W słowniku zmotoryzowanych jest wiele określeń na piratów drogowych jeżdżących na dwóch kółkach: pedalarze, pedaloty, turdefransy, święte krowy rowerowe. Wojna między kierowcami samochodów a rowerzystami trwa od lat i nawet o metr nie zbliża się do rozejmu. Wręcz przeciwnie: jest coraz gorzej.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Przez wiele lat mieszkałem i jeździłem na rowerze w Łodzi. Myślałem, że tam na ulicach panowała wolna amerykanka. Jednak po przeprowadzce do Warszawy śmiem twierdzić, że w stolicy, która powinna uchodzić za wzór, jakakolwiek kultura jazdy na rowerze totalnie nie istnieje.
Traktowanie chodników jako dróg dla dwóch kółek jeszcze można wybaczyć - auta tak gnają po ulicach, że aż strach. Jednak przejeżdżanie po pasach bez schodzenia z roweru, przeciskając się przez tłum pieszych, zakrawa o bezczelność. Przecierałem też oczy ze zdumienia, gdy widziałem cyklistów gnających przez skrzyżowanie na czerwonym świetle. Nic dziwnego, że kierowcy wylewają swe frustracje na facebookowej grupie "Święte krowy rowerowe" i wymyślają kolejne pomysły na walkę z piratami na dwóch kółkach.
Zdjęcia i filmiki ze "świętymi krowami rowerowymi"
Moda na dokumentowanie przewinień wyszła od samych społeczników. Początkowo robili zdjęcia "świętych krów", czyli np. aut parkujących na chodnikach i trawnikach - w miejscach niedozwolonych. W ramach rewanżu, kierowcy zaczęli fotografować rowerzystów, którzy jadąc gadają przez telefon, terroryzują chodniki i przejścia. Z założenia miało to dowodzić słuszności tezy o pirackich zachowaniach, ale niektórzy uczynili sobie z tego główne hobby, by dopiec rowerzystom/kierowcom aut. Większość zdjęć czy filmów to zwykłe czepialstwo wynikające z chorej nienawiści.
Tablice rejestracyjne na rowery
Rowerzyści mogą czuć się bezkarni, bo trudno ich zidentyfikować. Kierowcy proponują więc obowiązek posiadania tablic rejestracyjnych - łatwiej potem donieść na pirata odpowiednim służbom (informowanie policji czy straży przestało mieć już negatywne konotacje - nawet w najbardziej błahych sprawach). Bez sensu? Nie, bo takie rozwiązania były już stosowane: "W Polsce tablice rejestracyjne przy rowerach obowiązkowe były do końca lat 60 tych XX w." – podaje serwis holender24.pl. "Nie będą anonimowi podczas kolizji, do których doprowadzają i może zaczną ich obowiązywać w końcu lusterka i OC jak pozostałych użytkowników dróg", "Dodatkowo ubezpieczenie obowiązkowo i licznik prędkości. A i jeszcze przepisy ograniczające dozwoloną prędkość" – podobnych komentarzy i pomysłów na grupie jest o wiele więcej - z obowiązkową kartą rowerową na czele.
Progi zwalniające na drogach rowerowych
Jadąc po nowiutkiej, asfaltowej drodze rowerowej można zapomnieć o bożym świecie. Jeśli to tego mamy kolarkę, to faktycznie niektórzy czują się jak na Tour de France. Dlatego też, warszawska radna wpadła na nietypowy pomysł na kabackim odcinku drogi rowerowej. "Rowerzyści wjeżdżają tu pędem, nawet po 30 km na godzinę. Przez cały Ursynów wzdłuż alei KEN można "przycisnąć". Dlatego potrzebne jest fizyczne spowolnienie ruchu" – mówiła Sylwia Krajewska dla haloursynow.pl. Progi dla rowerzystów są np. na Polu Mokotowskim czy na ul. Międzyparkowej. Przepisy jednak jasno mówią, że na drogach rowerowych spowalniaczy zbudować nie można. To nie jedyne rozwiązanie mogące spowolnić rowerzystów.
"Kierujący rowerem również może dopuścić się wykroczenia polegającego na przekroczeniu dopuszczalnej prędkości chociażby w strefie zamieszkania, gdzie prędkość dopuszczalna wynosi 20 km na godz. i nie stanowi wygórowanej granicy dla sprawnego rowerzysty. Ponadto na rowerach szosowych kolarze osiągają prędkości powyżej 50 km na godz., co w warunkach normalnej jazdy w obszarze zabudowanym jest niedozwolone" – mówił "Wyborczej" mł. asp. Michał Gaweł z wydziału prasowego Komendy Głównej. Policjanci zatem będą skupiać na niewielkim odsetku demonów szybkości, choć przede wszystkim przydałaby się zwykła edukacja lub kampania w stylu zombie od Tramwajów Warszawskich.
Święta wojna na ulicach
Nienawiść z internetowych grup przenosi się na ulice. Najbardziej jest to odzwierciedlone w blokowaniu poboczy, przez co będąc rowerzystą trzeba stać w korku z innymi samochodami - pomimo wymalowanych tzw. sierżantów rowerowych. Dam sobie odciąć rękę, że niektórzy kierowcy specjalnie stoją tuż przy krawężniku - na złość "pedalarzom". Piesi nie tyle przeklinają cyklistów, co się ich najzwyczajniej boją.
"Szedłem zwykłym chodnikiem bez ścieżki rowerowej, gdy nagle przede mną pojawił się rowerzysta. Pędził prosto na mnie. Nie hamował, tylko dalej pedałował" – pisał pan Maciej w liście do redakcji "Metro Warszawa". Uważa, że kiedyś piesi przegrywali z samochodami, a teraz robią to samo z rowerami.
– Nie należy dzielić ludzi na pieszych, rowerzystów i kierowców, bo każdy z nas przemieszcza się różnymi sposobami. Często jedna i ta sama osoba jeździ do pracy samochodem, do sklepu na piechotę, a w weekend rowerem jedzie nad Wisłę – tłumaczy naTemat Robert Buciak ze stowarzyszenia Zielone Mazowsze.
Co zrobić, by rowerzyści przestali być utrapieniem dla innych? Zdaniem społecznika trzeba budować drogi rowerowe między jezdnią a chodnikiem, likwidować zbędne światła, przebudowywać skrzyżowanie na małe ronda czy – Wprowadzić automatyczną detekcję rowerzystów przed światłami, aby nie czekali na pustym skrzyżowaniu ponad minutę, ale mogli szybko przejechać, gdy nie ma w pobliżu żadnych samochodów – wylicza Robert Buciak z Zielonego Mazowsza.
Cierpią przede wszystkim rowerzyści
W 2015 roku na polskich drogach zginęło 300 rowerzystów, w 2016 r. - 271, a w 2017 r. 220. Liczba zabitych z roku na rok maleje, ale wciąż nie ma powodów do radości. Rowerzyści nie stosując się do przepisów, zagrażają przede wszystkim sobie - samochód może nawet nie mieć zadrapania, z kolei ccyklista po takich starciach niemal zawsze odnosi obrażenia.
Kierowcy samochodów mogą źle myśleć o cyklistach, ale należy pamiętać, że to właśnie oni generują najwięcej tragicznych w skutkach wypadków. Ile słyszeliśmy przypadków, w których to rozpędzony rowerzysta śmiertelnie przejechał pieszego? No właśnie. – Przewinienia osób jeżdżących rowerami są wyolbrzymiane. W wypadkach drogowych z udziałem rowerzystów giną niemal wyłącznie oni sami. Natomiast co roku kierowcy samochodów zabijają ponad tysiąc innych osób – wyjaśnia Robert Buciak.
Aktywiści wywalczyli Masami Krytycznymi na tyle dużo, że nie muszą już organizować blokujących centra manifestacji. Miasta w całej Polsce rozbudowują infrastrukturę rowerową, ułatwiają życie "niechronionym" uczestnikom ruchu i na potęgę budują stacje rowerów miejskich. Bycie cyklistą nie jest już fanaberią, ale realną alternatywą dla komunikacji zbiorowej czy samochodów.
Rower daje ogromną swobodę w poruszaniu się i poczucie wolności, którego niestety niektórzy nadużywają. I będzie coraz gorzej, bo miasta są przeludnione, a moda na zdrowy tryb życia napędza rowerową koniunkturę. Podobnie jak codzienne korki uliczne. Im bardziej rowerzyści będą doprowadzać do wściekłości kierowców, tym bardziej ci będą utrudniać życie rowerzystom. Zresztą - wystarczy zapytać dowolnego taksówkarza co myśli o rowerzystach. Usłyszycie takie przekleństwa, o których istnieniu nie mieliście pojęcia.
"Ludzie korzystając z transportu cenią sobie bezpieczeństwo i wygodę. Jeśli jadą rowerem ulicą, na której nie ma drogi dla rowerów, a na jezdni nie czują się bezpiecznie, to pojadą chodnikiem. Jeśli czekają na zmianę świateł na zielone ponad minutę i w tym czasie nie przejedzie żaden samochód, to zarówno pieszy, jak i osoba na rowerze przekroczy jezdnię na czerwonym świetle. Są też skrzyżowania, np. Rakowieckiej z Kazimierzowską, gdzie przejazd rowerem na czerwonym świetle jest bezpieczniejszy niż na zielonym wraz z wszystkimi samochodami".
Robert Buciak
Zielone Mazowsze
"Zdecydowanie największym problemem jest nadmierna prędkość, a w drugiej kolejności wymuszanie pierwszeństwa podczas skręcania. Dlatego należy zwężać pasy ruchu (im węższe jezdnie, tym kierowcy jadą wolniej), wprowadzać fizyczne przeszkody (np. wyniesione skrzyżowania, wyspy na przejściach dla pieszych) i zlikwidować zielone strzałki. Likwidacja zielonych strzałek była jednym z elementów szwedzkiej Wizji Zero, która uczyniła drogi w tym kraju jednymi z najbezpieczniejszych na świecie".