniem. Gdy odczytywał list od Jarosława Kaczyńskiego, zdarzało mu się zjadać słowa, gubiąc sens zdań lub je przekręcać. W przemówieniu pojawił się choćby "okres wyznaczony cenzurami" zamiast cezurami, był establishment, któremu się wydawało, że "raz na zawszę posiadł monopol na prawdę", już nie wspominając o "cigodnej kapitule".
– Jestem głęboko przekonany, że historię powstania i funkcjonowania Telewizji Republika, tak zresztą jak i wielu, wielu innych przedsięwzięć nie firmowanych przez siły głównego, można właśnie wpisać w tą piękną tradycję zmagań o niezawisłe myślenie i niezależną informację – napisał Jarosław Kaczyński do władz i widzów Telewizji Republika.
Dlaczego ten list odczytywał właśnie Krzysztof Sobolewski? W końcu nie jest ani ministrem, ani nawet posłem. Jest jedynie radnym i to nie miejskim, lecz dzielnicowym – zasiada w Radzie warszawskiej dzielnicy Śródmieście. Nie pełni przy tym w radzie żadnej istotnej funkcji, choćby we władzach klubu – jest wyłącznie szeregowym radnym. Znacznie istotniejszą rolę Krzysztof Sobolewski odgrywa w biurowcu przy Nowogrodzkiej, ale po kolei.
Od Kuchcińskiego po Brudzińskiego
40-letni Krzysztof Sobolewski pochodzi z Radymna – niedużego miasta koło Przemyśla, w pobliżu granicy z Ukrainą. W Lublinie ukończył prawo administracyjne na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej. Do polityki trafił poprzez gabinet Marka Kuchcińskiego. Gdy mieszkał na Podkarpaciu, pracował w biurze poselskim obecnego marszałka Sejmu. Za pierwszego rządu PiS, w latach 2005-2007, Sobolewski był doradcą wojewody podkarpackiego Dariusza Iwaneczki (obecnie dyrektora IPN w Rzeszowie, zwolennika zburzenia pomnika nazywanego przez mieszkańców, excusez-moi, Wielką Cipą).
Niedługo potem Krzysztof Sobolewski przeprowadził się do Warszawy, gdzie po cichu, ale skutecznie, piął się po szczeblach partyjnej kariery. Choć gdy przyszło mu się zmierzyć z oceną wyborców, to wypadł blado. W 2010 r. starał się o mandat radnego w sejmiku województwa mazowieckiego, ale start okazał się porażką. Dopiero 4 lata później udało mu się zdobyć mandat radnego stołecznej dzielnicy Śródmieście. W strukturach partyjnych osiągnął jednak o wiele więcej. Był m.in. dyrektorem biura organizacyjnego w centrali Prawa i Sprawiedliwości, sekretarzem Rady Politycznej, a co najistotniejsze – był pełnomocnikiem wyborczym PiS od wielu lat.
Jeden z "siedmiu wspaniałych"
W 2015 r., gdy Prawo i Sprawiedliwość odniosło wyborczy sukces, Jarosław Kaczyński w swoim pierwszym powyborczym przemówieniu wymienił zaledwie siedem osób, dziękując im za przyczynienie się do zwycięstwa. Nazwisko Sobolewskiego padło obok nazwisk takich politycznych wyjadaczy jak Stanisław Karczewski, Joachim Brudziński czy Mariusz Błaszczak.
Działania Sobolewskiego zostały docenione – w styczniu 2018 r. został przewodniczącym Komitetu Wykonawczego PiS, czyli kimś w rodzaju sekretarza generalnego partii. Na tym stanowisku zastąpił Joachima Brudzińskiego, który musiał złożyć rezygnację. Nie jest zresztą tajemnicą, że to Brudzińskiemu Sobolewski zawdzięcza swoją karierę – on sam zaraz po wyborze przyznał, że to dzięki Brudzińskiemu "jest tutaj, gdzie jest".
W ten sposób obecny szef MSWiA zachował kontrolę nad wszystkim istotnym, co się dzieje w partii. A Sobolewski czuwa teraz nad tym, co najistotniejsze – nad przygotowaniami do wyborów samorządowych.
Ślub z udziałem prezesa
– Świetnie się orientuje w sprawach partii. Jest bardzo rzetelny, sprawny, pracowity, inteligentny. I w związku z tym nie było tutaj żadnego powodu, żeby nie dokonać zmiany – tak Krzysztofa Sobolewskiego zachwalał w styczniu tuż po dokonaniu wyboru na szefa Komitetu Wykonawczego sam prezes PiS. "Gazeta Wyborcza" wówczas pisała, że rok wcześniej Jarosław Kaczyński był gościem na ślubie Sobolewskiego, a to dowodzi, że nieznany szerzej polityk cieszy się niemałym zaufaniem lidera partii rządzącej.
Odebranie nagrody na gali Telewizji Republika to pierwsze tak spektakularne wyjście z cienia Krzysztofa Sobolewskiego. I choć raczej nie może on zaliczyć go do zbyt udanych, to najpewniej nie było ono ostatnim. Można się spodziewać, że rola tego polityka w najbliższym czasie będzie tylko rosła.