Prezydent Polski Andrzej Duda i prezydent Niemiec Walter Steinmeier
Prezydent Polski Andrzej Duda i prezydent Niemiec Walter Steinmeier Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta

Ta żarówka będzie się ciągnąć za prezydentem Dudą niczym miska ryżu za premierem Morawieckim. Internet aż pęka od żarówkowych dowcipów. Ktoś zaproponował nawet ogólnonarodową zbiórkę zwykłych, polskich żarówek, które mogłyby rozświetlić słynne żyrandole w Pałacu Prezydenckim. Bo ta żarówka jest niczym Miś. Ona odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest żarówka na skalę naszych polskich możliwości. Choć sprawa jest niestety poważna.

REKLAMA
Głośną wypowiedź prezydenta o żarówce najłatwiej oczywiście wyśmiać. Gorzej, że wpisuje się ona w ciąg słów i gestów, które szkodzą i tak fatalnemu wizerunkowi Polski na arenie międzynarodowej i stawiają pod znakiem zapytania naszą rolę w zjednoczonej Europie.
Tak reprezentuje nas prezydent
Jak mówi art. 133 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, prezydent reprezentuje państwo w stosunkach międzynarodowych. Dobrze byłoby więc, by reprezentował nas godnie, zamiast prowokować komentarze o wystawianiu Polski na pośmiewisko na forum UE i zniechęcaniu najważniejszych sojuszników takich jak Niemcy.
Bo występowanie prezydenta Dudy podczas Forum Polsko-Niemieckiego w roli elektryka i atak na UE i Niemcy odbiera powagę nie tylko jemu. Poza tym - jak wiadomo - zabawa z prądem może grozić porażeniem.
Co takiego powiedział prezydent w Berlinie? "Jeśli w UE jest tak dobrze, jak Pan mówi, to dlaczego Brytyjczycy zdecydowali się na Brexit?" – pytał Duda w towarzystwie prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera.

I odpowiadał sobie pytaniem na pytanie. "Może mamy problem z demokracją w UE? Ludzie w Polsce zastanawiają się, dlaczego nie mogą kupić w sklepie normalnej żarówki tylko energooszczedną. Dlaczego? Bo Unia zabroniła” – stwierdził Duda, wprawiając w osłupienie biznesowo-polityczną śmietankę Niemiec. O tym, jak zostały odebrane słowa polskiego prezydenta, świadczyło doniosłe buczenie sali.
"A u was biją Murzynów"
Indagowany przez Niemców, dlaczego polskie media narodowe nie informowały o wyroku TSUE ws Sądu Najwyższego, p Duda odparł, że "w Polsce jest tak, że gdyby jakaś kobieta została zgwałcona, to media by o tym poinformowały natychmiast, wskazując szczegóły, które tylko byłyby do zdobycia, więc media w Polsce są wolne”.
Nasz prezydent nawiązywał w ten sposób do sylwestra na dworcu w Kolonii, gdzie ostatecznie żadnego gwałtu nie potwierdzono. Przypomina się od razu kolejny dowcip o komputerze chwalącym Związek Radziecki, który na niewygodne pytania odpowiadał: "a w USA Murzynów biją!" 
Przypomnijmy zagraniczne "sukcesy" prezydenta Dudy z ostatnich miesięcy. W Leżajsku Unię Europejską nazwał "wyimaginowaną wspólnotą, z której dla Polaków niewiele wynika”. O randze jego wizyty w Australii świadczyło spotkanie z premierem Malcolmem Turnbullem, które ograniczyło się do... przywitania. Nową Zelandię prezydent pomylił z Irlandią. Za to z jego wizyty w USA zapamiętano głównie zdjęcie, na którym stoi nad biurkiem Trumpa i robi głupią minę.
Nauka nie idzie w las
Bo trzeba przyznać, że prezydent Andrzej Duda niczym sam Donald Trump stał się królem wpadek i memicznych sytuacji. Premier Mateusz Morawiecki i Ryszard Petru, szef Liberalno- Społecznych zostali wyraźnie w tyle, bo jednak nawet najlepsze cytaty z taśm, pomylenie powitania z pożegnaniem, czy źle zapisane nazwisko nie wywołują zażenowania poza granicami kraju.
Dobrze przynajmniej, że prezydent cały czas się czegoś uczy. Nauczony doświadczeniem z wizyty w gabinecie Trumpa tym razem wszystkich zaskoczył. To on siedział przy biurku, a prezydent Niemiec stał. Oto gest na miarę dwóch nagich mieczy pod Grunwaldem. Niemcy nawet go nie zauważą, ale wypowiedziane słowa zapamiętają.