
Początkowo, gdy tylko wybuchła afera, księdza Mariusza W. przeniesiono z Nowego Targu do kościoła na jednym z osiedli w Krakowie. W parafii zorganizowano pożegnalną mszę, a wielu wiernych ubolewało, że odchodzi ksiądz, który "umiał zjednywać do siebie ludzi przez swoją otwartość". Nowotarska prokuratura oskarża go o molestowanie dziewięciu dziewczynek.
Ofiary księdza Mariusza W., jak wynika z dokumentów prokuratury, miały od 9 do 12 lat. Duchowny został oskarżony o molestowanie dzieci podczas wycieczek szkolnych na basen lub w góry.
Szkoła powiadomiła organa ścigania, o sprawie zrobiło się głośno. Zanim prokuratura zdążyła zebrać dowody i postawić duchownemu zarzuty, kuria latem 2016 r. przeniosła księdza Mariusza W. z parafii w Nowym Targu do kościoła na os. Oficerskim w Krakowie. W macierzystej parafii zorganizowano pożegnanie. Wielu wiernych z żalem przyjęło decyzję kard. Stanisława Dziwisza.
Pamiętam jak przychodził do parafii, od razu był blisko hokeja i Podhala. Ksiądz, który był zawsze blisko ludzi i nikogo nie zbył, dla każdego miał chwilę czasu, a do tego umiał zjednywać do siebie ludzi przez swoją otwartość.
Jak opisywała wówczas "Gazeta Krakowska", ksiądz Mariusz W. sam siebie nazywał "duszpasterzem dzieci". W Krakowie też początkowo zajmował się scholą, uczył w szkole i przygotowywał dzieci do Pierwszej Komunii Świętej, ale - jak informował wówczas proboszcz tamtejszej parafii - został od tych obowiązków odsunięty na własną prośbę, gdy dowiedział się o prokuratorskim postępowaniu.
Dyskusja o pedofilii wśród duchownych w ostatnim czasie przybrała na sile za sprawą słów Franciszka. Papież podczas pielgrzymki do Irlandii spotkał się z ofiarami księży-pedofilów i przepraszał za grzechy Kościoła.
