Premier Mateusz Morawiecki po wystąpieniu w Parlamencie Europejskim musiał zmierzyć się z pytaniami od europosłów. Większość dotyczyła problemów Polski z rządami prawa, do których Morawiecki gdy sam przemawiał się nie odniósł. – W tej drugiej części premier był skazany na porażkę. Pewnie nie można było inaczej ustawić kalendarza, ale wyszło to rzeczywiście niefortunnie – ocenia w rozmowie z naTemat dr Kamil Zajączkowski, europeista z Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego.
Premier Morawiecki chwalił się ostatnio pasmem sukcesów jakie osiąga na czele z porozumieniem polsko-izraelskim wokół ustawy o IPN. Czy jego wystąpienie na forum Parlamentu Europejskiego na temat przyszłości Unii Europejskiej to też sukces?
Dr Kamil Zajączkowski, europeista: – Podzieliłbym to wystąpienie na dwie części. Premier mówił o trzech filarach ewentualnych przyszłych działań UE związanych z gospodarką, bezpieczeństwem i szeroko pojętym społeczeństwem i być może nie było to ani pasjonujące ani rewolucyjne, tak jak przemówienie Emmanuela Macrona, ale było koncyliacyjne i pokazywało mniej więcej jaką UE obecny polski rząd chciałby tworzyć i budować.
Jaka to byłaby Unia Europejska?
Premier zaznaczył, że dla zarówno Polski jak i dla UE jako całości bardzo ważne powinny być kwestie gospodarcze, innowacyjność i konkurencyjność w świecie. W wymiarze gospodarczym bardzo mocno podkreślił niedociągnięcia w relacjach transatlantyckich. Z jednej strony zgodził się z Trumpem i przyznał, że prezydent USA ma rację mówiąc o nierównościach na świecie, ale z drugiej strony jednoznacznie podkreślił, że polski rząd sprzeciwia się wszelkim praktykom protekcjonizmu, czyli że to jednak wolny handel powinien być podstawą światowej gospodarki.
Kolejna kwestia to bezpieczeństwo. Szef polskiego rządu mówił o bezpieczeństwie w kontekście wojskowym, energetycznym oraz tym związanym z migracją. Poza kilkoma banałami ciekawa była tutaj w końcu pozytywna odpowiedź polskiego rzadu, że możemy przeznaczyć więcej pieniędzy na pomoc imigrantom i bardziej zaangażować się w tzw. fundusz migracyjny dla Afryki. Szef rządu wspomniał też o społeczeństwie i niwelowaniu nierówności. Całe to przemówienie było bardzo koncyliacyjne, premier często podkreślał że Polska jest częścią UE, choć przedstawiał oczywiście wizję wspólnoty bliższą konfederacji, ale jednoczenia się choć w ramach państw narodowych. Natomiast drugi wymiar wystąpienia premiera Morawieckiego, to pytania z sali szefów frakcji i europosłów.
Media donoszą wręcz o grillowaniu premiera Morawieckiego przez część europosłów, ale chyba polityczne momentum tego wystąpienia nie było trafione. Szef rządu przekonywał, że demokracja w Polsce nie kwitła jeszcze tak jak kwitnie dzisiaj, co w kontekście manifestacji w obronie niezależności Sądu Najwyższego musiało wywoływać dysonans.
Tak. Premier wygłosił koncyliacyjne przemówienie bo zapewne spodziewał się, że nikt nie będzie pamiętał o co Polsce chodzi i jakie - nawet pozytywne - rozwiązania proponuje. Wszyscy zapamiętają za to wystąpienie Morawieckiego z pytań przewodniczących frakcji, zwłaszcza Manfreda Webera, szefa Europejskiej Frakcji Ludowej i odpowiedzi polskiego premiera.
Dlatego oceniam, że to była jedna wizyta w Parlamencie Europejskim, ale dwie zupełnie różne i odrębne jej części. O pierwszej mówiłem, ale zapamięta się premiera Morawieckiego z tej drugiej, w której mówił o ostatnich 2,5 roku rządów PiS nie odnosząc się do sukcesów polskiej transformacji po 1989 roku. W kontekście manifestacji i tego co się dzieje wokół Sądu Najwyższego wyszło to niekorzystnie dla polskiego premiera.
Czyli nie odnieśliśmy kolejnego sukcesu?
W tej drugiej części premier był skazany na porażkę. Pewnie nie można było inaczej ustawić kalendarza, ale wyszło to rzeczywiście niefortunnie.
Szef polskiej dyplomacji Jacek Czaputowicz powiedział kilka dni temu, że "na razie stoimy na stanowisku, że mamy rację i że spór z Komisją Europejską rozstrzygniemy na naszą korzyść”. Na razie…