Polska produkcja na podstawie książki Arkadego Fiedlera "Dywizjon 303" wchodzi do kin z końcem sierpnia. – Film "Dywizjon 303" może spełnić dziś szczególną rolę. Przypominając, że Polacy podczas wojny pomogli ocalić Anglię, napełni dumą tysiące naszych rodaków na Wyspach, tchnie w nich ducha, jakże potrzebnego w czasie, gdy nastawienie niektórych Brytyjczyków do cudzoziemców niepokojąco się zmienia – mówi w rozmowie z naTemat Marek Fiedler.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
W sierpniu tego roku pasjonaci X muzy i historii nie mogą narzekać na brak produkcji o zwycięstwach Polaków . Do kin wchodzą aż dwa filmy o Dywizjonie 303. Pierwszy to produkcja polsko-bytyjska z Marcin Dorocińskim, Iwanem Rheonem i Milo Gibsonem - "303. Bitwa o Anglię" - premiera kinowa 17 sierpnia.
Drugi to film stricte polski z Piotrem Adamczykiem i Maciejem Zakościelnym na czele - "Dywizjon 303. Historia prawdziwa". Wejdzie do kin 31 sierpnia. Produkcja napotkała na wiele przeciwności losu. O kulisach powstania książki i filmu o bohaterskim dywizjonie rozmawiam z Markiem Fiedlerem pisarzem, podróżnikiem i dyrektorem Muzeum - Pracowni Literackiej Arkadego Fiedlera w Puszczykowie.
Przez tyle lat nie było żadnego filmu o Dywizjonie 303, a teraz nakręcono aż dwa i będą miały premierę tuż po sobie. Z pewnością pan z rodziną ma powody do radości?
Policzyłem, że w tym roku mija 18 lat od kiedy zaczęliśmy zabiegać o powstanie filmu. W 2000 roku, w 60. rocznicę Bitwy o Anglię, zaprosiliśmy jeszcze żyjących polskich lotników z czasów tej Bitwy. Niestety wszyscy już odeszli, ale pamiętam, że właśnie na tym sympatycznym spotkaniu rzuciliśmy pomysł z filmem.
Popełniliśmy błąd, bo początkowo dzwoniliśmy do reżyserów. Teraz wiemy, że trzeba najpierw próbować u producentów, bo niestety najważniejsze są pieniądze. Reżyserzy byli chętni, ale brakowało właśnie środków.
Teraz mamy dwa filmy, dość kuriozalna sytuacja, ale widzowie nie mają powodów do narzekań. Będą mogli porównać oba tytuły i przypomnieć sobie historię.
Wspomniał pan o spotkaniu z polskimi bohaterami. Jakimi byli ludźmi?
Byli fantastyczni, wiem też o nich dużo z relacji mego ojca, który pojechał do ich bazy w 1940 roku. Wcześniej nie miał żadnego kontaktu z lotnictwem - stacjonował w piechocie w Szkocji, ale przeczytał entuzjastyczne artykuły o Dywizjonie 303 w brytyjskich gazetach. Ważyły się losy Europy, a polscy lotnicy kapitalnie walczyli i strącali niemieckie samoloty.
Tata zaprzyjaźnił się szczególnie z dowódcą - majorem Witoldem Urbanowiczem. Z kolei moja mama, która była Włoszką mieszkającą w Londynie, poznała się z moim ojcem właśnie w czasie Bitwy o Anglię. Pobrali się w Londynie i przyjmowali w swoim mieszkaniu lotników. Mama była nimi zachwycona, tym jak byli szarmanccy i kulturalni. Zawsze wspominała ich bardzo serdecznie.
Chyba potrzebujemy takich opowieści, prawda? Bo jeśli mówimy o naszej historii, to głównie o przegranych walkach jak np. Powstanie Warszawskie. Polska ma tragiczną i okrutną przeszłość, ale przecież nie byłoby nas tu, gdzie jesteśmy, gdybyśmy też nie zwyciężali.
Trafił pan w dziesiątkę, bo ja myślę podobnie. Każdy z nas powinien zobaczyć taki film jak "Dywizjon 303", bo to jest opowieść o naszych żołnierzach, którzy w decydującej chwili odnieśli zwycięstwo. Za sobą mamy wiele klęsk, o których dużo się mówi, co jest rzeczą potrzebną, bo należy pamiętać poległych bohaterów. Pamiętajmy jednak również o zwycięzcach.
Ważyły się losy Europy. Hitler jak taran szedł przez nasz kontynent. Mój ojciec był w 1939 roku na Tahiti, ale egzotyczna sielanka szybko się skończyła na wieść o wojnie. Z przerażeniem słuchał meldunków, że Polska ginie. Wrócił do Europy, zgłosił się do polskiej armii we Francji. Kraj wydawał się potęgą, ale również szybko padł pod hitlerowskimi ciosami. Ostatnią nadzieją była Anglia.
Film "Dywizjon 303" może spełnić dziś szczególną rolę. Przypominając, że Polacy podczas wojny pomogli ocalić Anglię, napełni dumą tysiące naszych rodaków na Wyspach, tchnie w nich ducha, jakże potrzebnego w czasie, gdy nastawienie niektórych Brytyjczyków do cudzoziemców niepokojąco się zmienia.
W tym momencie zachęca pan do obejrzenia filmu, ale jeszcze dwa lata temu doszło między waszą rodziną a producentami do spięcia. Poszło o zmiany w scenariuszu i np. dodanie fikcyjnych postaci. Co się zmieniło?
Różnie to bywało, ale ja zawsze chciałem, by powstał film o zwycięzcach. Wiem, że po wojnie lotników źle traktowano, fałszywie oskarżano. Jednak w 1940 roku oni byli zwycięzcami, których noszono na rękach. To trzeba doceniać i zrobić o tym film.
Można rzecz jasna patrzeć na całą historię z szerszej perspektywy. Jedna z pierwszych wersji scenariusza kończyła się Powstaniem Warszawskim - jeden z lotników wrócił do płonącej stolicy i od razu zginął. A więc znów klęska, tragedia. Film o Dywizjonie 303 musi być inny. Oni byli zwycięzcami.
Czytałem, że miał pan pomagać przy drugim filmie, polsko-brytyjskiej "303. Bitwa o Anglię"?
Nie, choć kiedyś się zwrócili do nas, bo chcieli wypożyczyć replikę 1:1 samolotu Hurricane z naszego muzeum. Nie mogłem jednak działać na dwa fronty. Sercem jestem związany z polskim filmem i tego się trzymam, choć jestem ciekaw również tej drugiej produkcji.
W muzeum możemy zobaczyć replikę legendarnego samolotu, ale co jeszcze? Podejrzewam, że po obu filmach będziecie mieć "nalot” turystów.
Otworzyliśmy właśnie nową wystawę o nazwie „Dywizjon 303” i już przyjmujemy pierwszych gości. Pokazujemy oryginalne zdjęcia mego ojca z krytycznych dni Bitwy o Anglię oraz wiele innych wojennych pamiątek.
Demonstrujemy makietę lotniska w Northolt. To z tego lotniska Dywizjon 303 startował do walki, to tutaj Arkady Fiedler zaprzyjaźnił się z myśliwcami i mechanikami i zaczął pisać książkę im poświęconą. Nad głowami widzów u nas znów walczą Hurricane i Spitfire z Messerschmittem i Junkersem. To są latające modele!
Prezentujemy też wiele eksponatów z planu filmowego, m.in. mundury i kombinezony polskich, niemieckich i angielskich lotników. Wyświetlamy filmy dokumentalne o Dywizjonie 303.
Samo Muzeum – Pracownia Literacka Arkadego Fiedlera to przede wszystkim muzeum podróżnicze. Dokumentuje wyprawy naszego ojca, a także nasze, czyli jego synów. Również nasi synowie zaczynają podróżować. Mamy więc dużo pamiątek przywiezionych z różnych zakątków świata, jest też Ogród Kultur Tolerancji, a w nim replika statku "Santa Maria” Krzysztofa Kolumba czy piramidy Cheopsa. A wszystko to w Puszczykowie, niedaleko Poznania.
Ojciec zgłosił się do generała Sikorskiego z prośbą, by mógł do nich pojechać. Piloci z Dywizjonu 303 przyjęli go bardzo ciepło. Znali go z przedwojennych książek, jak "Ryby śpiewają w Ukajali" czy "Kanada pachnąca żywicą". Cieszyli się, że będzie ich fotografował i pisał o nich książkę. Oni nigdy nie wiedzieli, wylatując w bój, czy wrócą.
To w powietrzu decydowały się losy Europy - czy dojdzie do inwazji nazistów na Wyspy, czy też nie. Brytyjskie siły lądowe były mizerne, ale mieli lotnictwo, a Polacy wspaniale, niezwykle skutecznie im pomogli odeprzeć atak. Zresztą Anglicy dziś przyznają, że gdyby nie wsparcie naszych myśliwców, to nie wiadomo jak potoczyłyby się losy wojny. To bardzo budujące.