
Natomiast Leon jest inny. Przede wszystkim nie jest średni, nie jest nawet dobry. Dla wielu jest najlepszym siatkarzem świata. – Leon jest jak Ronaldo i Messi w jednym ciele, tylko na gruncie siatkarskim. Ciężko się z nim rywalizuje na każdym treningu – mówił w 2016 roku o Leonie Teodor Salparow, libero Zenitu Kazań, w którym obaj wtedy grali.
Najmłodsi kibice siatkówki tego nie pamiętają, ale reprezentacja Kuby, która dzisiaj jest po prostu solidna, przez wiele lat była znacznie lepsza od nas. To dwukrotni srebrni (ostatni raz w 2010 roku) medaliści i dwukrotni brązowi medaliści mistrzostw świata, na przełomie wieków drużyna o klasę lepsza od Polski.
W efekcie 2012 roku Kuba nawet nie awansowała do igrzysk olimpijskich w Londynie. Wtedy Leon też już miał dość, ale wybrał inną drogę – nie uciekł z kraju, a wyjechał z niego oficjalnie, w 2012 roku.
Teoretycznie to "transfer doskonały", bo lepszego zawodnika to tylko ze świecą szukać. Jest jednak kilka wątpliwości. Przede wszystkim dla wielu Leon jest Kubańczykiem i grał już dla tej drużyny narodowej. W piłce nożnej nie miałby szans na start w polskich barwach.
Kibice są podzieleni. Nie tylko w internecie, ale i "na żywo". – Robi się jak w piłce nożnej czy w koszykówce. Miło byłoby, żebyśmy chociaż w jednym sporcie nie korzystali z obcego "zaciągu" – mówi mi Jakub, który siatkówkę lubi, ale na całą sprawę patrzy bardziej przez pryzmat piłki nożnej.
Piłkarze dostawali obywatelstwo, bo "byli potrzebni" i wówczas rzeczywiście ktoś wypadał z kadry bezpośrednio przed turniejem. Tutaj tak nie jest. To nie jest fanaberia związku, transfer, nikt przed nim nie pada na kolana, żeby ratował naszą kadrę. To raczej wykorzystanie okoliczności.