
"Dawno, dawno temu, za górami, za lasami..." - od tych słów powinna zacząć się polska ekranizacja słynnej książki Arkadego Fiedlera. "Dywizjon 303. Historia prawdziwa" z założenia miał być produkcją o triumfie Polaków, a nie kolejnym o klęsce biało-czerwonych. Twórcy tak wzięli to sobie do serca, że nakręcili film o nieśmiertelnych superbohaterach.
Mając tak doskonały materiał źródłowy jak książka Arkadego Fiedlera, twórcy zdecydowali się na przekoloryzowanie, a raczej zakamuflowanie niektórych wydarzeń. Przecierałem oczy ze zdumienia, gdy po jednej z akcji na ekranie zobaczyłem całego i zdrowego Josefa Františka.
"W owym dniu Frantiszek, wracając z bojowego lotu, zaczepił nieopatrznie skrzydłem o kopiec w czasie wykręcania tradycyjnej 'beczki' i rozbijając maszynę, zginął na miejscu. Działo się to ponoć przed domem jego bogdanki, mieszkającej w Ruislip, w pobliżu lotniska w Northolt."
Fragment "Dywizjonu 303" Arkadego Fiedlera
Syn autora książki, Marek Fiedler, nie chciał dopuścić, by film kończył się rzewnie... Powstaniem Warszawskim - to miał być jeden z niewielu obrazów o zwycięstwie Polaków. I jest. "Dywizjon 303. Historia prawdziwa" jest przez to laurką wystawioną naszym bohaterskim lotnikom, a nie dokumentem, jak sugeruje tytuł.
Wiele osób odstrasza plejada popularnych aktorów, których widzimy w co drugim filmie czy serialu - zwłaszcza jeśli chodzi o ckliwe romansidła. Nie dajmy się zwieść pozorom - ani Piotr "Jan Paweł II" Adamczyk, ani Maciej "polski Brad Pitt" Zakościelny nie sprawiają, że chce się wyjść z kina. Przyjemnie się na nich patrzy. I słucha. Adamczyk popisał się perfekcyjną angielszczyzną!
Obserwuj nas na Instagramie. Codziennie nowe Instastory! Czytaj więcej
