"Z całą pewnością podczas rozmowy braci była omawiana sprawa lądowania we mgle i z całą pewnością Jarosław Kaczyński nie odradzał bratu lądowania, bo prezydent by posłuchał. Jarosław będzie tego świadomy do końca życia. Stąd desperackie próby przykrycia tego teorią zamachu" – tym wpisem na Twitterze Dariusz Rosati, były szef MSZ, dziś europoseł PO, wywołał żywą dyskusję. W rozmowie z naTemat wyjaśnia, co miał na myśli. Bo potem słowa z Twittera zmienił.
To była reakcja na wpis Lecha Wałęsy o tym, że musi przeprosić Jarosława Kaczyńskiego za słowa o jego odpowiedzialności za katastrofę smoleńską. Wałęsa twierdził, że prezes PiS miał w ostatniej rozmowie telefonicznej z bratem wydać nakaz lądowania w Smoleńsku, mimo złej pogody, czym doprowadził do katastrofy lotniczej. Rozmowa odbyła się po godzinie ósmej i od lat wzbudza falę domysłów i spekulacji.
– Rozmawiałem z bratem zanim załoga samolotu dowiedziała się o mgle nad Smoleńskiem. Rozmowa dotyczyła stanu zdrowia mamy – przekonywał wcześniej Kaczyński. Również sędzia uznała, że Wałęsa nie poznał treści ostatniej rozmowy braci Kaczyńskich. Nie ma też żadnych dowodów na to, że istnieje nagranie ostatniej ich rozmowy.
Nie widziałem. Czyli ktoś twierdzi, że temat lądowania nie był poruszany w czasie rozmowy?
A skąd wiadomo, że był?
Rozmowa między braćmi była. To wiadomo, że rozmawiali.
Ale skąd wiadomo, czego dotyczyła?
Przypuszczam że dotyczyła też lądowania. Można mówić o stanie zdrowia mamy, ale oprócz tego temat lotu też się zapewne pojawił.
Tym tweetem sugeruje Pan, że zna treść rozmowy.
Nie znam treści. Nie wiem, jaka jest treść rozmowy, ale uważam, że taki temat został podniesiony. Logika podpowiada, że temat musiał być omawiany. Jeśli ktoś chce mi powiedzieć, że samolot krąży i nie może podejść do lądowania, a prezydent rozmawia z bratem i o tym nie rozmawiają, to uważam, że byłoby to bardzo nielogiczne.
Ale tego nie wiemy.
Nie wiemy. Ale jesteśmy obdarzeni rozumem przez Pana Boga, w związku z tym wiemy, że najważniejszy temat, jaki się na pokładzie samolotu pojawił, czy lądować, czy nie lądować, był – jestem przekonany – przedmiotem rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim.
Ludzie domagają się dowodów. Pytają: "Słyszał pan tę rozmowę?".
Nie słyszałem.
Logika nie byłaby jednak żadnym dowodem w sądzie.
Nie. Dowodów nie ma, przyznaję.
To skąd wiadomo, że jest jakieś nagranie?
Nagrania nie mamy. Na 100 procent nie wiemy, czy istnieje. Ale wiadomo, że amerykańska NSA nagrywa takie rozmowy. Myślę, że została zarejestrowana. Nie ma co oczekiwać, że Amerykanie ją ujawnią, bo musieliby przyznać, że podsłuchują wszystkich. To kwestia bezpieczeństwa USA i nie ma nic wspólnego z tym, co się w Polsce stało. Taka rozmowa pewnie została nagrana.
Ale napisał Pan, że "z całą pewnością Jarosław Kaczyński nie odradzał bratu lądowania, bo prezydent by posłuchał".
Nie powinienem pisać, że z całą pewnością, bo nie mogę tego udowodnić, choć jestem o tym przekonany. Przypuszczam, że gdyby odradzał, to Lech by posłuchał. Takie były relacje między nimi. Lech bardzo liczył się ze zdaniem brata. A poza tym cała ta teoria zamachu smoleńskiego naprawdę daje do myślenia. Dlaczego komuś, za wszelką cenę zależy, żeby przykryć błędy polskich pilotów, organizacji lotu itp. Moim zdaniem – by odwrócić uwagę.
Nie boi się pan pozwu za ten tweet? Tak jak Lech Wałęsa został pozwany przez Jarosława Kaczyńskiego?
Oczywiście można pozywać za wszystko, w tym za to, że użyłem zwrotu "z całą pewnością”.
Ale nie bardzo widzę powód do pozwu, bo w moim tweecie nie ma żadnego oskarżenia, czy naruszenia dóbr osobistych. Ja mówię, co było tematem rozmowy. A jeśli nie było, to chciałbym, żeby Jarosław Kaczyński oficjalnie to powiedział. Że na pół godziny przed rozbiciem samolotu temat lądowania w ogólnie nie był omawiany z prezydentem.
Dlaczego Pan go w ogóle napisał?
Chciałem zwrócić uwagę, że tych spekulacji nie da się ignorować.
Czyli co chciałby Pan od niego usłyszeć?
Żeby przestał wmawiać ludziom, że w Smoleńsku był zamach. Niech nie robi z Polaków idiotów. On się oczywiście do tego nie przyzna, bo to by oznaczało, że ponosi odpowiedzialność. Ale chodzi o to, by zakończyć ten toksyczny serial Macierewicza, który trwa 8 lat, ma na celu odwrócenie uwagi od rzeczywistych przyczyn katastrofy.